Dzień jeszcze się nie rozpoczął, a mój telefon już wybuchał powiadomieniami. Wraz z Clintonem wstawiliśmy posty na nasze instagramy, obwieszczając wszystkim wieści.
Fani byli w szoku, jednak większość nam gratulowała, mówiąc że jesteśmy niesamowitymi rodzicami.
Pojechaliśmy na zakupy wraz z Beau, żeby spędzić ten czas w dobry sposób. Potem mieliśmy z powrotem zajechać do biura.
- Chcę wafelki z czekoladą! - krzyknął Beau, uderzając stopami w wózek. Siedział w siodełku, próbując sięgnąć do półki i zdjąć sobie wafelki.
- Nie - powiedział spokojnie, jednak stanowczo Clinton, zagradzając mu drogę - Odżywiamy się zdrowo.
- Ale ja jestem zdrowy, prawda mamo? - spojrzał na mnie, układając usta w smutną podkówkę, próbując na mnie wpłynąć i wyprosić ode mnie wafelki.
- Jesteś - skinęłam głową, mierzwiąc włoski na jego główce - Ale tata ma rację.
- Ciągle narzekał że go brzuch boli, jak cię nie było - westchnął Clinton, podając chłopcu batonik granoli.
- Za dużo ciastek - roześmiałam się, idąc do przodu podczas gdy chłopak prowadził wózek.
- Po co jej mówiłeś? - wysyczał Beau, uderzając ojca ręką w brzuch.
Odwróciłam głowę w kierunku Clintona, wybuchając śmiechem. On również się roześmiał, następnie kręcąc głową, patrząc w dół na syna.
- Teraz... - spojrzałam na listę zakupów - Co tu napisałeś? - podetknęłam brunetowi listę pod nos, zdając sobie sprawę, że prawie nie starczyło mi ręki, bo taki był wysoki. Miałam wrażenie, że nadwyrężyłam sobie rękę.
- Zgrzewka wody - odparł, jadąc w kierunku odpowiedniej alejki.
- Nigdy bym się nie spodziewała co to do cholery jest - pokręciłam głową ze śmiechem.
- Nie słuchaj co mama mówi Beau - odparł Clinton - Przeklinanie jest bardzo brzydkie.
- Mama jest brzydka? - chłopiec spojrzał na tatę zdezorientowany.
- Bardzo - zachichotał Clinton - na co oberwał ode mnie z łokcia w bok - Widzisz, bije mnie.
- A dlaczego mama ma tyle tatuaży, a ty masz tylko jeden? - zapytał po chwili, na co oboje spojrzeliśmy na siebie, nie wiedząc co powiedzieć.
- Mama bardzo lubi tatuaże... - zaczął brunet - A ja zrobiłem swój ze znaczeniem.
- Wypraszam sobie? - spojrzałam na niego ze wzrokiem typu "chyba sobie żarty robisz".
- Ja już się poddaję - puścił wózek Clinton, na co ten zaczął odjeżdżać sam.
Złapałam go, łapiąc się jednocześnie za serce.
- Clinton, a co jakby się rozpędził?! - powiedziałam z grobową powagą, uderzając go w ramię.
Nagle Beau się rozpłakał, a ja nie miałam zielonego pojęcia o co chodziło.
- Co się stało skarbeńku? - wyjęłam go z wózka, biorąc na ręce. Nie obchodziło mnie ze ważył z piętnaście kilo, może więcej.
- Nie chcę, żebyście się przy mnie kłócili - wypłakał w moje ramię.
- No i widzisz co zrobiłeś Clinton - westchnęłam, zostawiając go samego z wózkiem.
- Ale co ja... - zaczął.
- Masz listę, ja wracam do samochodu - rzuciłam świstek do koszyka, kierując się na parking.
////
ehhh nie jest tak kolorowo hihi
![](https://img.wattpad.com/cover/148573799-288-k556523.jpg)