34 2/2

47 8 12
                                    

Perspektywa Clintona

Ranek dla mnie zaczął się w południe. Spałem wyjątkowo długo ponieważ noc jak zwykle była męcząca.

Gdy się obudziłem, zauważyłem że zarówno Angeline jak i dziecka nie było w pokoju. Nałożyłem na siebie świeżą koszulkę, przeczesałem włosy, po czym przemyłem twarz. Miałem pod oczami większe wory niż zwykle. Byłem zmęczony, ale szczęśliwy. 

Po porannej toalecie zszedłem po schodach na dół. Moje kroki od razu niemal skierowały się do kuchni. 

Zobaczyłem w niej Christiana trzymającego dziecko w towarzystwie mojej dziewczyny, robiącej sobie kawę w ekspresie. Jej ciemne włosy falowały, opadając na jej ramiona. Ubrana była w czarne spodnie od dresu i szary podkoszulek przez który lekko prześwitywały jej obrzmiałe piersi. Jezu, ale mnie to podniecało. Gdybym nie był tak zmęczony...

Jej wzrok nagle odnalazł mój i te niebieskie oczy... Uwielbiałem jej oczy. 

- Dzień Dobry - ziewnąłem, podchodząc do niej i obejmując ją. Westchnęła ciężko, wtulając głowę w moją pierś. 

- Idziemy spać? - zapytała. 

- Nie dam już rady. Mój grafik snu się kompletnie powalił. Chciałbym, ale jestem tak zmęczony, że pewnie nie dam rady - wyjaśniłem, dotykając jej karku, zataczając palcem kręgi na jej szyi.

- Jesteś potrzebny dzisiaj w studiu - odezwał się nagle Kras.

- Ach, faktycznie - westchnąłem.

- Nie chcę niepokoić Tash opieką, bo jest w pracy, chyba sobie nie pośpię - stwierdziła ciemnowłosa, opierając się tyłem o blat, nadal trzymając ręce oplecione wokół mojej talii.

- Alexa może ma czas, zapytam jej - zaoferował blondyn, bujając dziecko, które zdawało się spać w jego ramionach.

- Jesteś taki kochany, Christian - stwierdziła Angeline, wyplątując się z moich objęć, żeby przytulić blondyna od tyłu.

- Zawsze - odpowiedział jej z uśmiechem - Zaniosę go do łóżka - uprzedził zanim wyszedł z pomieszczenia.

Dziewczyna wyszła z kuchni, kierując się do salonu z kubkiem kawy w dłoni, podczas gdy ja zrobiłem sobie szybkie śniadanie. Kiedy zjadłem, wszedłem do salonu, zastając Angeline zakopaną w kocu, oglądającą powtórkę doktora Phila.

- Hej, siadaj - poklepała miejsce obok siebie. 

Wślizgnąłem się pod koc, kładąc stopy obok jej na podstawionej pufie, omal jej nie spychając. Przyciągnąłem jej ciało do swojego boku, składając pojedynczy pocałunek na czubku jej głowy. 

- Maleńka, co ty na to, żebyśmy gdzieś razem wyskoczyli? - spytałem, bawiąc się jej włosami.

- Może do San Francisco? - zaproponowała dziewczyna ze wzrokiem wpatrzonym w ekran telewizora.

- Myślałem raczej o Australii. Pojechalibyśmy we trójkę do Cairns na parę dni. Moi rodzice zaopiekowaliby się Beau, a my relaksowalibyśmy się nad brzegiem oceanu - opowiadałem swój pomysł, widząc jak jej sceptyczna ekspresja zamienia się w uśmiech.

- Zabierz mnie na koniec świata - wybuchła śmiechem. Trochę miała rację, Australia była na prawdę daleko od Ameryki. 

- Kocham cię, wariatko - zniżyłem się odrobinę, żeby połączyć nasze usta.

- Ja ciebie też, misiu - dotknęła mojego zarostu, wpijając swoje usta w moje, całując mnie słodko i mocno. 

Misiu? Nigdy nikt tak do mnie nie mówił. To było inne, ale nawet podobało mi się to, gdy to ona je mówiła.

- Pomocy! - usłyszeliśmy z góry pisk Jesse'go.

- Czego?! - wrzasnąłem zirytowany. 

- Dziecku się ulało i to wygląda okropnie! - krzyknął, zbiegając po schodach - Clinton to twój dzieciak, załatw to!

- Już idę - westchnąłem, przekręcając oczami.

Życie rodzica było trudne, ale nie unikałem wyzwań. 

////

Mam nadzieję, że podoba wam się tak jak mi pisanie tego ;)

P.S. Chcielibyście więcej rozdziałów z perspektywy Clintona, czy może tak po staremu?


Angeline // Clinton Cave PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz