32

46 5 27
                                    

- Ej, serio, czy żartujesz? - Clinton zerwał się z łóżka, zaczynając panikować.

- To był skurcz. Wiem jak wygląda skurcz - westchnęłam, czując jak ból ustępuje.

Clinton przykucnął, biorąc głęboki oddech. Jego ręce się trzęsły.

- Nie powinny odejść ci wody? - zapytał spokojnie, patrząc mi w oczy. Widziałam w nich niepokój.

- Spokojnie, musimy to sprawdzić w szpitalu i tyle. To może być fałszywy alarm - powiadomiłam go, podnosząc się z łóżka, czując ból przeszywający mój kręgosłup.

- Nie dam rady prowadzić - brunet złapał się za głowę - Ręce mi się trzęsą. Przygotuj się, ja biegnę po kogoś.

Wzięłam swoją torbę podróżną, która była zapakowana rzeczami dla mnie i dziecka. Mieliśmy ubranka, smoczki, pieluszki, ale wciąż nie mieliśmy kołyski, ponieważ nie mogliśmy się zdecydować jaka powinna ona być, czy to powinna być kołyska, czy może kojec. Mieliśmy podzielone opinie, więc postanowiliśmy to odłożyć na ostatnią chwilę.

Ale to chyba nie był za dobry pomysł, ponieważ teraz wszystkim się zamartwiałam. Mimo iż chciałam się zrelaksować, to wciąż wielu rzeczy dla dziecka jeszcze nie mieliśmy.

Założyłam na siebie rozpinaną bluzę i znoszone spodnie dresowe na wypadek, gdyby odeszły mi wody.

- Angie, wszystko w porządku? Słyszałem, że jedziecie do szpitala - przez drzwi do środka zajrzał Kras ze zmartwionym spojrzeniem.

- Tak - westchnęłam - Jedziemy sprawdzić... To chyba się dzieje, Christian - odparłam z niedowierzaniem.

- Spokojnie, nie pozwól nerwom do siebie dotrzeć - wszedł do środka, siadając obok mnie, obejmując mnie żeby dodać mi otuchy.

- Angeline, jak się czujesz? - przez drzwi wpakował się Jesse, siadając po drugiej stronie mnie.

- Boję się trochę, że to już - położyłam głowę na jego ramieniu.

- Spokojnie, spokojnie kochana. Będzie dobrze - zapewnił mnie Boyle, gładząc moje plecy. On i Clinton byli do siebie bardzo podobni w zachowaniu u tych drobnych manierach. To było czasem odrobinę dziwne.

- Ugh... - poczułam kolejny spazm bólu przechodzący przez moje ciało. Tym razem zrobiło mi się niedobrze.

- Oddychaj i licz. Słyszałem że tak powinno się robić - instruował mnie blondyn, ściskając moją dłoń.

Wzięłam głęboki oddech, patrząc chłopakowi w oczy lekko spanikowana.

- Clinton? Gdzie on jest? - westchnęłam ciężko, czując napięcie w dole brzucha.

- Na dole z Mitchelem. Pewnie przygotowują wszystko - powiadomił mnie Jess.

- Zanieście mu moją torbę - wskazałam na nią palcem, na co Christian wstał, wychodząc prędko z towarem.

Słyszałam na dole krzyki, co wywołało we mnie lekki chichot.

- To ja wam strachu napędziłam - spojrzałam na ciemnowłosego, który spojrzał na mnie lekko zszokowany.

- Ja tu sikam po gaciach ze strachu, a ty się śmiejesz? - jego twarz przyjęła jego firmowy niemal zdezorientowany wyraz.

- Nie mogę się przejmować, prawda? - uśmiechnęłam się krzywo, wstając z materaca z pomocą chłopaka.

- Wszyscy inni tak - powiedział, prowadząc mnie na korytarz, podtrzymując mnie.

Nagle po schodach wszedł Clinton, pojawiają się nagle w naszym polu widzenia.

- Skarbie, jak się czujesz? Skurcze wracają? - jego dłoń odnalazła moją talię, obejmując mnie prostekcjonalnie.

- Nie wiem co to jest... Skurcze, czy zwykły ból... Ja nie mam pojęcia - wydukałam, starając się zachować opanowanie.

On i Jesse wymienili spojrzenia, po czym Clinton poprowadził mnie w kierunku schodów, pomagając mi zejść.

- Będzie w porządku. Najwyżej znowu wrócimy do domu - powiedział cicho chłopak wyprowadzając mnie na zewnątrz.

- Ja tylko chcę, żeby to się skończyło - po moim policzku spłynęła łza. O nie... Nie mogłam się tak po prostu rozkleić.

***

Jazda do prywatnej kliniki zajęła nam około 20 minut ponieważ Mitchel jechał jak najkrótszą trasą, którą już miesiąc wcześniej opracował Clinton w razie szybkiej potrzeby.

Dzisiaj chyba taka była.

Gdy dojechaliśmy na miejsce, Clinton wyszedł ze mną, trzymając mnie za dłoń, gdy ja, on, Kras i Jesse weszliśmy do środka.

Usiadłam na krześle w poczekalni, czując kolejny skurcz, który był o wiele mocniejszy. Poczułam, rozdzierający ból, po czym poczułam jak robi mi się mokro.

Clinton właśnie stał przy ladzie, mówiąc coś do recepcjonistki, podczas gdy Christian zagadywał mnie o czymś, żeby mnie zająć.

- Odeszły mi chyba wody - powiedziałam słabym głosem, wydając z siebie jęk bólu. Zaczynało się robić coraz gorzej. Z każdym skurczem ból narastał.

- Na prawdę...? - Jesse wyglądał na zmartwionego, podobnie jak Kras.

- Clinton! - zawołał Kras - Chodź tu!

Chłopak powiedział jeszcze coś do kobiety, przybiegając do mnie zdezorientowany.

- Zaczęło się - powiedziałam, przełykając głośno ślinę.

- Pani Cave, proszę przesiąść się na wózek. Zawiozę Panią do pokoju - powiedziała pielęgniarka, która nagle pojawiła się obok.

- Zaszła pomyłka, ja mam na nazwisko Jensen... - zaczęłam zdezorientowana tytułem.

- Pokój jest zarezerwowany na nazwisko Cave - odparła jeszcze bardziej zdezorientowana kobieta.

- To nie pomyłka. To moje nazwisko - powiedział spokojnie Clinton - Rezerwowałem na swoje nazwisko.

- Przepraszam cię, kochanie, ale ja już nie umiem myśleć - powiedziałam, chwytając jego dłoń, gdy siadłam na wózku.

- Dalej na razie może pójść tylko ojciec - powiadomiła wszystkich opiekunka, na co Clinton skinął głową, idąc z nami krok w krok do windy i do pokoju, gdzie położyłam się na łóżku.

- Pomogę pani się przebrać - zaoferowała kobieta.

- Clinton, skarbie, wyjdź na chwilę, powiedz chłopcom że wszystko w porządku i zadzwoń do mojej siostry i Tash - poprosiłam go, na co ten uścisnął moją dłoń, wychodząc na korytarz.

To ja prawdę się działo.

Miałam urodzić dziecko.

////

Kto nie może się doczekać tak jak ja?

Angeline // Clinton Cave PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz