Życie w Kalifornii może wydawać się dla ludzi ekscytujące i pełne przygód. To w sumie nie było kłamstwem. Ale życie tutaj nie do wszystkich się uśmiecha. Na ulicy jest wielu bezdomnych oraz ludzi błądzących w pogoni za marzeniami, zostających z piaskiem w rękach zamiast obiecanych pieniędzy. Ponad siedemdziesiąt procent osób zafascynowanych Hollywoodzkim stylem życia rezygnuje zanim jest za późno i zostaną z niczym.
Jest również mały odsetek, który nie widzi granicy między zwycięstwem, a upadkiem i dąży dalej mimo tego, iż meta oddala się w zastraszającym tempie.
Ja miałam takie szczęście, że mając dwadzieścia pięć lat miałam tu stałą pracę, oraz miałam kochającego chłopaka, przyjaciół i cudownego aniołka, który całkiem przypadkiem pojawił się w moim życiu, odmieniając je na lepsze.
Zajście w ciążę utemperowało mnie jako osobę i zaczęłam patrzeć bardziej realistycznie na wszystko co mnie spotyka. To pozwoliło mi się nie zagubić i pozwolić sobie swobodnie, bez gonienia na oślep piąć się w górę.
Doszłam do takiego stopnia, że byłam w stanie przeprowadzić się z małego pokoju w mieszkaniu Chase do małego mieszkania na wzgórzach. Było tam cicho i spokojnie. Sąsiedzi byli bardzo zróżnicowani. Od młodych ludzi, po starsze pary. Mieszkanie usytuowane było na parterze piętrowego budynku. Mieliśmy do własnej dyspozycji mały taras oraz przytulny ogródek, gdzie nasz synek spędzał wiele czasu zrywając kwiatki, oraz bawiąc się swoimi zabawkami.
Właśnie wracałam z nocnej sesji poza miastem i udawałam się prosto do domu, żeby się wyspać. Clinton dwa dni wcześniej wrócił z trasy i na pełnych obrotach wziął się za tatusiowanie. Wiedziałam jak tęsknił za Beau. Cieszyłam się, że w końcu znowu jesteśmy razem.
Po drodze dostałam wiadomość od Clintona, że jeśli chcę mogę zgarnąć po drodze Christiana i przywieść go do nas. Tak więc zrobiłam. Chłopak stał przed kawiarnią, machając do mnie, żebym się zatrzymała.
Zobaczyłam jak blondyn otwiera drzwi, wskakując na siedzenie obok mnie.
- Hej Angie - uściskał mnie z uśmiechem, po czym ruszyłam - Nie wyglądasz za dobrze? Sesja?
- Musiałam być tam o drugiej w nocy - skinęłam głową - Trudno było ale dopięliśmy i skończyliśmy przed czasem - zacisnęłam dłonie na kierownicy Jeepa, przyśpieszając odrobinę, żeby wyminąć jadącą przede mną białą Toyotę.
- Słyszałam że mały książę lubi zrzucać sobie rzeczy na głowę - roześmiał się Kras - Clinton wszystko przed nim chowa, a on znajduje sposób, żeby się do tego dobrać. Mówił, że Beau pociął mu jego ulubione dresy nożyczkami.
Zawtórowałam mu, śmiejąc się tak głośno, że ludzie jadący obok patrzyli się na mnie jak na wariatkę.
- Smutne, lubiłam je - pokręciłam głową, ocierając łzy, które wypłynęły z moich oczu na wskutek śmiechu.
Po dziesięciu minutach zaparkowałam na podjeździe, wysiadając z auta. Za mną zamknęła się brama, zostawiając wokół mnie jedynie zagajnik pełen drzew i żywopłotu. Uwielbiałam to, jak bardzo Los Feliz było zielone.
Weszliśmy do środka mieszkania z numerem 3, zdejmując buty w korytarzu. Usłyszałam dobiegające z dala gaworzenie swojego synka, oraz mamrotanie Clintona, które przerwał nagły tępy huk.
- Do jasnej cholery! - usłyszałam jego poirytowany głos, wciąż pełen swojego charakterystycznego opanowania.
- Kochanie?! - zawołałam lekko zdziwiona.
- Och, jesteś już, Angeline - po kilku sekundach zobaczyłam go w drzwiach z chłopcem na rękach. Trzymał on nożyczki w swoich małych rączkach, tnąc nimi w powietrzu z ogromnym diabolicznym uśmieszkiem na wargach.
- Mama! - zawołał ze śmiechem - Ciach ciach! - pokazał na pukiel włosów w swojej rączce.
- Clinton, czy to twoje włosy?! - Christian zatoczył się na ścianę ze śmiechu, a ja schowałam twarz w dłoniach, śmiejąc się.
- Następnym razem nie pozwolę ci się bawić we fryzjera, młody chłopcze - wymamrotał Clinton, z każdym wypowiedzianym słowem jego irytację zastępował uśmiech.
- Ty mu pozwoliłeś? - podeszłam do nich, kręcąc głową z dezaprobatą, na co mały wydął dolną wargę, wtulając się w ramię trzymającego go ojca.
- Ja wziąłem ciach ciach, nie krzycz na tatę - powiedział mały, oplatając szyję Clintona tak ciasno, jakby chciał go ochronić.
- Tak, on wziął ciach ciachy - roześmiał się Clinton, całując mnie w czoło - Ostatnio ciągle je znajduje skubany...
- Kochani, ja tu mam sprawę - odezwał się Kras, na co ja wzięłam od Clintona Beau, zostawiając go z przyjacielem - Obejrzę ci to potem jakie krzywdy wyrządził - posłałam chłopakowi uśmiech, gładząc jego podbródek, na co zyskałam od niego mały uśmiech. Moje serce wciąż biło za mocno w takich chwilach.
Poszłam do kuchni, żeby coś zjeść, a raczej coś zamówić, ponieważ byłam padnięta i nie umiałam gotować.
////
KOCHAM TO JEJUUUU
![](https://img.wattpad.com/cover/148573799-288-k556523.jpg)