5

37 3 23
                                    

Wróciłam do mieszkania, parkując samochód na podjeździe, gdy nagle dostałam telefon od nieznajomego numeru.

- Halo? - odebrałam połączenie z lekkim zawahaniem, zarzucając na swoje ramię torebkę, oraz wyjmując torbę z kamerą z tylnego siedzenia.

- Angie, skarbie, to ty! Jak dobrze, że się dodzwoniłam! - zawołał damski głos po drugiej stronie. Aż mnie uszy zabolały, nie mogłam tego głosu pomylić z żadnym innym.

- Ciocia Rose? - zmarszczyłam odruchowo brwi. Rose była siostrą ojca mojej siostry i raczej nie odzywała się do mnie za często. Byłam ciekawa, co skłoniło ją do odnowy kontaktów ze mną.

- Angel, jak miło mi cię słyszeć! - znowu wrzasnęła, tak, że musiałam odsunąć od ucha słuchawkę, a i tak ją słyszałam - Wczoraj rozmawiałam z Daisy i powiedziała mi, że masz dziecko! - jej głos brzmiał rozradowanie - Młodzieniec, prawda? Jak się nazywał...? Bryson...?

- Beau, ciociu - poprawiłam ją z westchnieniem, zamykając drzwi auta, zablokowując zamki guzikiem na kluczach.

- Chciałabym go poznać - oświadczyła nagle.

- Dobrze, tylko w najbliższym czasie ja i... - zaczęłam, jednak mi przerwano.

- Będę w sobotę wieczorem. Ugotujesz jakąś kolację i poznam twojego męża. Będzie cudownie, coś jednak z ciebie wyrosło kochana, jak się cieszę - orzekła rozradowana kobieta, nie dając mi miejsca na sprzeciw.

- Właściwie to... Ciociu? - zdałam sobie sprawę że się rozłączyła - Cholera - przeklęłam do siebie, idąc do drzwi mieszkania.

Zastałam Clintona i Beau w kuchni, robiących naleśniki. Mały jadł swoją porcję puchatych placków z syropem klonowym i masłem, zaś starszy ładował je na na pusty talerz.

- Hej, jak było? - zapytał Clinton, próbując się uśmiechnąć, jednak coś mu nie wyszło. Coś ukrywał? On nigdy prawie nie zaczynał rozmowy jako pierwszy.

- Dobrze - spojrzałam na niego zdziwiona jego zachowaniem - Wyrwałam się szybko... A u was?

- Mamo, ja tak jakby... bardzo dużo uciąłem włosów wujkowi Mitchelowi - zaczął speszony chłopiec, dziobiąc naleśnika ze spuszczonym wzrokiem i smutną miną.

- Co? - spojrzałam przerażona raz to na malca, raz na Clintona, który uniósł palec w górę, prychając i otwierając do połowy usta, żeby coś powiedzieć.

- Mitchel poszedł z nim do małpiego gaju i tam usnął na fotelu do masażu dla rodziców, a ten o to diabeł jak się okazało wziął do plecaka nożyczki i wykorzystał okazję i... - sięgnął on do kieszeni, żeby wyjąć z niej coś. Zobaczyłam przed sobą warkocz. Byłam w szoku.

- Fuj, Jezu! - odskoczyłam - Beau, po co ci to?! - podniosłam głos.

Nagle chłopiec wpadł w płacz, co wywołało w Clintonie atak śmiechu. Widziałam, jak dusił się, opadając głową na blat. Na szczęście wyłączył wcześniej płytę i nie grzała.

- Chciałem tylko sklonować tatę i wujków jak w bajce mówili kiedyś - wypłakał chłopiec - Chciałem tylko żeby byli tutaj z nami mamo.

- Och, Beau - podeszłam do niego, zamykając jego zapłakaną buzię w uścisku, przytulając jego główkę do swojego brzucha, głaszcząc jego włoski.

- Nie wydaje mi się, żeby technologia poszła tak daleko - skwitował Clinton, podchodząc do nas i kucając przed synem - Jestem tutaj. Przytul się.

Mały pociągnął nosem, rzucając się mu w objęcia, mocno zaciskając rączki wokół jego szyi.

- Tato nie zostawiaj mnie - poprosił malec, a ja przysięgam, że przez chwilę coś w nim pękło. Sama poczułam ból, wiedziałam, co Clinton czuł. Jednocześnie robił to co kochał, ale z drugiej strony kochał swoją rodzinę i nie było jak tego sprawiedliwie pogodzić. Nie było sposobu, żeby to zrównoważyć.

- Jestem, nie płacz już. Jesteś mądry i kuty na cztery łapy, Beau - powiedział, całując jego czółko - Cieszę się, że mam takiego synka jak ty.

Patrzenie na to jak Clinton rozwinął się z bezuczuciowego manekina do bezproblemowo przytulającego i uczuciowego człowieka było niewyobrażalne. Nigdy nie spodziewałam się po nim, że ma tak wielkie zadatki na dobrego ojca.

Wciąż miał swoje problemy z otwieraniem się i popełniał błędy rodzicielskie, ale ja też. To było niezaprzeczalne.

- Chodźcie tu - poczułam łzy w oczach. Przytuliłam ich, całując obu w policzki - Jesteśmy wszyscy skarbie, zawsze będziemy - zapewniłam synka, na co on skinął głową, kładąc głowę na torsie ojca.

Nie wiedziałam co zrobimy, ale widziałam, że Beau był wystarczająco duży żeby tęsknić za ojcem. To łamało mi serce i wiem, że mu również. Musieliśmy pomyśleć nad rozwiązaniami, które pozwoliłyby nam być częściej razem.




Angeline // Clinton Cave PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz