LXXVI

4.9K 368 612
                                    

Gdy tylko dotarła do lochów, stało się dla niej jasne, że dziś już nie odpocznie. Po korytarzach niosła się stłumiona muzyka, dochodząca z dormitorium Slytherinu. Mimo wszystko Elizabeth próbowała ją ignorować i po wieczornej toalecie, podjęła próbę zaśnięcia, bo jedynie to mogło ocalić ją przed ponownym załamaniem.  

Snape siedział w fotelu, czytając książkę i oczekując na zakończenie imprezy. Liczył na to, że uda mu się przyłapać kilku puchonów, prześlizgujących się w środku nocy do swojego dormitorium. Jego spokój i tak już zakłócony muzyką z dormitorium, naruszyło pukanie do drzwi. Odłożył książkę i zwlekł się z fotela. Z surową miną otworzył drzwi, spodziewając się posłańca z informacją o płonącym pokoju wspólnym, albo ofiarach śmiertelnych. Ku jego zdziwieniu była to jedynie Havens, aż Havens. Ujrzawszy ją poczuł się niezręcznie. Po tym jak tego wieczoru zobaczył ją w rozsypce, nie potrafił już złościć się na nią tak jak przedtem. Od góry do dołu zmierzył ją wzrokiem, stojącą przed drzwiami w satynowym szlafroku z podkrążonym i zaczerwienionymi oczyma. Wyglądała słabo. Mężczyzna uniósł brew i skrzywił się, nieco zaniepokoił go marny wygląd kobiety, ale ten jeden raz postanowił oszczędzić sobie komentarzy. Gestem zmusił ją do wejścia do środka. Wolał, żeby nikt nie zobaczył jej pod jego drzwiami. A może po prostu bał się, że zaraz zemdleje na środku korytarza? Sam nie wiedział, chyba po prostu było mu jej żal. 

-Błagam idź to przerwać, jest trzecia w nocy. Zaraz zwariuję. - Mruknęła, pocierając dłonią czoło. - Rozumiesz, że sama wolę się tam nie pokazywać.

-Za to paradowanie po korytarzu w tym stanie, ci nie przeszkadza.

-Który dokładnie stan masz na myśli? - Spytała słabo, nieco oburzona, nieufnie spoglądając na mężczyznę. Ten dziań był dla niej ciężki, tak jak cały tydzień. Jedyne czego chciała to odpoczynku, chwili ciszy i spokoju, a nawet tego nie miała. 

-Wszystkie. - Odparł chłodno.

-Po prostu to załatw, odpowiadasz za nich. - Mruknęła zmęczona i pociągnęła za klamkę.

-Nie tak prędko, Havens. Ledwo trzymasz się na nogach i jeszcze biegasz po zimnym korytarzu w te i we wte. Twoje niańki mnie zamordują jak się dowiedzą, że ci na to pozwoliłem. - Odparł z ironią, a czarownica uniosła brew, odwracając się w jego stronę i otulając się szlafrokiem. - Połóż się u mnie, w sypialni nie jest tak głośno. - Kobieta skrzywiła się nieco, była to tak dziwna propozycja, że przez moment miała wrażenie, iż wyobraźnia płata jej ze zmęczenia figle. 

-Co to za pomysł? - Odparła kpiąco, chciała kontynuować, ale nie miała siły.

-Nawet nie dyskutuj i połóż się, zanim będę cię musiał zbierać z podłogi. Pójdziesz jak się uspokoją.- Rzucił stanowczo, a czarownica westchnęła i ruszyła do sypialni profesora. Była tak zmęczona i obolała, że nawet nie miała siły sprzeczać się z nim. Jego odwiedzenie było dla niej już wystarczająco niezręczne i stresujące, a teraz otulała się jego kołdrą, gorzej być nie mogło. Jedyne co ratowało sytuację, to fakt, że w pomieszczeniu było faktycznie nieco ciszej, niż w jej kwaterze. Snape usadowił się z powrotem w fotelu i wrócił do książki, ignorując czarnowłosą. W końcu odłożył lekturę i zdecydowała się przerwać ślizgonom zabawę. Gdy odprawił puchonów, a muzyka ucichła, wrócił do siebie. Od razu ruszył do sypialni z zamiarem odesłania czarownicy. Jednak gdy tylko wszedł do pomieszczenia, okrytego półmrokiem i chciał się odezwać, zauważył, iż czarnowłosa była już pogrążona we śnie. Ten widok nieco go rozczulił, chwilę przyglądał jej się od drzwi i rozmyślał. Od pojawienia się Elizabeth w jego kwaterze, starał się zachowywać zimną krew, być niewzruszonym, ale nie wytrzymał. Zaczął myśleć, intensywnie myśleć. Żałował swojego zachowania i dziwił się, że kobieta w ogóle się do niego odezwała, po tym jak ją ignorował. Długo tak stał, obserwując pogrążoną w objęciach Morfeusza nauczycielkę, w końcu ściągnął z siebie wierzchnią szatę i po cichu usadowił się na fotelu tuż przy łóżku. Elizabeth lekko drgnęła, na szczęście nie obudziła się. Mistrz eliksirów, przy znikomym świetle obserwował jej porcelanową cerę, zaczerwieniony od zimna nos i gęsty wachlarz rzęs. Poprawił kołdrę, którą była przykryta i coś w nim pękło. Przecież nie tak dawno zaczął o niej myśleć na poważnie, chciał spędzić z nią życie, chciał się jej oddać w całości. Ale gdy zrobiło się trudniej, bez wahania odrzucił ją. Jego reakcja była impulsywna, złość zmieszana z przerażeniem. Uczucia, które od tego momentu towarzyszyły mu codziennie. Ale przecież nie przestało mu na niej zależeć. Nawet gdy myślał, że znienawidził czarnowłosą, bał się o jej zdrowie i życie. Chyba ją kochał. Nie mógł jej zostawić, tym bardziej w takiej sytuacji, ale chyba było już za późno. Zniszczył wszystko swoją impertynencją. Nawet nie zauważył, gdy jego zamyślenie zmieniło się w długą, nieplanowaną drzemkę. Ciche westchnięcie nauczycielki wyrwało go z niej wczesnym rankiem. Pokręcił się w fotelu i spojrzał w stronę kobiety. W pewnym momencie odważył się spojrzeć na jej zaokrąglony brzuch, opięty czarną koszulą nocną. Wcześniej unikał tego, tak jakby ułatwiało mu to wypieranie faktu. Znów poprawił kołdrę, która była okryta i delikatnie odgarnął włosy z jej twarzy. Szybko jednak tego pożałował, bo zbudził tym gestem czarownicę, która powoli otworzyła oczy i rozejrzała się ospale. Napotykając wzrokiem mistrza eliksirów nieco się zdenerwowała w pierwszym momencie, ale spojrzenie Snape znów było takie jak dawniej, a nie zimne i surowe. Elizabeth wbiła w niego wzrok i chwilę nic nie mówiła, czując jak zsuwa on dłoń z jej czoła.

Czarne szaty ||Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz