Brakowało mi beztroskiego bawienia się w klubach. Ostatnim razem bawiłam się tak w Australii tuż przed tym jak wyszliśmy z Clintonem z klubu i zaczęliśmy naszą serię tajemniczych spotkań w ukryciu.
Teraz rozmyślałam nad tym, pijąc przez słomkę sok z lodem, siedząc przy barze.
- Co tu robisz sama w tak piękny wieczór, piękna? - zapytał opierając się o blat chudy chłopak wyglądający jakby miał wyraźne meksykańskie korzenie.
- Czekam na towarzystwo, nie widać? - spojrzałam na niego z lekkim uśmieszkiem na ustach.
- To chyba je znalazłaś - chłopak wydawał się zadziwiony moją bezpośredniością - Jak masz na imię, skarbie?
- Daisy - skłamałam. Nie liczyłam na nic więcej, niż na dobrą zabawę, równie dobrze mogłam pozostać anonimową dziewczyną, o której on zapomni, tak jak ja o nim.
- Ładnie - skomentował, dotykając mojej spuszczonej dłoni - Xavier.
- Artystycznie - stwierdziłam - Jesteś agentem nieruchomości? - zapytałam, lekko prześmiewczo.
- Jestem muzykiem - roześmiał się, patrząc przez chwilę gdzieś w dal, po czym wrócił wzrokiem do mnie. Jego postawa i uśmiech godny gracza sugerował mi, że ten oto mężczyzna był pożeraczem kobiecych serc. Na szczęście ja byłam w stanie oprzeć się jego urokowi, mimo iż mogłam przyznać, że był cholernie przystojny w swoich okrągłych okularach i czarnym golfie.
- Och - moje usta ułożyły się w literę 'o'. Co ja miałam z tymi muzykami - Składa się, że znam wielu muzyków...
- O, tak? - oparł się ramieniem, zbliżając się do mnie bardziej. Czułam od niego zioło i alkohol - Kogo?
- Ach, nikt taki. Awsten Knight, Jesse Rutherford, Lynn Gunn i wiele innych - posłałam mu mrugnięcie, dotykając broszki na jego kurtce.
- Moi znajomi są z tyłu za parkietem, chciałabyś do nas dołączyć? - zapytał, na co ja zeskoczyłam ze stołka w jego ramiona. Złapał mnie i ustabilizował ze śmiechem.
- Uważaj - wyszeptał, kładąc dłonie na moich biodrach. Nagle poczułam się z tym dziwnie, ponieważ jego dłonie były bardzo blisko mojego brzucha. Czułam pewną awersję do wszystkich rąk w pobliżu miejsca, gdzie znajdowało się moje dziecko. Jedyne dłonie, które wydawały się tam należeć, to dłonie Clintona.
- Prowadź - spojrzałam na niego w górę, na co ten zniżył się do mnie, całując krótko. To było szybkie i miałam wrażenie, że jak się zaczęło, tak się skończy.
- Jesteś słodka, chodźmy najpierw zatańczyć - poszliśmy w stronę parkietu, zaczynając wić się w rytm muzyki. Dłonie Xaviera błądziły po moim ciele, gdy tańczył tuż za mną. Tash gdzieś zaginęła w akcji, idąc zapewne gdzieś ze swoim nowym chłopakiem, którego poznała tego wieczora.
Zamknęłam oczy, przyciskając swoje biodra do niego, ocierając się o jego krocze.
Przetańczyliśmy tak dwie piosenki, po czym poszliśmy do stolika jego znajomych.
Doznałam szoku, gdy zobaczyłam znajome szopy włosów oraz spojrzałam w oczy Mitchela, którego ekspresja wyrażała tysiąc emocji naraz.
Nagle zauważyłam Clintona siedzącego przy ścianie z długowłosą blondynką na jego kolanach, wpijającą się w jego usta. Miałam wrażenie, że moje serce potłukło się na milion kawałków.
- Angeline? - zapytał zdziwiony Christian, poznając mnie nagle.
- Co... Angeline? To wy się znacie? - zapytał zdezorientowany Xavier.
Clinton raptem odtworzył oczy na dźwięk mojego imienia, widząc mnie stojącą przy boku chłopaka. Spojrzałam mu w oczy ze zdegustowaną miną. Wzięłam pierwszą lepszą szklankę, wylewając kolorowy płyn na jego rozpiętą do połowy koszulę w hawajskie wzory i lafiryndę na jego kolanach.
- Angeline! - usłyszałam jego głos, gdy przedzierałam się przez tłum żeby stamtąd wyjść.
Jednak zatrzymało mnie czyjeś szarpnięcie za moje ramię.
- Clinton, zostaw mnie! - powiedziałam chłodno, odwracając się na chwilę, dostrzegając, że to wcale nie był Clinton, lecz jego młodszy brat.
- Angeline, odwiozę cię do domu. Dobrze? - złożył dłonie na moich ramionach, przytulając do siebie moje roztrzęsione drobne ciało.
- Clinton... On... - zaczęłam.
- Oboje czujecie się zagubieni w tej sytuacji - stwierdził brunet, prowadząc mnie w kierunku wyjścia z klubu.
Czekaliśmy na taksówkę, gdy zauważyłam jak Tash wybiega za nami. Gdy zauważyła mnie z Mitchelem, uniosła brwi do góry.
- Gdzie się wybierasz tonta? - zapytała, podpierając się pod boki.
- To jest Mitchel, brat Clintona... - wyjaśniłam, żeby nie wzięła mnie źle. Ja i Mitchel nigdy razem nie... I chciałam, żeby o tym wiedziała.
- Hej - odparł nonszalancko, zapalając papierosa na środku chodnika, lustrując dziewczynę - Meksyk? - zapytał, zgadując jej pochodzenie po akcencie.
- Puerto Rico - wzruszyła ramionami, wracając spojrzeniem do mnie - Widziałam go z tą dziewczyną i od razu musiałam cię znaleźć - podeszła do mnie, zamykając mnie w uścisku.
- Ja nie wiem, czy mi przykro czy to tylko przez te pieprzone hormony - westchnęłam, odsuwając się.
- Nie wiem, co w niego wstąpiło, jest jakiś nieswój ostatnio. Przegapia wizyty u terapeuty i ciągle narzeka... - odezwał się Mitchel - Nie to, że wcześniej nie narzekał, ale teraz jest gorzej. Przez ostatnie trzy dni nie wychodził prawie z łóżka i ciągle się upijał. Wątpię, żeby celowo chciał cię skrzywdzić. Zależy mu na tobie, Angeline - tłumaczył, na co ja schowałam głowę w ramieniu Tash.
Po niedługim czasie przyjechała nasza taksówka. Wpakowaliśmy się do środka, mówiąc mój adres.
***
Na miejscu od razu poszłam się umyć. Ten wieczór to była istna katastrofa. Byłam ciekawa, jaką znowu wymówkę wymyśli Clinton, żebym mu wybaczyła. Zrobił już tyle błędów, że już powoli zaczynałam tracić do niego cierpliwość.
Kiedy ogarnęłam się i przebrałam w piżamę, zeszłam na dół do salonu, zastając Tash i Mitchela siedzących na kanapie... no cóż, w bardzo intymnej pozycji, całujących się. Jej nogi były po obu stronach jego bioder, a jej włosy opadały na jego twarz. Oboje uśmiechali się do siebie...
Wycofałam się na korytarz, zanim mnie zauważyli.
Przynajmniej dla nich ten wieczór się udał. Nie chciałam im niczego zepsuć, więc po prostu poszłam spać.
Musiałam się pogodzić z tym, że całe życie będę już samotną starą babcią z kotem, która nigdy nie ma szczęścia w miłości i z imprez wraca prosto do domu, żeby spać.
Byłam tą myślą lekko przygnębiona, ale jednak bardziej rozgoryczona faktem, jak będzie wyglądało moje wychowywanie dziecka z Clintonem.
On i te dziewczyny, a po drugiej stronie ja i dziecko, o którym zapewne będzie się wstydził komukolwiek wspominać, ponieważ jest zbyt młody na bycie ojcem.
Do rana wypłakiwałam się cicho w poduszkę, głaszcząc śpiącego obok mnie Daniela.
////
I hope you like this shit tho