Szła przez środek miasta, które po raz pierwszy widziała na oczy, choć były i takie momenty kiedy czuła, iż ślepe uliczki czy stare, poniszczone budynki są jej tak znajome.
Patrząc na tabliczkę, wiszącą dokładnie nad wejściem do tego miejsca, zrozumiała, że nie jest to Magnolia. Barron Village — tak się nazywała owa część kraju zwanego Sarycją, ale skąd o tym wiedziała?
Pamiętała, że ma na imię Lucy, Lucy Heartiflia. Jednak wciąż ogarniało ją dziwne uczucie, iż to tylko złudzenie. Miała wrażenie, że podróżuje przed puste uliczki miasta nie w swoim ciele. Pragnęła ujrzeć swe odbicie, upewniając się, iż to tylko jej wyobraźnia, lecz każde z luster było zbite, a przedmioty, które próbowała pochwycić w dłonie, przechodził przez nie, jakby była duchem.
Wzdychając weszła na główną ulicę, która w pełni była pokryta czerwonym piaskiem, niczym na pustynnych terenach. Zaniepokojona tym gdzie się w zasadzie znajduje, okręciła ciałem, po czym zatrzymała wzrok na tajemniczej sylwetce, którą ujrzała z oddali. Skrzyżowała ręce na piersi, po czym pognała w stronę nieznanej postaci.
Gdy dotarła do niej, dostrzegła, iż tego człowieka zakrywa prawie w całości granatowy płaszcz z kapturem, zarzuconym na głowę. Była w stanie dostrzec, że jest to kobieta, gdyż strój dość swobodnie przylegał do charakterystycznych miejsc, potwierdzając, że jest to przedstawicielka płci pięknej. Najprawdopodobniej czarnoskóra, co dało się zobaczyć z rąbka twarzy, który nie był zakryty.
— Kim jesteś? — zapytała Lucy, a przynajmniej tak jej się zdawało.
— Masz jej oczy — powiedziała tajemnicza postać. — Masz jej oczy, więc jesteś jej przeznaczeniem. Biada ci córko nieszczęścia, żono apokalipsy i matko cierpienia.
— O czym ty mówisz?
Lucy podeszła bliżej, po czym zatrzymała się, rozumiejąc, że dziwna siła nie pozwala przejść dalej.
Nagle zgięła się w pół, opadając na ziarnisty piach. Jej ciało oblało się potem, a ból głowy nie pozwalał zaznać odpoczynku. Szczegóły waliły jej się na myśli, każąc zapamiętać nawet najmniejszy fragment układanki z tej wizji, która przedstawiała drogę do mało charakterystycznego miejsca. Jaskinia, która w oddali chwaliła się prostym wyglądem, nakazywała zawrzeć ten obraz w umyśle.
— Będę twoją pierwszą przystanią, której zapewnie nie dosięgniesz — mówiła dalej kobieta — a której pragniesz... Wypowiedz swe imię! — rozkazała.
— Lucy! — powiedziała stanowczo.
— Twe prawdziwe imię!
— Lucy!
— Kiedy przyjdzie odpowiedni czas, znajdź swe imię, bo to, które teraz posiadasz, jest obłudą fałszerstwa. Otaczasz się nim, nie pojmując, KIM tak naprawdę jesteś, a nie kim JESTEŚ.
— Wytłumacz mi, proszę! — wymamrotała błagalnym głosem Heartfilia, czując, jak się dusi.
Uśmiechnęła się, robiąc krok do tyłu.
— Zrozumiesz wszystko, jak znajdziesz ciemność.
— Zerefa? — zapytała niepewnie, kojarząc tylko tego człowieka z taką symboliką.
— To dziecko? — Zaśmiała się. — Ciemność, która cię posiądzie, jest znacznie potężniejsza.
— Jak masz na imię?
CZYTASZ
[z] Smocze Królestwo
FanfictionPrzeznaczenie nie wybacza Przeznaczenie nie daje pójść własną ścieżką Przeznaczenie jest bezlitosnym bytem, wypełnionym bólem i cierpieniem Odrzuceni. Skrzywdzeni. Wygnani. Ani Natsu, ani Lucy...