8 2/2

24 3 30
                                        

Nie wiem jakim cudem cały wieczór zdawał się iść po naszej myśli. Ciocia pojawiła się jak zwykle o czasie. Wypuściłam ją do środka, a ona jak zwykle zaczęła lustrować mój ubiór i karcić za moje liczne tatuaże, które podobno szpecą moją skórę.

- Jaki ty dajesz przykład dziecku, wyglądając jak bandytka - prychnęła oschle.

Jej blond włosy opadały jej na ramiona, a ona wciąż poprawiała okulary na grzbiecie dużego, krzywego nosa.

- Może ciocia wejdzie do salonu - zaprosiłam ją gestem dłoni.

Clinton pojawił się nagle, wychodząc z sypialni w białej koszuli i ciemnych  jeansach.

- Ciociu Rose, to jest Clinton - wskazałam na brunetka, który uśmiechnął się sztucznie, podając jej dłoń.

- A więc ty jesteś jej mężem - odparła, kiwając głową z aprobatą - W końcu jakiś prawdziwy mężczyzna, Angel.

- Właściwie to nie... - zaczął Clinton.

- Jeszcze nie wzięliśmy ślubu, ale w krótce się pobieramy - skłamałam, patrząc mu w oczy. Nie wyglądał zadowolonego moim kłamstwem. Dusił to w sobie, przygryzając wargę.

- Dzięki Bogu. Na co wy jeszcze czekajcie, dziecko potrzebuje chrztu! - wykrzyczała, niemal mdlejąc. Już miałam jej dosyć. Zobaczyłam że Clinton również ledwo utrzymuje nerwy na wodzy. - Gdzie ten mały Boży aniołek, chce go zobaczyć! - dodała po chwili.

Oboje z Clintonem roześmialiśmy się w głos. Naszemu dziecku daleko było do aniołka.

- Beau! - zawołał am, na co malec wyszedł ze swojego pokoiku że zdezorientowaną miną na twarzy.

- Chodź tu piękny młodzieńcze! - zawołała kobieta, na co on przestraszony uciekł z powrotem do pokoju.

Zdziwiłam się że ciotka nie krytykowała Clintona bardziej niż mnie. Mianowicie nawet wydawała się go lubić, o ile można było powiedzieć, że ona kogokolwiek lubiła.

Kolacja przebiegła całkiem dobrze. Ciotka odjechała po dwudziestej, zabrana przez taksówkę. Odprowadziłam ją, po czym wróciłam do mieszkania, wzdychając ciężko.

Udałam się do sypialni, zastając Clintona wyraźnie czekające na mnie, siedząc na krawędzi łóżka ze spuszczoną głową.

- Angeline, czy ty chcesz wziąć ze mną ślub? - zapytał, patrząc mi w oczy. W jego oczach widziałam strach.

- Moja rodzina tego chce, ale ja nie potrzebuje tego, żeby z tobą być - zapewniłam go, siadając tuż obok.

- Nie chcę tego - wyznał po chwili ciszy - To zabije w nas resztki namiętności, której i tak prawie już nie mamy. Nie chcę być jak te wszystkie pary, które są ze sobą z przyzwyczajenia, a tak na prawdę nic między nimi nie ma, rozumiesz?

- Ale czy ty mówisz, że... - nie wiedziałam dlaczego, ale zatrząsł mi się głos.

- Kocham cię, Angeline - wyjaśnił - Nie mówię, że nie, ale nie chce tak żyć. Tradycyjne życie nie jest dla mnie...

- Czyli mówisz, że tak prościej będzie, jeśli będziesz chciał być z kimś innym? - łzy zaczęły spływać po moich policzkach.

- Nie to miałem na myśli... - Westchnął ciężko.

- A co?! - krzyknęłam, wstając.

- Nie chciałem cię zranić... - bronił się.

- To co do kurwy nędzy chciałeś zrobić?! Wiesz, za późno! - rzuciłam w niego leżącym obok łóżka butem.

- Angeline, nie posłuchasz mnie? Proszę - zobaczyłam jak wstaje i podchodzi do mnie, żeby zamknąć mnie w uścisku.

- Puść mnie! - odepchnęłam go - Idź sobie! Nienawidzę cię!

- Nie wiem co ci zrobiłem. Ja chcę tylko żyć...

Jego twarz była pełna powagi, jednak potrafiłam go przejrzeć. Wiedziałam że był przerażony moim zachowaniem. Nigdy nie widział mnie w takim wydaniu.

Nagle puścił mnie, podchodząc do szafy, skąd wyjął torbę i wpakował do niej pierwsze lepsze ciuchy.

- Będę u chłopaków - wymamrotał, mijając mnie w drzwiach - Zadzwoń jak przestaniesz być suką.

////

W końcu jakiś twist hehe



Angeline // Clinton Cave PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz