Rozdział 51

231 29 1
                                    

Porywacze minęli pierwszy postój strażników, w którym dominowała cisza i pustka. Porozrzucane wokoło bronie i tarcze świadczyły o zażartej walce, która została tu stoczona kilka godzin wcześniej. Na budowli wciąż widoczne były ślady krwi, jednak w najbliższej okolicy nie dało się dojrzeć choćby jednego ciała.

Skręcili w najbliższą drogę prowadzącą do portu i wtedy też najechali na dołek. Wóz poskoczył, a żelazna skrzynia przewróciła się, budząc wcześniej uśpioną Lucy. Wściekły Katumi kazał zatrzymać się Katherinie i szybko postawił metalowe więzienie w pierwotnej pozycji. Wrócił do towarzyszki i ruszyli w dalszą trasę.

Lucy przetarła zaspaną twarz z początku nie pamiętając, co się stało. Jednak po chwili dotarło do niej, że jest w niebezpieczeństwie. Podniosła się, otworzyła oczy i ujrzała jedynie ciemność. Przerażona, że ponownie odebrano jej wzrok, zamachnęła się i uderzyła pięścią w metalowe drzwi. Załkała, ale zaraz zrozumiała, że nadal widzi. Zamrugała.

— Wypuście mnie! — krzyknęła. Jej głos odbił się echem w metolowym pudle.

Usiadła, choć jej ruchy były skrępowane i nie mogła wygodnie ułożyć ciała. W umyśle roiło jej się od pyta. Kto był porywaczem? Dlaczego to uczynił. I najważniejsze — co chcą z nią zrobić? Pokręciła głową i wzięła głęboki wdech starając się zachować spokój.

Wnet jej ciało zalało gorąco. Temperatura nieustannie wzrastała, a przyczyna nagłego ocieplenia była dziewczynie nieznana. Lucy nie odczuwała bólu. Zimno wciął biło od metalu, więc nikt z zewnątrz nie mógł próbować jej zabić.

— Biedne dziecko — usłyszała szept odbijający się echem w umyśle.

Podniosła się i rozejrzała, choć panowały wewnątrz całkowite ciemności.

— Nie jestem biednym dzieckiem — szepnęła. — Po prostu...

—... zostałaś porwana — dokończył głos. — Moje biedne dziecko, zapomniałaś o mnie, o swoich oczach.

— Tak, i żyło mi się z tym całkiem dobrze — odburknęła.

— Nie kłam — rzekła ciepło. — Dzieciątko moje, dostałaś me oczy, lecz w twym umyśle i sercu jestem. Wiem, co czujesz, jakie masz obawy i kogo się lękasz.

Lucy uderzyła się kilkukrotnie w głowę, lecz głos nie znikł, tylko kontynuował:

— Zostałaś odrzucona przez człowieka, którego tak mocno kochałaś. Starałaś się, a on tylko odpychał cię od siebie.

— Nie.

— Kochanie — mówiła dalej — wstań i pokaż mu, jaki ogień masz w sobie.

— Nie — zaprzeczyła.

— Nie walcz ze swoim przeznaczeniem. To twoja moc i masz prawo ją wykorzystać. Nie oczy, nie Święte Bronie, bo one są niczym w porównaniu do tego, co nosisz w sobie.

— Ja nie chcę — szepnęła po raz ostatni.

Przetarła twarz z łez i podniosła się. Wzięła głęboki wdech i uśmiechnęła się. Oczy wiły się czerwienią w jej gałkach, a krew spływała zamiast łez. Włosy luźno opadały na policzki, delikatnie drażniąc wrażliwą skórę dziewczyny.

Lucy podniosła ręce i chwyciła za rękawy sukienki. Nagle szarpnęła mocno za nie i oderwała od ubrania. Rzuciła materiał na podłogę, napinając w tym czasie mięśnie. Ruchy dziewczyny były ograniczone przez ciasnotę panującą wewnątrz skrzyni. Jednak mimo to Lucy starała się uzyskać jak największą przestrzeń, by poddać się próbie.

[z] Smocze KrólestwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz