18

62 6 29
                                    

Poranek był dla mnie bardzo trudny biorąc pod uwagę to co przeżyłam wcześniej w nocy. Prawie wcale nie spałam, skupiłam się bardziej na rozmyślaniu nad tym, co się działo. Oraz o tym co się może stać. To było trudne, życie w tej sytuacji.

Byłam w ciąży, a ojciec raz był, a raz go nie było. Czułam się zraniona.

Piękna historia bajkowego romansu, która zaczęła się w Australii zaczynała zmieniać się istny senny koszmar.

Od nowa rozważałam wszelkie opcje. Nie potrafiłam pomyśleć trzeźwo o wszystkim, ponieważ wszystko było takie świeże jak rana... jak ta postrzałowa. Czułam że krwawię.

Wstałam z łóżka około jedenastej, przebierając się i idąc na długi spacer po plaży.

Potrzebowałam oczyścić swoje myśli z wczorajszego rozczarowania.

Po przechadzce wróciłam do domu, zastając na podjeździe oczywiście samochód Clintona.

Weszłam do środka, zastając go dyskutującego z Mitchelem w salonie.

- A co, jeśli coś jej się stało? Dlaczego jej nie upilnowaliście? - krzyczał, chodząc po pomieszczeniu, rwąc sobie włosy z głowy.

- Zostawiła telefon - powiedziała spokojnie Tash - Nie martw się, powinna wrócić.

- Zjebałeś, nie powinno cię tu być, to żałosne - stwierdził Mitty.

Weszłam do pomieszczenia, sprawiając że wkoło zapanowało milczenie.

- Uspokój cycki Clinton, byłam na odwyku od twojej głupoty - westchnęłam teatralne, idąc do kuchni, żeby czegoś się napić.

Zignorowałam fakt, że w jego dłoniach był bukiet róż. Byłam bardzo zdenerwowana, nie wiedziałam, czy czasem mu nie przyłożę.

- Angeline, tak bardzo cię przepraszam. Zachowałem się jak dupek. Nie chciałem cię zranić. Byłem bardzo zdezorientowany tym, czym jesteśmy...

- Czym jesteśmy, Clinton? - zapytałam zdenerwowana, plując jadem.

- Jesteśmy rodzicami, nawet jeśli dziecka jeszcze nie ma tutaj - jego język plątał się. Nie spodziewał się tego pytania z mojej strony.

- Dlatego nie odzywasz się do mnie, a potem przychodzisz tutaj i blagasz, och błagasz o przebaczenie. Sorry, ale ja już zaczynam mieć tego dosyć! - oparłam się ręką o zlew.

- Angeline, chociaż raz pozwól mi mówić! - uderzył dłonią w szafkę, co mnie przeraziło. Cofnęłam się o krok, mając ochotę uciec. Miałam wrażenie, że już nie wiem, czego się po nim spodziewać. Czy mnie uderzy, czy coś zniszczy?

- Wyjdź... - kręciłam głową, czując łzy spływające po moich policzkach. Nie miałam nad tym kontroli. Moje ciało trzęsło się jak osika, kręciło mi się w głowie, a mój wzrok był mętny przez płacz. 

- Nie zrobię tego, bo kurwa chcę być przy tobie! - wyrzucił kwiatki na wyspę kuchenną, podchodząc do mnie, jednak ja cofałam się, wpadając na szafkę kuchenną. Uwięził mnie swoimi ramionami po obu stronach mojego ciała. Nim się spostrzegłam, jego ramiona owinęły się wokół mojego ciała, unosząc mnie tak, że siedziałam na blacie. Moje trzęsące się ręce objęły go w talii, podczas gdy on owinął ręce wokół moich ramion. 

- Clinton, nie chcę żeby to tak wyglądało - wyszlochałam w jego tors, kompletnie mocząc materiał jego czarnej koszulki.

- To się już nie powtórzy, skarbie - obiecał, składając pocałunek na moim czole. Następnie objął tył mojej głowy dłonią, przytulając ją do piersi - Chcę ciebie. 

Angeline // Clinton Cave PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz