23

53 5 26
                                        

Następnego dnia na szczęście wyszłam że szpitala. Od razu po opuszczeniu budynku pojechaliśmy na lotnisko.

Cała paczka eskortowała nas do bramek. Clinton szedł przede mną, prowadząc moją walizkę, mając swoją sportową torbę przewieszoną przez ramię. Chciał wymienić trochę ubrań przy okazji przyjazdu.

Nadal nie doszliśmy do porozumienia, gdzie będę mieszkać, jakoś omijaliśmy ten temat, jednak wiedziałam, że rozmowa na ten temat zbliżała się wielkimi krokami.

Clinton unikał rozmawiania ze mną na trudne tematy, ponieważ bał się o moje nerwy. Nie wolno mi było się denerwować. Skrajne emocje były niedozwolone, a on obchodził się ze mną na paluszkach, jak z papierową wycinanką.

Tuż przy mnie szedł Christian, rozmawiając ze mną o wszystkim i o niczym. Był bardzo słodki, gdy próbował być pomocny i ciągle starał się czymś zająć moje myśli.

- Wydaje mi się, że w Universal mają naprawdę dobrą watę cukrową. Mój tata tam był i mówił...

- Chciałabym tam pójść, ale wiesz jaki jest Clint - westchnęłam, zwalniają kroku.

Mitchel i Pat, którzy szli tuż za nami spojrzeli na nas dziwnie, gdy musieli nas wyprzedzić przez moje wolne tempo.

- Doskonale wiem, ale wiesz... On się martwi - powiedział blondyn, kładąc dłoń na moim ramieniu.

- Wiem - skinęłam głową, biorąc głęboki oddech, ponieważ przeszedł mnie kolejny ból. Nie mówiłam o tym nikomu, ponieważ lekarz stwierdził że będą się czasem pojawiać, do czasu aż nie zacznę się oszczędzać - Irytuje mnie to, że muszę ciągle leżeć. Ciąża jest zagrożona... Nie wiem dlaczego tyle kobiet przede mną nie miało żadnych problemów z ciążą, a ja... - głos mi się załamał.

- To nie twoja wina, Angeline. To nie czyni cię mniej kobietą - zapewnił mnie - Niektóre osoby po prostu mają z tym problemy.

- Ja chcę po prostu w spokoju urodzić - powiedziałam - Ale strach nie daje mi spokoju. Ja ledwo umiałam zająć się Freddie'm, a co dopiero własnym dzieckiem.

- Dostaliście niezły orzech do zgryzienia z Clintonem - stwierdził Kras - Ale co jak co ale Clinton na pewno sobie z tym poradzi, wiem to. Ma w sobie wiele cech dobrego ojca. Jest troskliwy, słuchający i ma stalowe nerwy.

- Masz rację. Jest na prawdę niesamowity, nie licząc tego że jest lekko oschły ale wiem, że taki po prostu jest - westchnęłam, patrząc na plecy chłopaka, który szedł przede mną z Jesse'm. Ich rozmowa wyglądała na równie zawziętą, co nasza.

- Przy tobie jest kompletnie inny - powiedział blondyn - Jest otwarty.

- Na prawdę? - posłałam mu uśmiech, zerkając w kierunku Clintona.

- Na prawdę - powtórzył, gdy doszliśmy do czekającej już na nas przy bramce grupy.

***

Lot trwał niemal trzy godziny i był wyczerpujący, mimo ciągłego siedzenia. Siedziałam przy oknie w klasie ekonomicznej, tuż obok mnie Clinton, przez cały czas pracując na laptopie.

- Clinton? - wyziewałam, przeciągając się.

- Tak? - wymamrotał spoglądając na mnie przez chwilę.

- Pisałeś do mojego biura, prawda? - zapytałam lekko zaniepokojona.

- Masz urlop do końca ciąży. Wysłałem im faksem dokumenty o stanie zdrowia. Nie przejmuj się, nie mogą cię zwolnić. Ryan już jest w drodze, żeby cię zastąpić - wyjaśnił, ujmując moją małą dłoń w swoją.

Angeline // Clinton Cave PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz