Leżałam z głową na piersi Clintona, wsłuchując się w wolne, równomierne kołatanie jego serca. Wsłuchiwałam się w jego głos, gdy opowiadał mi o swoim grafiku na następne miesiące. Słuchałam go lekko senna, ziewając i odpływając coraz bardziej z każdą sekundą.
-... Co myślisz o Six Flags? - jego pytający ton głosu wyprowadził mnie nagle z transu.
- Co? - uniosłam głowę, żeby odwrócić głowę i spojrzeć mu w oczy.
- Pytałem, czy chcesz pójść do Six Flags kiedy wrócimy. Podobno otworzyli nowy roller coaster - odrzekł, na co ja skinęłam głową, całując jego klatkę piersiową, wywołując w nim przyjemny chichot.
Zaczęłam obwodzić palcem znamię tuż pod jego sutkiem. To było takie słodkie. Jego dłoń gładziła mnie pod materiałem koszulki, wodząc w górę i w dół moich pleców.
- Kiedy wrócimy idę na wizytę do lekarza sprawdzić, co z naszą małą niespodzianką - uśmiechnęłam się, na co on odwzajemnił mój uśmiech.
- Jak powiemy Beau? Będzie zazdrosny - zachichotał, na co ja mu zawtórowałam.
- Myślę, że może się ucieszy... Mam taką nadzieję - roześmiałam się, kładąc twarz na poduszce tuż obok niego.
- Ja w sumie nie pamiętam, czy się cieszyłem jak usłyszałem o Taylorze - westchnął Clant - Ale byłem mniej więcej w wieku Beau, kiedy Tay się urodził.
- Ile czasu minęło, no nie? - spojrzałam na mojego chłopaka, czując przypływ nostalgii. Byliśmy ze sobą już prawie cztery lata i nasza miłość jakimś cudem przetrwała wiele prób i nadal byliśmy silni. Kochałam go za wszystko co mi dał , bo był moim całym światem, tak jak ja byłam jego.
- Dużo - skinął w zamyśleniu głową - Chodź tu.
Chwycił mnie w talii, wciągając na siebie. Jego wargi zderzyły się z moimi. Zaczęliśmy się całować, tak że zbrakło mi oddechu. Powietrze jakby znikło, był tylko on i ciepło jego ciała pode mną. Odgarnął moje włosy, dotykając kciukiem mojego policzka, jeszcze bardziej pogłębiając pocałunek.
Nagle ktoś próbował otworzyć drzwi, co sprawiło, że wzdrygnęłam się, podnosząc do siadu. Nagle usłyszeliśmy znajomy głosik wołający z pretensją.
- Mamo, tato, wiem, że jesteście w środku!
- Już otwieram skarbeńku! - roześmiałam się, schodząc z Clintona, kręcąc głową na niego. On również się śmiał, jednocześnie wstając i wkładając na siebie spodenki i koszulkę.
- Mój synek - otworzyłam drzwi, biorąc szkraba na ręce, tuląc go mocno do siebie, całując jego twarzyczkę.
- Mamo, fuj, przestań - chłopiec odpychał moją twarz, marszcząc się w zdegustowaniu.
- Ktoś tu chyba zaczął mieć okres buntu - stwierdził Clinton, przytulając nas oboje.
- Już się boję - mruknęłam.
Ten dzień był istną sielanką, ale potem musiała przyjść codzienność, a z nią więcej problemów.