Lekko zdezorientowana tonem chłopaka, podążyłam za nim do sypialni.
Zobaczyłam jak staje na środku pokoju, nerwowo bawiąc się palcami.
- Clinton? - spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Siadaj - wskazał na świeżo zaścielony materac.
Usiadłam na wprost niego, podpierając się z tyłu rękami, ignorując ból kręgosłupa.
- Zaaresztowali tego gnoja - powiedział z westchnieniem.
- To dobrze - skinęłam głową, widząc jak przełyka głośno ślinę.
- Nie do końca bo on wniósł oskarżenie o znieważeniu i powiedział że nasz syn nie ma odpowiedniej opieki.
- Och - zatkało mnie.
- Damy radę, ale musisz złożyć zeznania. Dasz radę to zrobić? Nie chce żebyś robiła coś na co nie masz siły... - widziałam po tym jak ciągnął za gumkę w swoich włosach, że był bardzo zdenerwowany i ledwo utrzymywał nerwy na wodzy.
- Zrobię to, ale nie rozumiem jak on mógł posunąć się do czegoś takiego... - spojrzałam pusto na swoje paznokcie.
- Niektórzy ludzie tacy są - powiedział brunet, siadając tuż obok mnie.
Wtuliłam się w jego ramię, podczas gdy on objął mnie, gładząc moje plecy.
- Zamieniam twoje życie w piekło - poczułam łzy w oczach.
- To nie prawda - zaprzeczył stanowczo - Dajesz mi wszystko co najlepsze w moim życiu. Nawet jeśli masz też swoje złe strony, to i tak je akceptuje. Biorę wszystko co jest w tobie, bo cię kocham - pocałował moje czoło.
Wspięłam się na jego kolana, całując go czule i mocno.
- Nie przetrwałabym bez ciebie - wyznałam szczerze.
- Ja bez ciebie też - odparł - Tak się cieszę, że wyszłaś ze szpitala. Martwiłem się o was - jego dłoń dotknęła mojego maleńkiego brzuszka.
- Ja też. Chcę w końcu spać w łóżku razem z tobą - ucałowałam kącik jego warg.
Położyliśmy się, objęci, rozmawiając o głupich, banalnych sprawach. Niepostrzeżenie minęło parę godzin, a ja czułam że opadam z sił.
- Clinton, przyniesiesz mi leki i okład na kręgosłup? - zapytałam, gdy zobaczyłam że ten wstaje. Pewnie myślał że usnęłam.
- Już idę, maleńka - zdjął z siebie koszulkę i rozpuścił włosy, wychodząc z pomieszczenia.
Wtuliłam głowę w poduszkę, czując wzbierające we mnie uczucie. Zrobiło mi się niedobrze. W pierwszej ciąży taj nie było, ale za to teraz... Wszystko było gorsze. Możliwe że po prostu odezwały się moje nerwy. Często tak miałam, że stres odciskał na mnie takie piętno.
Wstałam z łóżka szybko wchodząc do łazienki, zaczynając wymiotować do muszli klozetowej.
Kiedy już nie miałam siły, oparłam się i zimną ścianę, następnie kładąc się na podłodze.
Kręciło mi się w głowie i nie mogłam poradzić sobie z tym uczuciem.
- Angeline? - usłyszałam głos chłopaka dobiegający z pokoju.
- Tutaj - odparłam, na co zdezorientowany chłopak stanął w drzwiach.
- Dlaczego leżysz, wstań... Co ci jest? - uklękł przede mną, pomagając mi usiąść.
- Niedobrze mi tylko. Wymiotowałam - wyznałam, odgarniając włosy do tyłu.
- Chodź, już daję Ci leki i powinno być w porządku - podniósł mnie z zadziwiającą łatwością, zanosząc mnie na łóżko.
Następnie podał mi herbatę i tabletki, które popiłam. Poczułam ulgę, czując ciepły okład na plecach.
- Dzięki, kochanie - powiedziałam do niego, ziewając. Byłam bardzo zmęczona.
- Śpij dobrze - odparł, składając całusa na moim czole, wychodząc z pokoju, zamykając drzwi.
Niedługo potem usnęłam.