Kolejne tygodnie nie były proste. Parę dni temu wróciłam do pracy a mój chłopak pojechał w trasę.
Dzieckiem opiekowała się moja siostra, która przyjechała niedawno do Kalifornii na trochę dłużej że swoim synkiem.
Cieszyłam się że miałam Daisy przy sobie. Nie musiałam się martwić o jej relacje z mężem oraz o to, co się z nią dzieje. Oraz miałam w końcu z kim zostawić Beau.
Robiłam dzisiaj kolejny raz zdjęcia z Waterparks. Cieszyłam się z ponownego spotkania, gdyż kiedy byłam w ciąży tylko raz ich widziałam na Warped, a potem jakoś kontakt nam się urwał.
- Jak tam mamuśkowe życie? - zapytał zaczepnie jak zwykle Awsten, mijając mnie, gdy ustawiałam lampy.
- Ciężkie - westchnęłam - Zastanawiam się czy nie zwiać za każdym razem gdy płacze.
- To normalne - stwierdził Otto, wchodząc na plan.
- Nie wiem czy chęć ucieczki rodzica przed dzieckiem jest taka normalna - zachichotałam pod nosem, robiąc próbne zdjęcia, żeby sprawdzić czy całe oprzyrządowanie działa prawidłowo.
- Mam nadzieję, że Clinton jest lepszym ojcem niż ty matką i tak nie pęka - zauważył uszczypliwie fioletowowłosy. Clinton I on poznali się kiedyś I parę razy nawet zdążyło się że wychodziliśmy razem. Więc Awsten miał prawo coś o nim wiedzieć.
- Jest I to mnie przeraża - skinęłam głową, poprawiając fokus - Gdzie jest Geoff?
- Już jestem! - zawołał od wejścia chłopak, wbiegając przed obiektyw.
- Dobra, na chwilę skupmy się na was - orzeklam, zaczynając robić zdjęcia.
***
Po sesji udaliśmy się razem do kawiarni, żeby świętować nasz sukces.
Po wszystkim powróciłam do domu chłopaków, który teraz był także moim domem. Wciąż trudno mi się było do tego przyzwyczaić, ale jakoś powoli się z tym oswajałam.
Gdy weszłam do środka zastałam Daisy bawiącą się na macie w salonie z Beau, podając mu grzechotkę. Zaś Freddie, syn Daisy na mój widok wstał, podbiegając do mnie.
- Ciocia Angeline - przytulił się do moich nóg, wywołując we mnie śmiech.
- Cześć mały - pochyliłam się, przytula jąc go.
- Beau ma wysypkę - Powiadomiła mnie siostra. W jej głosie dostrzegałam zaniepokojenie.
- Gdzie? Co się dzieje? - podeszłam, klękając przy macie, oglądając nóżki dziecka, które były poznaczone krostkami.
Malec na mój widok uśmiechnął się, chwytając mnie za włosy.
- Beau, co ci jest skarbeńku? - pogładziłam jego pierś, wywołując w nim śmiech.
- Zadzwoń może do Clintona - zaproponowała moja siostra - To mi wygląda na jakąś alergie. Ty nie masz żadnych, ale może on ma?
- Dobra, już dzwonię - podniosłam się, wyjmując telefon z kieszeni spodni.
Połączenie odrzucone. Pięknie.
Spróbowałam jeszcze dwa razy i dopiero za drugim odebrał.
- Kochanie, coś się stało? - usłyszałam po drugiej stronie. W tle słyszałam instrumenty. Pewnie robili właśnie próbę.
- Beau ma wysypkę i nie wiemy z Daisy co zrobić. Ona twierdzi że to alergia... Masz jakieś alergie?
- Nie, raczej nie - zaprzeczył.
- Teraz się boję...
- Nie bój się, jedźcie do lekarza - starał się mnie uspokoić. Wyczuwałam to w jego głosie.
- Dobrze, już jedziemy - westchnęłam, patrząc na blondynkę.
Ten dzień był bardzo wyczerpujący, a jeszcze się nie skończył. Tęskniłam za byciem samej sobie. Nie było tyle odpowiedzialności i zajęć. Teraz czułam się jakbym miała dwie prace, jedną w domu, drugą za obiektywem.
Nie wiedziałam jak długo dam tak radę. Zaczynało braknąć mi sił.