Rozdział 98

148 28 11
                                    

TERAŹNIEJSZOŚĆ

Erza otworzyła z hukiem wejściowe drzwi do gildii. Pozostali członkowie wbili trochę zaniepokojone spojrzenia w jej zmęczoną, wychudzoną twarz, z której wylewała się złość. Dziewczyna ominęła wszystkich przyjaciół, usiadła przed barem i wskazała palcem na najmocniejszy alkohol w barku. Pojawiał się jeden oddech za drugim, ciężki i nierównomierny. Levy podsunęła pod jej nos ciasto truskawkowe, z położoną na wierzchu świętą truskawką — zdobytą specjalnie na jej powrót. Odsunęła talerzyk i chwyciła butelkę, biorąc kilka łyków na jednym wdechu.

Kilka osób gwałtownie wstało. Krzesła upadły z hukiem na podłogę, a Droy zachłysną się jedzonym przed siebie kurczakiem, grzecznie odkładając go na stół — nie wziął więcej ani kęsa.

Erza skrzywiła się. Gorzki smak spalił jej gardło. Zacharczała, po czym zakaszlała, ostatecznie oglądając się kierunku trzymanego przez Levy ciastka. Wystarczyło wyciągnąć dłoń i chwycić rozkoszny raj dla jej podniebienia.

— Nie — odparła lakonicznie. — Zabierz to.

— Kto zginął? — Mirajane złapała Erzę za ramiona, potrząsając nimi. — Nie, tylko nie Lisanna...

Oddaliła się, ledwo trzymając się na trzęsących nogach. Plecami walnęła o barek. Butelki zachybotały się, a jedna z nich spadła na ziemie, roztrzaskując się o podłogę. Nogi Mirajane umoczyły się w palącym alkoholu.

— Jeszcze nikt zginął. — Fuknęła, przymrużając powieki nad butelką. Wypiła z niej jeszcze trochę. — Obrzydliwe.

— Jeszcze nikt nie zginął? — powtórzyła Levy, zabierając Erzie butelkę. — Powiesz i dopiero wtedy ci oddam.

Zagroziła palcem, po raz pierwszy sprzeciwiając się jednemu z najpotężniejszych członków gildii. Zdecydowała, że nie odda, póki nie usłyszy, co wydarzyło się z jej przyjaciółmi i mężem. Pozostali poparli ją w milczeniu, nadal obawiając się reakcji Erzy. Kobieta zawiesiła głowę w powietrzu, żałując, że nie może się napić więcej. Przez całą podróż trzymała wszystko w sobie, zamykając się w pokoju, który rzekomo wcześniej należał do Natsu i Lucy. Przejrzała wszystkie ich rzeczy, dotknęła i przypomniała sobie o przyjaciołach, których w zasadzie porzuciła na łaskę losu. Poddała się w poszukiwaniach i może przez ten pozornie nieznaczący błąd, doprowadziła do nadchodzącej zagłady.

Potrzebowała zapomnieć. Pragnęła zapomnieć i przeczekać tydzień w towarzystwie alkoholu, aż nadejdzie obiecany koniec.

— Lucy została opętana... — wzruszyła ramionami, nie odnajdując innego słowa — przez jakąś istotę. W zasadzie zapowiedziała, że wybije całą ludzkość i w ramach wdzięczności za opiekę nad jej ciałem dała nam tydzień, by pożegnać się z bliskimi. A teraz oddawaj.

Levy postukała palcami oblat, po czym wyrzuciła alkohol przez okno. Bezdomny kot zamiauczał, rzucając się na śpiącego pod budynkiem gildii mężczyznę. Rozległy się krzyki. Levy odruchowo odwróciła się, udając, że nie ma nic wspólnego z zaistniałym zajściem.

— Oj, Erzo, ogarnij się, proszę. — Pogłaskała przyjaciółkę po włosach. — Może to tylko kawał tej... — spróbowała przypomnieć sobie imię — Amelii — pstryknęła palcami — i jej rodziny. Chcieli was tylko nastraszyć.

— Uwierz mi, że raczej dla żartów nie zniszczyli całego królestwa.

— To gdzie oni? — Rozejrzała się. — Gdzie Gajeel? Lisannna? Gray?

— Zaraz przyjdą. — Wskazała na drzwi. — Muszą się tylko rozpakować. Poza tym Gray postanowił wraz z Amelią zabrać się do naszego króla i porozmawiać o tym „incydencie". — Ostatnie słowo niemal zaśpiewała. — Będziemy walczyć, ale...

[z] Smocze KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz