Przyjechałam na komisariat w Beverly Hills jak najszybciej się dało. Uprzednio zadzwoniłam do niani Beau, pytając się, czy mogę zostawić u niej synka. Na szczęście ta miała czas. Na prawdę nie chciałam targać ze sobą dziecka na komisariat. A do tego nie chciałam mówić Biddi o tym, co się stało. Clinton byłby na mnie za to o wiele bardziej zły niż jest teraz.
Byłam przerażona i cała trzęsłam się w drodze. Czy on kogoś pobił, albo ktoś jego...? Nie, wtedy byłby w szpitalu... A może miał wypadek... nie, to też nie pasowało.
Kiedy zaparkowałam swoim starym samochodem, dojrzałam naszego Mercedesa zaparkowanego na strzeżonym policyjnym parkingu za siatką. Przeklęłam siarczyście, wbiegając po schodach do środka budynku.
Od razu dojrzałam przy recepcji Mitchela, Jesse'go i Krasa. Ostatni na mój widok z bólem na twarzy rzucił się w moim kierunku, zamykając w uścisku.
- Dobrze, że tu jesteś - powiedział w moje włosy.
- Co się stało... Christian... - wydukałam, zaczynając się trząść jak osika.
- Nic się nie stało. Patrol złapał go i Pata gdy wracali z baru - wyjaśnił, gładząc moje plecy, żeby mnie uspokoić.
- Angeline, to tylko głupi idiota, nie płacz - tuż obok pojawił się Mitchel, dołączając się do uścisku.
- Nic mu nie jest? - zapytałam, patrząc brunetowi w oczy.
- Wpłaciłem kałcję za nich, właśnie powinni wychodzić - odparł Jesse, patrząc w kierunku drzwi, z których wyszedł pewien policjant.
Wywinęłam się z uścisku chłopaków, dostrzegając wychodzącego zza drzwi Clintona.
- Ty pieprzony chuju, jak możesz coś takiego robić?! - rzuciłam się w jego kierunku, nie zauważając idącego za nim Pata.
Gdy już miałam się na niego rzucić z pięściami, ktoś złapał mnie za ręce, przyciągając do siebie, odciągając od niego.
- Angie, spokojnie - usłyszałam stoicko spokojny ton Mitchela, który mimo moich starań jakoś dawał radę utrzymać mnie w miejscu.
- Kochanie, przepraszam. To nie tak miało wyjść... - wymamrotał Clinton, chowając twarz w dłoniach.
- Nie chcę tak żyć, rozumiesz? Chcę umrzeć, przez ciebie! Nie chcę być twoją szmacianą lal - krzyknęłam, załamując się we łzach.
W jego oczach widziałam ból, a potem nie widziałam już nic... Chyba zemdlałam i osunęłam się na ziemię, ale tego nie pamiętam.
***
Słyszałam głosy, na chwilę otworzyłam oczy, żeby powiedzieć, że wszystko jest w porządku, po czym poczułam jak czyjeś ramiona unoszą mnie do góry, niosąc do auta. Znajomy zapach, jednak odrobinę inny.
- Jesse? - wymamrotałam cicho.
- Spokojnie - usłyszałam jego głos, ponownie odpływając.
![](https://img.wattpad.com/cover/148573799-288-k556523.jpg)