Chwycił haustem powietrze, czując, jak się dusi.
Tic, tac, tic, tac...
Słysząc tykanie zegara, nie mógł w nie uwierzyć. Niepewnie przeniósł wzrok na swoją lewą rękę, w której trzymał zaciśnięty przedmiot, leżący jeszcze przed chwilą na czerwonej poduszce. Jednak jego zdziwienie było jeszcze większe, gdy ujrzał wskazówki, które przesuwały się równomiernie tak, jakby nigdy wcześniej nie stanęły w miejscu. Nie wierzył w to, co widzi i słyszy. Sądził, że to tylko przywidzenia, lecz gdy jego oczom ukazały się zszokowane miny pozostałych osób, które razem z nim weszły do komnaty, pojął, że to nie sen. Nawet spotkanie z tym mężczyzną, który przestawił się jako jego ojciec.
— Natsu — zaczęła niepewnie Lucy — wszystko w porządku i... co się dzieje? — mówiła z trudem, sama będąc zagubiona.
— Mamy problem... Spory problem — odpowiedział jej.
— Ty, ty... — odezwał się Ustan X — ty uruchomiłeś go? Jak to zrobiłeś? Co się stało? Nie mów, że widziałeś pierwszego króla Sarycji.
— A jak miał na imię pierwszy król Sarycji? — zapytał niepewnie, nie chcąc poznać odpowiedzi.
Król na chwilę zamilkł, myśląc, co chce powiedzieć. Wiedział, że skądś kojarzy twarz tego dziecka i te charakterystyczne, różowe włosy, lecz z początku ciężko mu było w to uwierzyć. Ale teraz miał dowód. Żywy dowód na istnienie potomka tego człowieka.
— Natsu — odpowiedział spokojnie król. — I zapewne widziałeś się ze swoim przodkiem?
— Gorzej — odparł Dragneel, śmiejąc się głupio.
— Co się dzieje? — pisnęła Lucy, nie odkrywając wzroku od tykającego zegarka.
— Jeśli wierzyć mojej wizji... To widziałem się z moim ojcem — wyjaśnił w końcu, wprowadzając resztę w stan otępienia.
***
Klęczał przed biurkiem swojego pana, próbując uzyskać wybaczenie, o które tak od już prosił. Mimo że minęły dwa miesiące wciąż nie miał żadnym dowodów na to, że ci ludzie nie żyją. Był maszyną do zabijania, nie mógł tego teraz zniszczyć. Pracował latami, by w końcu znaleźć dla siebie konkretne miejsce, a teraz mógł wszystko stracić przez jedną, nieudaną misję, która postawiła go w niezbyt dogodnej sytuacji.
— A więc, Generale Katumi, masz jakieś wieści?
Odwrócony do mężczyzny tyłem, siedział na fotelu, paląc jedno z najlepszych cygar na świecie. Rozkoszując się każdym kłębkiem dymu, spoglądał za okno, patrząc na gromadkę członków Fairy Tail, którzy nadal błagali o wydanie ciał ich przyjaciół.
— Jeszcze nic, ale pracuję nad tym — powiedział w końcu Mistrz Miecza. — Nie zawiodę.
— Nie musisz się śpieszyć — rzekł niespodziewanie jego przełożony. — Koniec końców wszystko wyszło na dobre.
— Co? — krzyknął zdziwiony Katumi, nie rozumiejąc logiki swojego pana.
— Chcesz, żebym powiedział ci, do czego dążę?
— Tak — burknął pod nosem Generał.
— Zaplanowałem każdy szczegół w sposób idealny. Patrz! — krzyknął, wskazując na widok za oknem. — Oni myślą, że Natsu i Lucy nie żyją, a tamci z kolei rozumieją, że teraz nie mogą wrócić.
— Ale po co to wszystko?
Dociekliwie próbował uzyskać odpowiedź, która w najgorszej sytuacji mogła go kosztować życie.
CZYTASZ
[z] Smocze Królestwo
FanfictionPrzeznaczenie nie wybacza Przeznaczenie nie daje pójść własną ścieżką Przeznaczenie jest bezlitosnym bytem, wypełnionym bólem i cierpieniem Odrzuceni. Skrzywdzeni. Wygnani. Ani Natsu, ani Lucy...