- Jak ocenilibyście ostatnie lata swojego związku? - zapytała kobieta w fotelu naprzeciwko nas, notując obserwacje w notesie na swoich kolanach.
Clinton spojrzał na mnie marszcząc brwi, parskając nerwowo, bawiąc się zamkiem na swojej nodze. Spuściłam wzrok, patrząc się na swoje paznokcie.
- Było dobrze - zaczęłam, przeciągając niepewnie słowa, zerkając kątem oka na swojego chłopaka.
- Syn rośnie i mamy coraz mniej przestrzeni - odezwał się po chwili zastanowienia brunet, drapiąc się po głowie. Widziałam, że również był zestresowany - Kocham go, ale to bywa irytujące. Nie możemy... Mhm... - zawahał się przez chwilę po czym zdał sobie sprawę, że powinien być szczery i mówić wszystko, dlatego kontynuował, przełykając gulę w gardle - Współżyć, kiedy on jest w domu. Próbowaliśmy, ale nakrył nas...
Psycholog uśmiechnęła się do siebie zapewne na wyobrażenie tej sytuacji, a ja zaśmiałam się po cichu, kręcąc głową, chowając ją w dłoniach.
- Zadam wam parę pytań. Potrzebuję po prostu paru jasności przed tym jak ustalimy cele na kolejne miesiące, dobrze? - powiedziała kobieta, na co oboje skinęliśmy głową.
Clinton rozparł się na fotelu tuż obok mnie, zakładając nogę na nogę, łapiąc się za nią, znudzonym, lekko zaspanym wzrokiem zerkając w moim kierunku. Posłałam mu lekki uśmiech, na co ten chwycił moją leżącą na podłokietniku dłoń, zaciskając moje drobne palce w swoich. Poczułam poczucie ciepła na ten drobny, ale jakże czuły gest.
- Jak często ze sobą rozmawiacie kiedy Clinton jest w trasie?
- Staramy się rozmawiać chociaż raz dziennie - odpowiedziałam, zanim on zdążył to zrobić. Zauważyłam kątem oka jak otwiera usta, żeby zaraz potem je zamknąć.
- Clinton? - zapytała kobieta - Chciałbyś coś powiedzieć, dodać?
- Nie, Angeline wszystko powiedziała - wymamrotał z silnym akcentem, zerkając na mnie, po czym wrócił do patrzenia na terapeutkę, która zapisywała znów coś w notesie.
Ciekawiło mnie co o nas myślała.
- Chcielibyście mieć kolejne dziecko? Mówię o przyszłości, nie koniecznie o teraźniejszości - odparła.
Poczułam jak brunet wręcz dusi się powietrzem.
- Nie wydaje mi się, że to by był dobry pomysł... Po prostu Beau nie był zaplanowany i gdybym mógł wybierać wtedy, wolałbym, żeby to co się stało się nie wydarzyło.
Nie wiedziałam dlaczego, ale jego słowa mnie zraniły. Czy on powiedział, że wolałby uniknąć bycia ze mną i posiadania tak cudownego dziecka jak Beau? Nie... On nas kochał. Nie mógł mówić tego na serio. Wiedziałam, że on prawie nigdy nie mówił serio i gadał głupoty, nie mogłam tego brać do siebie. To był Clinton.
- Angeline, a twoja odpowiedź...?
- Chcemy jak najbardziej tego uniknąć. Dzieci to problemy - zaznaczyłam mocno, patrząc na niego z wyrzutem w oczach. W jego wzroku wyczułam zdezorientowanie, jakby kompletnie nie miał pojęcia dlaczego się denerwuję.
- Dobrze, więc przejdźmy do innego tematu. Jak Clinton dogaduje się z twoją siostrą, Angeline?
Westchnęłam, odpowiadając na pytanie. Nie patrzyłam na niego, jednak wciąż czułam, że jego ręka nie puszcza mojej. Dotyk zamiast koić wydawał się palić.
////
Nie bijcie uhhh
