Życie nigdy nie wydawało się mi tak ciężkie. Nawet wtedy gdy byłam młodsza i przechodziłam załamanie, odrzucenie... Nie zdawałam sobie sprawy, że może przytrafić mi się coś o wiele gorszego.
Strata dziecka jest czymś okrojonym dla każdego rodzica. I ja będąc słabą psychicznie osobą radziłam sobie z tym sobie o wiele gorzej. Byłam ciągle przygnębiona i płakałam z byle powodu. Użalałam się nad sobą. Mimo wszystko Clinton był co do mnie cierpliwy. Wiedziałam że przeżywał to na swój sposób, w środku, z dala od mnie żeby mnie nie przygnębić.
Spojrzałam na kwiaty stojące na stole. Żółte słoneczniki. Kolor nadziei.Nie miałam jej.
Dostaliśmy ten duży bukiet od przyjaciół i od Biddi, która powiedziała że słoneczniki symbolizują naszą córeczkę.
Byłoby samolubne stwierdzenie, że tylko ja to przeżywałam. Cała rodzina i przyjaciele... Wszyscy byliśmy wstrząśnięci.Minęło dużo czasu.
A może nie wiele? Parę tygodni.
Clinton wszedł do pokoju, wzdychając gdy siadał na kanapie po drugiej stronie ode mnie. Czułam się jakby dzieliły nas mile, a nie centymetry.
Coś było nie tak.
Czułam że nie należę. Że coś się skończyło. Nie wiem, czy to faza w naszym związku, czy może nas związek?
Byliśmy dla siebie obcy. To wszystko działo się stopniowo, powoli. On chciał dać mi przestrzeń a ja nie miałam odwagi, żeby mu powiedzieć, że to nie tego od niego potrzebuję. Mierzył wszystkich swoją miarą. Zawsze uznawał że wszyscy chcą tego, czego chce on. Prawda była inna, o wiele bardziej skomplikowana.
- Jak się czujesz? - zapytał cicho, klikając ekran w telefonie.
- Może być - westchnęłam ciężko - Beau śpi?
- Jak suseł - oznajmił z półuśmieszkiem.
- Dobrze - przysunęłam się do niego, widząc jego krzywe spojrzenie, jakby nie zrozumiał co robię.
- Nie przytulisz mnie? -mój głos zabrzmiał jak cichy szept.
- Oczywiście - objął mnie ramieniem, wkładając telefon do kieszeni dresów.
Pocałowałam go w brodę, czując jak włoski łaskoczą moją twarz.
- Angeline? - zapytał z wahaniem brunet.
- Tak? -spojrzałam mu prosto w oczy.
- Kochasz mnie?
- Zawsze kochałam -odparłam zdziwiona.
- A na tyle, żeby za mnie wyjść?
Moje serce stanęło.