Rozdział dziewięćdziesiąty dziewiąty

1.5K 107 299
                                    

Oczywiście w ciągu następnych dni Sophie zdała relację z randki także Naomi, oraz Taylorowi, który był tego bardzo ciekawy.

Wokół wszystko wydawało się być w porządku - miała cudownego chłopaka, przyjaciół i rodzinę. Jednak oprócz tego starała się uczyć, gdyż nauczyciele naprawdę wiele wymagali.

Przyjaciołom udało się też stworzyć eliksir postarzający - bliźniacy i Lee zamierzali takowy wypić, by postarzyć się o kilka miesięcy i dostać do Turnieju Trójmagicznego.

Bliźniacy pracowali nad produktami do swojego sklepu, który zamierzali otworzyć. Sophie przyznawała, że naprawdę mają talent, jeśli chodzi o tworzenie rzeczy do robienia dowcipów. Nie bez powodu zamierzali nazwać sklep Magiczne Dowcipy Weasleyów.

W końcu nadszedł dzień trzydziesty października, gdy miały przybyć osoby z Beuxbatons i Durmstrangu.

Od początku roku Turniej był chyba najczęstszym tematem rozmów, ale wszyscy zastanawiali się także nad tym, jacy będą uczniowie innych szkół.

Trzydziestego października Wielka Sala była przepięknie udekorowana - wisiały sztandary wszystkich domów w Hogwarcie, a za stołem nauczycielskim - z godłem szkoły.

Fred i George próbowali też znaleźć sposób na dostanie prawdziwych pieniędzy od Ludo Bagmana, który dał im znikające złoto leprokonusów. Sophie było ich szkoda, bo jednak uczciwie wygrali, a zostali oszukani.

Niestety niewiele mogli zrobić, oprócz prób skontaktowania się z nim.

Sally i Michael mieli lepsze i gorsze dni, aczkolwiek nadal byli ze sobą. Naomi cieszyła się, że ma chłopaka, chociaż nie wiedziała jeszcze, jakie to poniesie konsekwencje dla niej i jej rodziny.

- Ciekawe czym przyjadą - zastanawiała się Sophie, gdy wraz z innymi uczniami Hogwartu stała i czekała na przybycie osób z zagranicznych szkół.

- Właśnie, bardzo ciekawe - rzekła stojąca obok niej Sally.

Już po chwili olbrzymi ciemny kształt przemknął ponad szczytami drzew i znalazł się w kręgu światła tryskającego z okien zamku. Zobaczyli wielki, niebieski powóz zaprzężony w konie. Miał rozmiary dużego domu, a ciągnęło go tuzin skrzydlatych, złotobrązowych koni, każdy rozmiarów słonia.

Przez tłum stojących osób przemknął dźwięk zachwytu tym środkiem transportu. Jednak pierwsze trzy rzędy uczniów musiały cofnąć się gwałtownie, gdy powóz zniżył się, podchodząc do lądowania z przerażającą szybkością - a potem z ogromnym łoskotem, który sprawił, że jeden z młodszych Gryfonów podskoczył i opadł na stopę jakiegoś Ślizgona z pierwszej klasy - kopyta koni, większe od talerzy obiadowych, uderzyły w ziemię. Sekundę później wylądował i sam powóz, podskakując na wielkich kołach, podczas gdy złote konie potrząsały olbrzymimi łbami i toczyły ogromnymi, ognistoczerwonymi oczami.

Zanim drzwi powozu się otworzyły, można było zdążyć zobaczyć, że widnieje na nich herb w kształcie dwóch skrzyżowanych różdżek, każda tryskająca trzema gwiazdkami.

Najpierw z powozu wyskoczył chłopiec w bladoniebieskiej szacie, sięgnął do środka i rozłożył składane złote schodki, po czym cofnął się z szacunkiem.

Z powozu wyszła największa kobieta, jaką Sophie kiedykolwiek widziała. Kobiecie wzrostem dorównywał chyba tylko Hagrid, gajowy Hogwartu.

Była to madame Maxime, dyrektorka Beuxbatons, z którą od razu przywitał się Dumbledore. Zaraz po niej z powozu wyszło z tuzin chłopców i dziewcząt, zasłaniających twarze chustami i trzęsących się z zimna - czemu ciężko było się dziwić, bo w końcu było chłodno, a oni nie mieli nawet płaszczy.

Deception | Fred Weasley ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz