Była godzina dwudziesta, gdy wróciliśmy do domu, śmiejąc się z siebie, kontynuując konwersację na temat tego że wszystkie rzeczy tego świata próbują zabić Mitchela. Biedak trzy razy ślizgał się na skałach i kamieniach, spadając do wody.
Nawet nie spostrzegłam się, kiedy ręka Clintona oplotła moją dłoń, przeplatając nasze palce.
Szliśmy korytarzem w kierunku pokoju chłopaka, mijając zaczytaną w książce Biddi siedzącą w fotelu w salonie. Spojrzała w naszym kierunku, posyłając nam uśmiech spod swoich okularów do czytania.
Brunet popchnął drzwi do pomieszczenia, wchodząc do środka, ciągnąc mnie za sobą.
Rzucił się na łóżko twarzą do dołu, jęcząc głośno.
- Jestem zmęczony - stęknął.
- Ja też - westchnęłam ciężko, zdejmując z siebie zapoconą koszulkę - Idę się umyć.
Widziałam jak machnął dłonią, ponownie stękając.
- Bolą mnie mięśnie, mam wrażenie, że dawno się tyle nie ruszałem. Czy to znaczy, że się starzeję? - wymamrotał ledwo zrozumiale. Jednak doświadczenie nauczyło mnie, co miewał na myśli gdy tak mamrotał.
- No, bardzo stary jesteś - strzeliłam go w tyłek ręką, chichocząc gdy pisnął, trzęsąc się jak ryba na lądzie.
- Nie rób tak! - jęknął, patrząc na mnie ganiącym, pełnym pretensji wzrokiem.
Pokazałam mu język, idąc do łazienki przy jego pokoju.
Weszłam do środka, zamykając drzwi. Nie musiałam używać zasuwki, ponieważ z tego co mi było wiadomo, to była jego osobista łazienka. Nie wiem jakim cudem jedna z dwóch łazienek w tym domu była tylko jego, ale nie wnikałam. To nie miało sensu, ale tak usłyszałam od Biddi. Może po prostu chciała żebym dobrze się czuła będąc u nich wiedząc, że nikt nie będzie korzystać z jego-naszej łazienki. Jedna para drzwi zastawiona była szafką, a druga - od pokoju Clintona akurat była dostępna.
Rozebrałam się, uwalniając swoje rozjaśnione końcówki spod gumki. Wzięłam do ręki wacik, zamaczając go w płynie odkażającym, smarując nim swoje rany, które powoli zamieniały się w duże strupy. Przygryzłam wargę, czując ból.
Następnie weszłam pod prysznic, spłukując z siebie brud spaceru. Miałam cichą nadzieję, że Clinton do mnie dołączy, jednak tak się nie stało. Wyszłam spod prysznica po kilku minutach, po czym przepasana ręcznikiem wróciłam do pokoju. Clinton leżał w swoich czarnych bokserkach i koszulce którą kupił sobie nad jeziorem Ozarks, wbijając swój wzrok w telefon. Pewnie przeglądał Snapy albo coś w tym stylu. Często to robił i nie miałam nic przeciwko. Ale dzisiaj... Czułam że na każdym kroku go potrzebuje.
Hormony sprawiały że byłam zazdrosna nawet o głupi przedmiot martwy.
- Jak tam? - uniosłam do góry brew, otwierając szafę, żeby wyjąć z niej majtki i jakąś koszulkę.
- Przytłaczająco - odparł szczerze.
- Pomóc ci z czymś? - zapytałam sugestywnie, zakładając na siebie bieliznę, nie upuszczając jednocześnie oplatającego mnie ręcznika.
- No nie wydaje mi się - odparł z westchnieniem, kompletnie nie łapiąc aluzji.
Parsknęłam śmiechem, zrzucając z siebie ręcznik, podchodząc i siadając na łóżku.
Kompletnie nie patrzył na mnie, przeglądając skrzynkę mailową. To było dla mnie śmieszne, że nic nie robił sobie z tego, że leżę obok niego, wsparta łopatkami o wezgłowie w samych majtkach bez okrycia wierzchniego.
- To brzmi ciekawie - prychnęłam wskazując na reklamę jakiejś wegańskiej organizacji która wzywała do zaprzestania produkcji sera i mleka ponieważ to rani krowie wymiona - Czy oni nie wiedzą, że ludzkie dzieci też piją mleko z cycków?
Brunet chrząknął, śmiejąc się.
- Chrumkasz jak świnka - roześmiałam się, umierając ze śmiechu na poduszce.
- Ciągle testujesz moje granice? - spojrzał na mnie wiedzącym wzrokiem, przyciągając mnie do siebie.
- Pocałuj mnie, debilu - otarłam swoim nosem o jego, podczas gdy on niemal od razu potem zderzył swoje usta z moimi, klepiąc mnie po tyłku - Ała!!!
- Co? - spojrzał na mnie z wyższością - Ja tylko oddaję?!
Roześmiałam się, wracając do całowania go.
////
Mam wrażenie, że wszystkich zanudzam uh