- Robimy testy alergologiczne - powiedziałam do telefonu. Clinton zadzwonił w środku nocy, budząc mnie ze snu.
- To dobrze. Dostał jakieś leki? - jego głos był równie senny jak mój.
- Dostał maść, powinna pomóc - westchnęłam, patrząc na leżącego obok mnie chłopca. Spał obok mnie na miejscu Clintona. Czułam się samotnie w dużym łóżku bez niego obok.
Zamiast niego miałam obok siebie jego małą kopię. Chłopiec był bardzo mały, ale wyglądał dokładnie tak jak jego ojciec. Tylko oczy miał moje.
Przypatrywałam się mu chwilę, czując uczucie, którego nigdy wcześniej nie czułam. Dumę? Bardzo cieszyłam się, że Beau urodził się cały i zdrowy, bo mało brakowało.
Gładziłam jego włoski, mamrocząc mhm co jakiś czas na pytania Clintona.
- A ty, jak się czujesz? Jak w pracy? - nagle wyprowadził mnie z zamyślenia.
- Miałam dzisiaj zdjęcia jak widziałeś. Awsten jutro przychodzi do mnie bo chce poznać Beau - zaśmiałam się na myśl o chłopaku i moim dziecku w tym samym pomieszczeniu.
- Powodzenia - zaśmiał się Clinton - Pilnuj go żeby mi dziecka nie przetrącił.
- Będę - roześmiałam się w odpowiedzi na jego słowa.
*Dwa Tygodnie później*
Perspektywa Clintona
Leżałem na podłodze, wpatrując się w zwisające z góry zabawki zawieszone na patykach. Obok mnie leżał Beau, ssąc swoje dwa ulubione palce w buzi, machając nogami.
Obróciłem głowę w bok, przyglądając mu się. Był taki piękny i był mój. Nie mogłem uwierzyć że coś tak pięknego mogło być dziełem przypadku.
A jednak.
Beau był naszą piękną wpadką.
Nie żałowałem niczego. Nie zmieniłbym nic, gdybym mógł cofnąć czas. Chciałem być właśnie tu, wraz z moim synkiem i moją cudowną dziewczyną.
- Kochanie, Jesse się pyta czy nie pojedziesz z nim gdzieś?
Do pokoju weszła Angeline, ubrana w kaszkiet, spodenki sportowe i krótką czarną koszulkę. Obserwowałem ją uważnie, widząc jej zaczerwienione policzki i spocona czoło, ponieważ po porodzie wpadła w straszny szał treningów, żeby jak najprędzej wrócić do wyglądu sprzed ciąży. Bardzo dobrze jej szło. Nie chciałem rozmawiać z nią na temat jej ciała po ciąży, bo nie chciałem żeby czuła się źle.
Patrzyłem jak rozplata warkocz, patrząc na mnie kątem oka.
- Chyba tu zostanę - stwierdziłem wkładając palca w małą dłoń chłopca. Ten ku mojemu zdziwieniu włożył go do buzi, śliniąc go.
- Beau, fu, przestań - wysunąłem palca jego uścisku, co wywołało na jego buzi obrażony wyraz po czym zaczął machać rączkami i piszczeć. Robił tak zawsze, kiedy ktoś go denerwował. On w ogóle bardzo mało płakał. Wolał krzyczeć i siać terror. Już w tak młodym wieku miał niezły charakterek.
- Mały, co jest? - Angeline uklękła z mojej strony, jej kolana tuż przy moim brzuchu, wyciągając ręce w kierunku dziecka które żwawo ruszało kończynami.
- Obślinił mi palca i mu go zabrałem, więc strzela focha - westchnąłem, patrząc na syna, który spoglądał na mnie nienawistnie.
- Macie taki sam wyraz twarzy jak się obrażacie - zachichotała ciemnowłosa, głaszcząc ciemne loczki na głowie chłopca.
Położyłem dłoń na jej udzie, głaszcząc ją po biodrze. Spojrzała na mnie, kręcąc głową. Doskonale wiedziała co mam w głowie.
- Mamy jeszcze tyle czasu, Clinton - przekręciła oczami, kładąc swoją dłoń na mojej żeby po chwili chwycić dziecko, biorąc je w objęcia. Po chwili położyła mi je na piersi, śmiejąc się z mojego zaskoczonego wyrazu twarzy.
- Kocham was, chłopcy - powiedziała dziewczyna, całując Beau w czubek głowy, a mnie w wargi, wpijając się we mnie delikatnie, wywołując we mnie to znajome uczucie.
Już nigdy więcej nie chciałem jej opuszczać. To była ta jedyna.
////
To koniec! Dziękuję wam wszystkim ❤️
