29

46 4 20
                                        

Poranek był dla mnie bardzo leniwy, ponieważ spałam do późna. To wszystko przez moją nocną wyprawę do ogrodu. 

Clinton wstał o wiele wcześniej, budząc mnie, gdy próbował wstać. 

- Kochanie, nie idź  - wymamrotałam, łapiąc go za łokieć.

- Skarbie, śpij - poczułam jego dłoń na moich rozczochranych włosach.

Pewnie przypominałam wtedy stracha na wróble, ale w jego spojrzeniu nie widziałam tego. 

- Spieszy ci się gdzieś? - zapytałam, obracając się na plecy, patrząc jak wkłada na siebie koszulkę i spodnie. 

Przyglądałam się bacznie jak zerka w stojące lustro, rozplątując włosy z uścisku gumki, przeczesując je szczotką. 

- Jadę do studia, wrócę wieczorem - powiedział, patrząc na mnie przez odbicie w lustrze. 

- Och - skinęłam głową, przecierając twarz dłonią. 

- Jeśli cokolwiek będziesz potrzebować to pisz, albo dzwoń - wyrzekł, odwracając się w moim kierunku - Chociaż nie wiem, czy nie będę musiał wyłączyć telefonu. 

- Wiem - skinęłam głową, ziewając.

- Postaraj się leżeć, okay? Zrobię ci śniadanie - odparł, nakładając czapkę na rozpuszczone włosy. 

- Kochany - pomyślałam na głos, kładąc głowę na poduszce, zamykając oczy. 

- Co mówisz? - zapytał skonfundowany, stając tuż przy drzwiach, odwracając się w moim kierunku.

 - Nic, nic, leć już - machnęłam ręką, usypiając znowu. 

Perspektywa Clintona

Jechałem samochodem Pacific Coast Highway i właśnie ominąłem zjazd na Los Angeles, jadąc do Santa Monica. Miałem do załatwienia jedną sprawę, zanim mogłem pojechać do studia. 

Zaparkowałem przed blokiem, którego adres znalazłem całkiem przez przypadek. Musiałem wyjaśnić pewną sprawę, ponieważ wiedziałem, że nie mogłem dopuścić, żeby Angeline sama się o tym dowiedziała. 

Wszedłem do środka, jadąc windą na czwarte piętro, po czym odnalazłem odpowiednie drzwi. Zadzwoniłem dzwonkiem, czując narastający we mnie niepokój. 

Drzwi otworzył mi mój półnagi brat z zmierzwionymi warkoczykami zwisającymi mu na twarz. 

- Clinton, co cię przywiało? - zapytał, pocierając zmęczoną twarz. 

- Wpuść mnie - zarządałem - Przyszedłem porozmawiać z Tash.

- Dobra, wejdź - westchnął, otwierając szerzej drzwi.

Wszedłem do środka, stając pośrodku małego salonu, rozglądając się za ciemnowłosą dziewczyną. 

- Mitty, skarbie gdzie jesteś? Czekałam pod prysznicem... - czarnowłosa dziewczyna nagle weszła do środka ubrana w czarny śliski szlafrok i czerwoną koronkową bieliznę. Jej długie ciemne włosy zwisały mokre z jej ramion - Co on tu robi? - zapytała Mitchela, w jej głosie wyczułem niepokój. 

- Wiesz, ubierz się może najpierw. Chcę z tobą porozmawiać - wydukałem, zasłaniając oczy. 

- Dobra, a o czym? - westchnęła, sznurując szlafrok, siadając na fotelu. 

Odsłoniłem oczy, splatając ręce na piersi. Widziałem jak Mitchel spięty chodzi po pomieszczeniu, nie wiedząc o co chodzi. 

- Siądź do cholery, wkurzasz mnie - wysyczałem przez zęby. 

Chłopak usiadł na kanapie, błądząc wzrokiem między mną, a Tash. 

- Tash, wiem że ty i Angeline pokłóciłyście się. Nie wiem o co, ale ona bardzo to przeżywa. Widziałem ile wiadomości do ciebie wysłała i ile razy przeglądała wasze zdjęcia... - wziąłem oddech - Może nie wiem, jak działa damska przyjaźń, ale wiem jak działa przyjaźń. Powinnaś się do niej odezwać. To bardzo ją niszczy. Serce mnie boli, gdy widzę ślady po łzach na jej policzkach...

- Wiesz, Clinton rozumiem że stajesz murem za matką swojego dziecka i w ogóle, ale nie widzisz jaka ona jest na prawdę. Ma problemy... na tle psychicznym - powiedziała dziewczyna, nerwowo bawiąc się włosami. 

- Jak to? O czym ty mówisz? - nie wiedziałem co mam myśleć. Czy ona kłamała, czy... Nie wiedziałem. Miałem mętlik w głowie. 

- Może zacznę od początku - jej głos był spokojny jak nigdy - Poznałyśmy się jak Angie jeszcze mieszkała w Oakland i przyjeżdżała na wakacje do Santa Monica. Spędzałyśmy ze sobą dużo czasu. Aż w końcu pewnego dnia znalazłam ją w wannie... - jej głos się załamał - Próbowała... Podcięła sobie nadgarstki. T-to było przez depresję. Całe lata się z nią biła i... Po śmierci rodziców miała kolejną zapaść, ale wtedy zaczęła się ciąć. Byłam przy niej, ale ona mnie odtrącała. Teraz... Czuję, że to dla mnie za ciężkie. Ma ciebie, ma nowych przyjaciół. Ja nie mogę... To jest dla mnie za trudne, przebywać z nią. Ona nigdy nie była wdzięczna, zawsze tylko narzekała i nie dawała sobie pomóc...

Nie miałem słów. Aż usiadłem z wrażenia, chowając twarz w dłoniach. Nigdy nie zauważyłem jej śladów na rękach, a powinienem był. Nie wiedziałem o niej nic... To było przerażające. A myślałem, że wiem wszystko. Jednak bardzo się myliłem. Byłem w szoku. 

- Clinton? - usłyszałem głos Mitchela jak przez mgłę. Poczułem jego dłoń na moim ramieniu. Słyszałem wszystkie słowa jak przez mgłę. 

- Tak? - spojrzałem na niego, widząc Tash kucającą tuż przy mnie z zaniepokojonym wzrokiem.

- Mitchel, przynieś mu wody - powiedziała spokojnie ciemnowłosa - dotykając mojego kolana. 

Chłopak wstał, idąc zapewne do kuchni. 

- Clinton, słuchaj, przykro mi. Nie wiedziałeś - odparła ze współczuciem. 

- Bardzo było z nią źle... No wiesz, jak dowiedziała się o dziecku? - podniosłem wzrok na nią, czując się słabo jak nigdy wcześniej. 

- Była zdruzgotana, ale nie pozwoliłam jej zrobić sobie krzywdy. Byłam przy niej cały czas - zapewniła mnie.

- Boję się o nią. Proszę, ona cię potrzebuje, porozmawiaj z nią, zanim sama zauważy, że spotykasz się z moim bratem. Nie chcę, żeby ona się dowiedziała, że ja o tym wiem, bo już nie będzie mi ufać. Wiesz jaka ona jest.

- Zrobię to, ale dla twojego spokoju. Wciąż czuję do niej żal... 

Brunet wrócił do pokoju z szklanką wody, podając mi ją. Wziąłem łyka, nie spuszczając wzroku z dziewczyny. 

- Po prostu zrób to, proszę - błagałem.

- Obiecuję, zrobię to w najbliższym czasie - wstała, obejmując się rękami, jakby zrobiło jej się zimno. Mitchel podszedł do niej, obejmując ją ściśle, na co ta wypuściła spięty oddech. 

Tego dnia zmieniłem swoje spojrzenie na postać, którą była Angeline Jensen

////

Nie spodziewaliście się tego, hmmm?

Angeline // Clinton Cave PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz