8

97 7 23
                                        

Nie było przyjemniejszego uczucia niż to, gdy leżałam na obskurnej autobusowej kanapie kompletnie naga pod kocem, wtulona w muskularne ramiona chłopaka. 

Długo rozmawialiśmy. Była już prawie czwarta. Może powinniśmy już spać, jednak rozmowa nam na to nie pozwalała. Mieliśmy tyle wspólnych tematów i historii, które tak po prostu lekko opowiadaliśmy sobie, zupełnie jakbyśmy byli starymi przyjaciółmi, a nie dwójką obcych sobie ludzi.

- Santa Monica, huh? - zapytał nonszalancko Clinton, zawijając sobie kosmyk moich czarnych włosów wokół palca. 

- Tak, uwielbiam to beztroskie życie przy plaży. Odziedziczyłam mieszkanie po tacie, niby takie zwykłe, ale leży tuż przy wybrzeżu. Często w nocy siadam w oknie, żeby obserwować fale w świetle księżyca...

- Nago? - zapytał z głupawym śmieszkiem brunet.

- Czasem też nago - zachichotałam, kładąc dłoń na jego torsie, obrysowując różne wzorki. 

- Jesteś kompletnie inna, kiedy tak się nie spinasz - stwierdził, gładząc mnie po plecach. Zdałam sobie sprawę, że to było chyba jego ulubione miejsce na moim ciele. Drżałam jak struna pod jego dotykiem. Wiedziałam, że to widział. Wyglądał, jakby czerpał z tego równie dużą przyjemność, co ja. 

- Co masz na myśli Kinky Clinty? - uniosłam się odrobinę w górę, patrząc mu z zaciekawieniem w oczy. 

- Nie mów tak na mnie - jego ciało raptownie się spięło, co odebrałam jako zły sygnał - Chodzi mi o to, że nie starasz się być za wszelką cenę poprawna, rozumiesz... - westchnął ciężko, jak to on miał w swoim zwyczaju. Musiałam się przyzwyczaić do tego wnerwiającego zwyczaju, jeśli chciałam częściej przebywać w jego towarzystwie. Nie ma ludzi idealnych, powtarzała mi mama. I miała rację. 

- Teraz ty się spinasz - stwierdziłam zataczając palcem kręgi na jego piersi. Wydęłam usta, robiąc smutną minę. 

Kanapa była mała, tak, że nie mieliśmy większego wyboru i musieliśmy leżeć prawie że na sobie. Moje ciało spoczywało obok na skraju łóżka, trzymane za plecami przez jego rękę. Żeby zmniejszyć szanse upadku z krawędzi oplotłam jego biodro nogą. 

- Ja? - zmarszczył brwi, kręcąc głową ze śmieszną miną - Ja jestem bardzo wyluzowany...

- No widzę, kłamco - chwyciłam jego brodę między palce, wbijając swoje długie paznokcie delikatnie w jego skórę. 

- Angie, weź... - zrobił kolejną głupią minę, lecz tym razem dodał do niej rozmarzony uśmiech. Pokręcił głową, oddalając moją dłoń wolną ręką. 

- Clinty, weź wyluzuj. Wystarczy upuścić trochę napięcia. Wdech, wydech, wiesz? - zaśmiałam się cicho. 

- Przysięgam, że jeśli jeszcze raz mnie tak nazwiesz, to... - zaczął, odchylając głowę do tyłu w przypływie irytacji - Jaka ty jesteś denerwująca - przyznał po chwili. 

- To co? Co mi zrobisz... Clinty? - zabębniłam paznokciami w jego ramię. 

- Przysięgam... - westchnął, wypuszczając z siebie wiązankę przekleństw tuż przed tym, jak podciągnął mnie do góry, jakbym nie ważyła nic. Oddech uwiązł mi w gardle, a ja wypuściłam z siebie zduszone piśnięcie. Bałabym się, że ktoś to usłyszał, gdyby nie to, że usta Clintona zderzyły się z moimi, podczas gdy jego dłonie wodziły po mojej talii, obrysowując jej kształty niczym rysownik węglem na papierze. 

- Czy to ma być moja kara? - uśmiechnęłam się, wodząc palcem po jego wargach, patrząc mu głęboko w oczy. Miałam wrażenie, że za chwilę będę pod wpływem hipnozy. Miałam wrażenie, że mogłabym się zgubić w jego oczach. 

- Młoda damo, jeszcze nie wiesz co cię czeka - uśmiechnął się, ponownie wpijając się w moje wargi, tym razem wodząc po moich językiem. Wpuściłam go do swoich ust, a nasze języki tańczyły razem w idealnej, powolnej, lekko sennej harmonii. Pora nocna zaczynała nam się udzielać, jednak żadne z nas nie chciało teraz spać. 

***

Żadne z nas nie przespało nocy. 

Po drugiej rundce ubraliśmy się i ewakuowaliśmy do swoich prycz. Nie potrafiłam zmrużyć oka przez emocje i wspomnienia z tej nocy. Wciąż miałam w głowie jego twarz, jego ciało i to co ze mną robił. Mój mózg podpowiadał mi, że teraz nie ma mowy, żebym nie trafiła do piekła. 

Ale Boże broń, ten chwilowy posmak nieba był tego warty. 

Jedne rzeczy nie mogłam zakłamać - Clinton Cave był zajebisty w łóżku. Wszystko co robił było idealne i starannie przemyślane, nawet jeśli czasem trochę go ponosiło. Jednak dla mnie to było w sam raz. 

Miałam wielu partnerów, nie będę tutaj zatajać prawdy, ale on... To było wręcz nie do uwierzenia jak mało czasu zajmowało mu doprowadzenie mnie do końca. A do tego jako pierwszy sprawiał, że czułam się zdominowana przez mężczyznę. Zwykle to ja przejmowałam inicjatywę i to było dla mnie normalne, aczkolwiek teraz... On nie umiał oddać komuś dominacji. On musiał mieć nad wszystkim kontrolę i nie istniało słowo sprzeciwu. Czasem oddawał mi trochę swojej kontroli, ale tylko gdy chodziło o na przykład bycie nad nim.

Ranek był czymś okropnym. Czułam się kompletnie niegotowa i niewyspana, a do tego czułam ból między nogami za każdym razem, gdy siadałam, albo chodziłam. On praktycznie prawie nie ustępował. To się dopiero nazywało mocno. Clinton bywał brutalny, ale na pewno nie z zamierzeniem skrzywdzenia kogokolwiek. On taki nie był. 

Pomagałam jak zwykle ustawiać rzeczy wraz z dźwiękowcami, obserwując próbę instrumentów na scenie. Christian grał na gitarze, śmiejąc się do Mitchela, który stał na krześle na środku sceny, gibiąc się na boki. Za nimi Jesse testował perkusję. Pat stał gdzieś z tyłu, podłączając kabel. 

Nagle na scenie pojawił się Clinton, trzymając swój saksofon. Oparłam się o barierki, patrząc na niego z głową podpartą na łokciu. Byłam jak głupia rozmarzona nastolatka patrząc na niego tymi maślanymi oczami z ukrycia, upewniając się, że nikt nie widzi. 

Zauważyłam po jakiejś chwili, jak skanuje wzrokiem salę, gdy jego oczy znalazły się na mnie, na mojej twarzy pojawił się uśmiech. On spojrzał w dół, uśmiechając się ledwo dostrzegalnie, kręcąc głową, żeby wszystko zamaskować. Jednak ja zauważyłam i topiłam się w środku.

 Stado motyli zerwało się do lotu w moim brzuchu i miałam wrażenie, że jakaś cząstka we mnie umarła. Nigdy wcześniej się tak nie czułam... Zupełnie jakbym była chora i naćpana i nie umiała trzeźwo myśleć. 

- Angie, weź pójdź do autobusu po inny obiektyw, bo zapomniałem, że ten się nie nadaje - odrzekł do mnie Ryan, na co ja zeszłam z podestu, kierując się do tylnego wyjścia.

Ten dzień zapowiadał się na bardzo długi, a ja wcale nie spałam w nocy. Potrzebowałam kawy. 

////

Mam nadzieję, że ta historia podoba wam się tak samo, jak mi jej pisanie ;)

Angeline // Clinton Cave PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz