- Chcecie wyjść się przejść? - zapytał Mitch, wychylając się przez szparę w drzwiach.
- Teraz? - zapytałam, unosząc głowę z poduszki.
Tuż obok mnie leżał mój chłopak. Był obrócony plecami do mnie, a jego ramię unosiło się i opadało harmonijnie pod kołdrą. Był zmęczony długim lotem, więc to wyjaśniało wszystko. Najwyraźniej potrzebował snu.
- Potem, jak będzie się ściemniać - sprostował chłopak, na co ja skinęłam głową - Zapytam go, ale tak czy inaczej pójdę, z nim czy bez niego. Wlicz mnie w koszty - zachichotałam półleżąc na co on mi zawtórował.
- Spoko, Angie - machnął dłonią, zamykając drzwi.
Spojrzałam na leżącego bruneta, czując nagłą potrzebę, żeby go przytulić. Wyglądał tak samotnie... Ale on zawsze tak spał. Sam. Nigdy nikogo nie przytulał. Zawsze jak spaliśmy, byliśmy odwróceni do siebie plecami, albo to ja go przytulałam. To on zawsze bardziej potrzebował mnie. Ale teraz ja znów potrzebowałam go bardziej. Szala się przeważyła.
Przytuliłam się do niego, zatapiając nos w materiale jego koszulki. Pachniała kokosowym płynem do prania. Poczułam jak wzdrygnął się lekko czując moją dłoń zaplatającą się wokół niego, jednak po chwili jego mięśnie kompletnie się rozluźniły, zupełnie jakby zorientował się, gdzie jest.
- Śpij, nie chciałam cię budzić... Chciałam po prostu... - zaczęłam, jednak zatrzymałam się, gdy spostrzegłam, że odwraca się twarzą w moim kierunku.
- Chciałaś się przytulić, huh? - jego wzrok był rozespany, a jego głos lekko ochrypły.
Skinęłam głową, czując jak kładzie swoją dużą dłoń na mojej talii, przyciągając do siebie. Oplotłam swoje dłonie wokół jego szyi, kładąc głowę na jego piersi. Nie musiałam być zaczepna, ani wulgarna. Nie musiałam go całować, nie musiałam nic. Po prostu byliśmy tam we dwoje. Nie musieliśmy się o niczym zapewniać. Znaliśmy siebie jak własną kieszeń.
- Baby mama - nie widziałam jego twarzy, ale przysięgam że musiał się uśmiechać.
Poczułam jego wargi na moim ramieniu. Jego kosmyki włosów łaskotały moją twarz, a jego dłoń dotknęła mojego płaskiego jeszcze brzucha.
- Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła. Wszystko cudowne co mnie w życiu spotkało, jest dzięki tobie - nie wiedziałam dlaczego w moich oczach pojawiły się łzy.
Ten dzień był dla nas bardzo emocjonalny.
- Mógłbym powiedzieć to samo - odparł, całując moje czoło.
***
- Daleko jeszcze? - zaczęłam narzekać, czując jak mięśnie moich ud odmawiają mi posłuszeństwa.
Szliśmy polną drogą, po czym weszliśmy w las, idąc pod górę zboczem wzgórza, skąd widać było niemal całe Cairns.
- Jeszcze niecała mila - odparł Sony, przyjaciel Clintona i Mitchela. Pamiętam jak poznałam go poprzednim razem, gdy byłam wraz ze swoim chłopakiem, żeby poznać jego korzenie i rodzinę. Był bardzo miły i można było się z nim pośmiać. Bardzo go polubiłam i miałam nadzieję, że on mnie też.
- Dobrze się czujesz, chcesz wody, albo...? - zapytał Clinton zdejmując ze swoich pleców plecak, który uparł się, że weźmie, pakując do niego apteczkę i wodę oraz jedzenie, jak to się wyraził, na wszelki wypadek.
- Nic nie chcę, spokojnie - posłałam mu uśmiech, wyprzedzając go, zrównując się krokiem z Mitchelem, zostawiając go z tyłu.
Miło że się martwił, ale bez przesady.
- W twoim stanie nie powinnaś tak się forsować... Powinnaś coś zjeść! - zawołał za mną, na co ja przekręciłam oczami, odwracając do niego głowę, pokazując mu język.
Odpowiedział mi tym samym, wysuwając środkowy palec, co mnie rozśmieszyło. Pokazałam mu, żeby się walił, na co on przyśpieszył, łapiąc mnie i unosząc, wywołując w nas wszystkich śmiech. Pisnęłam jak mała dziewczynka, okładając go, żeby mnie puścił.
- Jakim stanie, jesteś chora? - zapytał Mitchel, zdziwiony wcześniejszą sytuacją.
- Nie wygląda - skomentował Sony.
- Bo...- zaczął Clinton, zatrzymując się w pół kroku, stawiając mnie na ziemi.
- Spodziewamy się dziecka - powiedziałam za niego, patrząc w górę na twarz swojego chłopaka który wzruszył tylko ramionami z miną "ups". Lekko mnie to rośmieszyło, ale to był cały on.
- To cudownie - Sony objął nas naraz, po czym uścisnął rękę Clintona - Gratulacje.
- Nie wiem, co powiedzieć - zaczął osłupiały Mitchel - Mogłem wam kupić więcej gumek. Dawałem je nieodpowiedniej osobie. Kras nawet ich nie potrzebuje.
Wszyscy pękliśmy ze śmiechu.
Po chwili zaczęliśmy iść dalej i dotarliśmy do celu. Cudownego wodospadu. Spojrzałam na bruneta, który stanął przy mnie, łapiąc moją zimną dłoń w swoją ciepłą.
- Chciałbym, żeby wszystkie nasze dni razem były jak ten.
Ja też Clinton, ja też - pomyślałam, ale zamiast to powiedzieć, po prostu stanęłam przed nim, wspinając się na palce i zmuszając go żeby się nachylił, wpiłam się w jego wagi. Przez ten cały czas trzymał mnie. Miałam nadzieję, że ta chwila nigdy się nie skończy.
Ale wszystko się kiedyś kończy.