Rozdział 11 II

8.6K 616 241
                                    

Niall

Przechodziłem przez galerię. Musiałem kupić sobie kilka ciuchów. Zaczynały mi się powoli nudzić koszule, które przywiozłem ze sobą z USA. Zdecydowanie preferowałem coś luźniejszego.

Wszedłem do popularnej sieciówki i udałem się na dział męski.

– Czemu tu są takie wielkie rozmiary – jęknąłem.

– Tam są mniejsze. – Od razu pojawiła się przy mni ekspedientka.

Przypominała mi trochę Hazzę z twarzy...

– Dziękuję. – Skinąłem głową i ruszyłem w odpowiednie miejsce. Czułem na sobie cały czas jej wzrok.

Westchnąłem cicho, gdy znalazłem mój rozmiar.

– Przepraszam, że spytam, ale masz na imię Niall? – Towarzyszyła mi.

– Tak, a skąd pani wie? – spytałem, patrząc na nią.

– Jestem siostrą Harry'ego, Gemma. – Uśmiechnęła się.

– Oh... Miło mi. – Kiwnąłem głową.

– Nie pamiętasz mnie? – Przekręciła głowę.

– Miałem wypadek, przepraszam.

– Oh, nic nie szkodzi. – Uśmiechnęła się. – Na długo przyjechałeś? – spytała, kładąc dłoń na biodro.

– Myślę, że tak, mam tutaj przyjaciół, jak się dowiedziałem. – Posłałem jej uśmiech.

Pokiwała głową ze zrozumieniem.

– Jakbyś czegos potrzebował, to nie krępuj się, jestem do twojej dyspozycji. – Uśmiechnęła się i ruszyła w stronę innych klientów.

Znalazłem całkiem sporo rzeczy dla siebie. Ruszyłem, by to wszystko przymierzyć. Kiedy przejrzałem się w lustrze, miałem dziwne wrażenie, że odnalazłem siebie.

Bezwarunkowo biorę to wszystko.

Przebrałem się w swoje ubrania i ruszyłem do kasy. Zapłaciłem za wszystko i pożegnałem się z Gemmą.

Byłem już blisko domu, kiedy zaczął dzwonić mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz.

Harry?

– Tak? – zapytałem, szukając kluczy do mieszkania.

– Cześć, Nialler, robisz coś? Wpadłbym do ciebie z Lou. Teściowa zabrała nam dzieci do siebie i nie mamy co robić. – Westchnął.

Czyli jednak będę miał okazję spędzić ten dzień z kimś, a nie samotnie!

– Tak, wpadajcie. – Mógł wyczuć, że jestem podekscytowany.

– Oki, to za jakieś piętnaście minut będziemy... Zrobisz kawy? Trochę się nie wyspałem... Louis, wynocha przylepo! – I zaczęli tam szurać.

Zrobiło mi się nieco niezręcznie, więc się rozłączyłem, by po chwili wybuchnąć śmiechem i wejść do domu.

– No w końcu! – usłyszałem głos mojej matki.

– Mama? Co tu robisz? – zdziwiłem się, odstawiając torby.

– No tak. Dziś jest piętnasty – powiedziała.

– Zapomniałem, Boże – jęknąłem. – Byłem na zakupach, nawet nie ma obiadu, przepraszam, mamo. – Przygryzłem wargę.

– Wybaczam ci, synku – westchnęła.

– Zaraz coś przygotuję. – Wyjąłem z zamrażarki paluszki rybne.

Pokiwała głową, siadając na krześle.

Odsmażyłem je, wyciągając jakiś sos z lodówki. Chyba trzeba pójść do sklepu spożywczego tym razem.

– Nie mam nic więcej. – Było mi wstyd.

– Spokój... – zaczęła, lecz przerwał jej dzwonek.

– Otwarte! – zawołałem i po chwili wleciała para wilków.

– Wiedziałem. – Louis zrobił kilka szybkich kroków w kierunku mojej przestraszonej matki, ale Harry go przytrzymał.

– Zachowuj się – upomniał go.

– Niall, co oni tu robią? – Była wręcz wściekła.

– Chcieli wpaść. – Wzruszyłem ramionami.

– W takim razie ja wychodzę. Nie powinieneś się z nimi widywać. Louis to nędzna szuja, której tylko w głowie wykorzystanie młodych chłopców! – Wyszła z wściekłością z domu.

– Przepraszam za nią – westchnąłem.

– Nie masz za co, dobrze wiem, jaka jest. I owszem, lubię wykorzystywać młodych chłopców. – Mrugnął do Harry'ego.

– Spierdalaj – wymamrotał loczek i usiadł na krzesełku.

Zachichotałem cicho, patrząc na nich.

– Niby taki stary, a tak głupi – wymamrotał Harry i sięgnął po paluszka rybnego. – Tylko tyle masz? – Zaśmiał się.

– Niestety – westchnąłem cicho.

– Louis, jedź po zakupy dla Nialla – rozkazał, a alfa tylko westchnął głośno.

Nawet nie dali mi się sprzeciwić, bo szatyn ucałował szybko policzek loczka i wyszedł.

Zielonooki uśmiechnął się i wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłynąć.

– Chyba jesteś szczęśliwy – powiedziałem.

– Bardzo. Wiesz, powiadają wiek to tylko liczba... Na ile lat wygląda dla ciebie Lou? – Oparł się policzkiem na swojej dłoni.

–Trzydzieści – powiedziałem.

– Kurwa, zgadłeś – mruknął i po chwili się roześmiał. – Wygląda na młodszego, tu ci nie przyznam racji. – Pokręcił głową.

– Coś we mnie mówiło mi, że ma tyle.

– Dobrze, świadomość wraca, cudownie! – Zaklaskał.

Westchnąłem cicho, kiwając głową.

– Już mamy trochę sukcesu! – Wyszczerzył się.

– Trochę – westchnąłem.

– Co porabiałeś przez te dwa tygodnie, gdy się nie widzieliśmy? – parsknął.

– Miałem gorączkę. A potem chodziłem nad jeziorko. – Wzruszyłem ramionami.

–Nad jeziorko? – Zmarszczył brwi.

– No tam w lesie.

– Ciekawe, nie wychodzę z często. – Westchnął.

Pokiwałem głową, idąc do sypialni. Zaniosłem tam torby i przebrałem się w coś wygodniejszego. Gdy wróciłem, czekały na mnie na blacie trzy reklamówki z jedzeniem i uroczy widok przytulonej pary.

– Ile mam ci oddać? – zapytałem, wyciągając z tylnej kieszeni portfel.

– Nie trzeba, kasy mi nie brakuje, wybierałem tak, by jakoś drogo nie wyszło. – Oderwali się od siebie.

– Oh, dziękuje. – Uśmiechnąłem się szczerze. – Napijecie się czegoś?

– Dla mnie herbata. – Uśmiechnął się loczek.

– Kawa. – Louis przysiadł na blacie.

Pokiwałem głową i wszedłem do kuchni. Wstawiłem wodę i wyciągnąłem kubki. Wyjrzałem przez okno i w oczy rzucił mi się cień mężczyzny na moim tarasie.




Od Autorek:
Wróciliśmy!
Kitty skarbie wszystkiego najlepszego 💕

ᴛʀɪᴀɴɢʟᴇ ɴᴏᴛ ᴏɴʟʏ ɪɴ ᴍᴀᴛʜ ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz