Rozdział 67

218 33 27
                                    

DZISIAJ WSTAWIŁAM 7 ROZDZIAŁÓW, więc jak ktoś chce, to zaczyna czytanie od 61 ;)

Ręka Ren Pa uniosła się, nakazując milczenie.

— Wracasz po tak długim czasie i śmiesz jeszcze twierdzić, że ta kobieta to twoja nowa siostra?! — Wskazał na Lucy. — Ta kobieta jest ważna dla Króla Smoków. ON ma zadecydować, co z nią zrobić, a ty śmiesz twierdzić, że... — Nie dokończył.

Ponownie nastało milczenie.

Lucy rozejrzała się po obozie, zastanawiając, czy może w jakiś sposób zaradzić sytuacji, ale wątpiła, że w ogóle było to możliwe. Dlatego skłoniła się przed Ren Pa i rzekła:

— Rin Ko uratował mnie, gdyż takie było życzenie Wiedźmy Wymiarów. Choć mógł mnie zostawić w lesie na pastwę losu, to dał mi dom i zaopiekował się mną. Podarował mi miecz, bym umiała obronić się sama. Skrzyżowaliśmy bronie i walczyliśmy ramię w ramię i przybyliśmy na wezwanie, choć nie musieliśmy, dlatego proszę o wyrozumiałość dla syna.

Ren Pa przybliżył się do Lucy. Bacznie przyjrzał jej się ze wszystkich stron, aż w końcu odszedł w stronę namiotu, wchodząc do środka.

— Jesteś zwykłym piechurem — odezwał się głos z wnętrza schronienia. — Ta dziewczyna również. Na wojnie jesteście zwyczajnymi wojownikami, ale jeśli przyniesiecie mi głowy dwóch generałów, potraktuję wam jak moje dzieci.

Oboje spojrzeli na siebie z niedowierzaniem. Jednak w końcu tylko podziękowali i odeszli, by rozłożyć namiot. Postawili go w niemal najdalszej części obozu, kiedy zabrakło miejsca na jego środku. Większość wojowników niechętnie na nich spoglądała, ale ostatecznie po godzinie nikt już nie zwracał na nikogo uwagi i wszyscy poddali się popijawie przed kolejną bitwą.

— Sądzisz, że uda nam się? — zapytała Lucy, kiedy leżeli obok siebie w namiocie.

— Nie mam pojęcia — odpowiedział szczerze. — Generałowie to działka generałów albo kogoś z tytułem tysiącznika lub kogoś lepszego...

— A dla smoczego księcia? — zaproponowała.

Rin Ko okręcił się w jej stronę.

— Dla niego to żaden problem. — Prychnął śmiechem. — Jesteś kochana.

— Ty też. I dlatego chcę się odwdzięczyć za całą pomoc.

— Porwałem cię — przypomniał.

Westchnęła.

— Nie wiem, jaki mam ku temu powód, ale wierzę ci, ufam ci i mam wrażenie, że jesteś przeznaczonym mi bratem — zadeklarowała szczerze.

— Może właśnie to jest ci przeznaczone.

— Może tak, a może nie. Nie wiem. — Wzruszyła ramionami. — Wiem tylko, że nie chcę żałować i myśleć, co by było gdyby. Nie pamiętam swojego życia przed przybyciem tutaj, ale skoro znalazłam się tu i teraz, to musi być ku temu jakiś powód. I może tym powodem jest ty.

Złożyła na czole Rin Ko delikatny pocałunek, lecz zaraz obeszła się z niesmakiem.

— Afe, mokre — ponarzekała. — Umyj się kiedyś.

— Ty też nie pachniesz fiołkami.

Ponownie zaśmiali się, lecz po kilku minutach rozmowy wygodnie położyli się i w końcu zasnęli, wiedząc, że następny dzień będzie dla nich znaczący i wyczerpujący.

Lucy obudziła się następnego dnia przed resztą wojowników, chcąc pójść na jezioro i przemyć się w nim trochę. Zebrała ze sobą kilka materiałów, mydło i coś do włożenia na siebie po kąpieli.

[z] Smocze KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz