33

47 4 30
                                    

- Wszystko jest dobrze, tak, jak najbardziej - powiedziała przez telefon pielęgniarka, rozłączając połączenie - Doktor Dune jest w drodze. 

- Mogę dostać znieczulenie? - zapytałam, czując jak skurcze się nasilają.

Pojawiały się teraz nie raz na pół godziny, tylko raz na dziesięć minut. Bałam się że było blisko, a ja jeszcze nie dostałam żadnych leków, a nic niczego. Po prostu przebrałam się i leżałam, czekając na Bóg wie co. Nikt nie wchodził do pokoju, a za szybą na korytarzu widziałam Clintona, który rozmawiał przez telefon.

- Muszę najpierw sprawdzić rozwarcie - orzekła kobieta, wkładając rękawiczki. 

Kazała mi rozłożyć nogi, co zrobiłam, układając je w specjalnych miejscach. 

Kobieta nachyliła się, sprawdzając coś, dotykając mnie zimnym przedmiotem, co wywołało we mnie dreszcze. W tym samym momencie do pomieszczenia wszedł Clinton ze spłoszonym wyrazem twarzy na widok badania. 

- To ja może wyjdę... - odwrócił się na pięcie, zamierzając znowu opuścić pomieszczenie.

- Nie ma potrzeby, panie tato. Już kończymy - zaśmiała się pielęgniarka, kończąc badanie, wskazując mi żebym zdjęła nogi, co zrobiłam -  Sześć centymetrów. Zaraz wrócę ze znieczuleniem. Rozumiem, że rodzimy naturalnie?

- Plan był inny, ale wydaje mi się że tak będzie lepiej - skinęłam głową. 

- Dobry wybór. Dziecko nie jest takie duże jak doktor Dune podejrzewała z tego co widzę... - przejrzała książeczkę pacjenta, uśmiechając się i wychodząc. 

- No i jak, panie tato? - uśmiechnęłam się słabo, wyciągając dłoń w jego kierunku, a on ją uchwycił. 

- Twoja siostra będzie tu za parę dni, a Mitchel pojechał po Tash - wyjaśnił, siadając na fotelu obok mnie. 

Sala była wyposażona w telewizor i meble, tak, że wyglądała bardziej niczym pokój hotelowy, nie szpital. Poprawiło mi to samopoczucie. Kiedyś mówiłam mu jak bardzo nie lubię szpitali i jak się ich boję po tym, jak zamykali mnie na oddziale z powodu mojej choroby. 

Było mi ciepło na sercu, gdy pomyślałam o tym, że on na prawdę mnie słucha, a nie zapomina jak wszyscy. 

- Uff... - wzięłam oddech, czując kolejny skurcz - Podasz mi okład? - pokazałam na stolik.

Chłopak przyłożył mi zimną torebkę z lodem do czoła, gładząc palcem wierzch mojej dłoni, żeby mnie uspokoić. 

- Będzie w porządku. Dwa dni poleżysz tutaj, a potem wrócimy do domu - mówił do mnie, żeby rozproszyć moją uwagę od bólu. 

- A co, jeśli nie dam sobie rady? Ja... Ja nie dam rady, Clinton... Ja nie wiem, jak ja sobie z tym poradzę - czułam łzy w oczach gdy ból narastał. 

- Razem sobie poradzimy. Mamy wsparcie - obejrzał się, a ja dostrzegłam grupkę, która jakimś cudem znalazła się za szybą. 

Zauważyłam wśród nich nowo przybyłą Alexę, oraz Tash, która wyglądała na zmartwioną. Pierwsza machała w moim kierunku książką, jakby chciała mi ją dać. 

- Zapytaj jej co to za książka? - posłałam im wszystkim uśmiech, czując że skurcz minął. 

- Po co? - zmarszczył się dziwnie brunet. 

- Chce mi ją dać - klepnęłam go w dłoń, na co ten z westchnieniem wyszedł na korytarz. 

Po chwili Alexa weszła do pomieszczenia.

Angeline // Clinton Cave PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz