13

26 2 27
                                    

Po odjeździe Clintona przez parę dni byłam niestabilna emocjonalnie i chodziłam wciąż jakby podłamana. Biddi wzięła ze sobą małego, mieli polecieć razem do Cairns na jakiś czas. Musiałam się przygotować na trasę z Downside. Nie wiedziałam wiele o zespole. Tylko tyle, że robią muzykę w alternatywnym klimacie, ale jakoś nie ciągnęło mnie na razie do zapoznania się z ich dyskografią. 

Jeszcze nie powiedziałam Clintonowi, że najprawdopodobniej nie dam rady przylecieć do Brisbane. Czekałam na odpowiedni moment. Na razie nie wiedział nawet o tym, że jadę w trasę. 

Dzisiaj wybrałam się na zakupy z Tash, która zdążyła wrócić ze swoich romantycznych wakacji z nowym facetem. Ciągle chodziła za mną, opowiadając między łykami swojej kawy jak to cudownie bawiła się z prosperującym handlarzem nieruchomości.

- ...Kupił mi kwiaty i trochę się zmarszczyłam, bo róże i Mitchel mi się przypomniał, ale potem zapomniałam o tym, bo liczy się gest - stwierdziła.

- Mam wrażenie, że chyba coś ci odpaliło. On nawet nie jest w twoim typie - odparłam z ciężkim westchnieniem, widząc jak ciemnowłosa przekręca oczami. 

- Tu chodzi o stabilność, nie o to jaki kto ma typ - wyjaśniła Tash, zarzucając długimi włosami do tyłu. Jej skóra opaliła się wyraźnie w słońcu hawajów, przybierając odcień kawy z mlekiem. 

Wciąż nie potrafiłam się oswoić z tym, że Mitchel i Tash się rozeszli. Wszystko było na dobrej drodze. Miałam wrażenie że zaczęli ze sobą chodzić, gdy nagle pół roku temu Tash przyszła do mnie zapłakana, mówiąc, że ma dosyć jego zachowania i dystansu, po czym zerwała z nim w najzimniejszy sposób znany ludzkości - a mianowicie przez wiadomość. 

Ja - będąc z Clintonem, przyjaźniąc się z Tash, byłam w strasznym położeniu. Nie chciałam zostawiać najlepszej przyjaciółki samej, a jednocześnie byłam powiązana z Mitchelem i nie mogłam go nienawidzić. 

Nie wiedziałam dokładnie co się stało, ale to chyba dobrze.

Po zakupach na trasę, wróciłam do domu, biorąc długą kąpiel, żeby rozluźnić mięśnie. Nalałam całą wannę wody, wlewając do niej odrobinę płynu do kąpieli Clintona. Pachniał wanilią i drewnem sandałowym. Zamknęłam oczy, wyobrażając sobie, że siedzi w wannie naprzeciw mnie, dotykając swoją stopą mojej, rysując dłonią okręgi na moim biodrze, opowiadając mi śmieszne historie z trasy, wspominając jak bardzo tęsknił za mną i tym, jak spędzamy razem czas. 

Na oknie nade mną postawiłam kilka świeczek, które paliły się, rozjaśniając półmrok panujący w łazience. 

Wzięłam do ręki telefon, który opakowany miałam w specjalne nieprzemakalne etui, na wypadek gdyby wpadł mi do wody.

Otworzyłam Snapchat, patrząc się na swoją twarz. Nie wiedząc dlaczego, miałam łzy w oczach. Pozbawione kolorytu policzki, piegi, odbarwiona blada skóra, worki i sińce pod oczami, rzadkie czarne włosy opadające na ramiona, krzaczaste brwi, zielone oczy wypłowiałe niczym liść który za długo leżał na słońcu, wciąż zielony, lecz prawie żółty, wypłowiały.

Spojrzałam na swoje ręce pokryte niemal całe tuszem. W niektórych miejscach wciąż prześwitywały zgrubiałe blizny.

Rany bitewne. 

Przygryzłam wargę, ledwo wstrzymując łzy na myśl o tym, gdy zadawałam sobie te rany. Tamta Angeline była przeszłością, była kompletnie inną osobą niż byłam teraz. Tamta dziewczyna nie miała nic, nie miała dla kogo walczyć. Ja miałam, dlatego nie mogłam myśleć o powrocie do tamtej osoby. 

Tamta Angeline umarła. Nie mogłam dopuścić, żeby powstała z grobu. 

Nagle mój telefon zawibrował. Dostałam snapa od Clintona. Uśmiechnęłam się na ten widok. Otworzyłam go, widząc jego twarz. Siedział w samolocie, lecąc do jakiegoś miejsca w europie. Miał na głowie kaptur, jego twarz wyglądała na zmęczoną, ale na jego ustach zobaczyłam delikatny uśmiech. 

Jak tam minął dzień? Dopiero wstałem i już lecę do Madrytu, chore 

Uśmiechnęłam się, dzwoniąc do niego przez FaceTime.

Odebrał niemal od razu, patrząc zmęczonymi oczami w kamerkę. W tle słychać było Pata i Mitchela dyskutujących na jakiś temat. 

Clinton wymamrotał do nich, żeby się zamknęli po czym posłał mi fałszywy uśmiech, patrząc na mnie przepraszająco.

- Irytują mnie - wyznał, jego twarz jakby zastygnięta w fałszywej ekspresji.

- Ty nas irytujesz - odparował Jesse - Gdyby to nie była Angeline, to bym ci przeszkadzał z zemsty.

- Dzięki Jesse - powiedziałam głośniej, na co on krzyknął "EYY". 

Brunet podłączył słuchawki do telefonu, żeby zyskać prywatność. 

- Skarbie, co to takiego dzisiaj...? - zapytał, dostrzegając moje nagie obojczyki. 

- Biorę kąpiel - powiedziałam sensualnym głosem, unosząc się trochę, pokazując odrobinę więcej ciała, zostawiając mniej jego wyobraźni. 

- Zabijasz mnie, kochanie - zamaskował swój niski głos śmiechem, żeby nikt nie zauważył tego, że się podniecił. 

- Mam ci coś do powiedzenia, ale obiecaj, że nie będziesz krzyczał - powiedziałam głosem, który zawsze doprowadzał go do szaleństwa. 

- Mów, spokojnie skarbie - skinął głową. Był zrelaksowany, to był dobry moment.

- Jadę w trasę na miesiąc - wyznałam, na co on powiedział, że jest ze mnie dumny i gratuluje mi tego sukcesu. 

- Nie wiem, czy będę mogła przyjechać do Brisbane... - dodałam po chwili.

Jego spojrzenie nagle stało się zimne, a z jego twarzy znikły wszelkie emocje. 

- Oczywiście... - odkaszlnął, hamując się przed czymś - I tak nie miałbym czasu w Brisbane - odrzekł sucho.

- Beau będzie w Cairns. Biddi z nim przyjedzie...

- Super... Super sprawa. Wiesz, muszę kończyć, mam pracę - odparł bez emocji, unikając patrzenia na mnie. 

Rozłączył się, zostawiając mnie samą w ciemnej łazience. Nawet nie zorientowałam się gdy zaczęłam szlochać głośno, zrywając się do góry. Podeszłam do zlewu, wyjmując z niej moją starą przyjaciółkę.

Błyszczała, gdy przyłożyłam ją do skóry.

Jedno cięcie, potem drugie i trzecie. 

Głębiej... Jeszcze.

Ból. Piękny ból. Stary przyjaciel. 

Czułam ulgę, przemieszaną z łzami i krwią. 

Potem było tylko rozczarowanie.

Czy właśnie przebudziłam w sobie demona?

////

Przepraszam... 

Angeline // Clinton Cave PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz