LXXXVII

3.5K 250 313
                                    

Severus towarzyszył Elizabeth w każdej trudnej chwili, nie przychodziło mu to łatwo, ponieważ nienawidził oglądać ze związanymi rękoma, jak jego ukochana cierpi. Jednak po wszystkich tych wydarzeniach już zaakceptował fakt, że jedyne co mu pozostaje to być przy niej, wspierać ją i  mieć nadzieję, że tym razem los się do nich uśmiechnie. Niebieskooka źle to znosiła, jej stan fizyczny zaczynał powoli wracać do normy, ale w zamian za to coraz bardziej pogarszał się jej stan psychiczny. Słysząc od Minerwy o pochówku dziecka, odprawiła ją z kwitkiem nie chcąc w niczym uczestniczyć. Nic jej nie pocieszało, nie dawało ukojenia, nie radziła sobie. Nie potrafiła odnaleźć się we własnej skórze. Nie chciała z nikim rozmawiać, odsunęła od siebie nawet Severusa, a on jak zwykle nie mógł nic zrobić. Próbował do niej dotrzeć, bezskutecznie. W końcu wrócił do pracy, ale prowadzenie lekcji również nie przychodziło mu łatwo, był rozkojarzony, a wyprowadzenie go z równowagi, było łatwe jak zwarzenie wywaru żywej śmierci. Punkty znikała z prędkością światła, a najbardziej ucierpiał na tym gryffindor, ale profesor nie szczędził nawet ślizgonów. Był w podłym nastroju, a uczniowie już nie tylko narzekali na nauczyciela, ale też zaczęli doszukiwać się przyczyny jego obrzydliwego stanu. 

Gdy szedł korytarzem zauważyła go wicedyrektorka i od razu pośpiesznym krokiem podeszła do niego. Rozglądając się dookoła, zaczęła cicho, lekko zaniepokojona. 

-Jak sobie radzisz Severusie? 

-Z czym? - Spytała wyrwany z zamyślenia.

-Ze wszystkim. Z Elizabeth. 

-Świetnie. - Rzucił ironicznie, zaciskając usta. Minerwa jedynie spojrzała na niego karcąco, po czym kontynuowała. 

-Byłam u niej rano. Nie chce ze mną rozmawiać, nie wygląda najlepiej. Mam wrażenie, że jest z nią coraz gorzej. Zresztą ty też chyba nie jesteś w najlepszym stanie, po tym co słyszę od uczniów. 

-Więc widzisz jak sobie świetnie radzimy, po cholerę zadajesz pytania. 

-Bo chciałabym wam pomóc. 

-Ja nie potrzebuję pomocy, a Elizabeth nie daje sobie pomóc. - Oznajmił dość ostro.

-Spróbuj do niej dotrzeć. Masz na nią większy wpływ, niż ja. Nie może się przed nami zamykać.

-A myślisz, że co robię codziennie przez ostatnie dni?

-Wiem... - Mruknęła zrezygnowana, kręcąc głową. - Gdybyś czegokolwiek potrzebował to wiesz gdzie mnie szukać. Aha i odpuść trochę uczniom, nie są niczemu winni. - Dodała spokojnie, na co mistrz eliksirów jedynie uniósł brew i minąwszy kobietę ruszył przed siebie pustym korytarzem.



*

Severus wkroczył do pustej już biblioteki, skąpanej w słabym świetle lamp. Ostatnio coraz częściej chciał się oderwać od Elizabeth chociaż na moment. Mimo iż cięgle czuł ogromną ulgę, że przeżyła i obawy odnośnie jej stanu, nie potrafił siedzieć z nią w jednym pomieszczeniu całymi dniami. Nie potrafił patrzeć na jej cierpienie i znosić tego, że coraz bardziej się od niego odsuwa. Nie odpowiada na jego pytania, nie reaguje na dotyk. Była z nim, ale sprawiała wrażenie pustej w środku, wyzutej z jakichkolwiek uczuć. 

Przekroczył próg biblioteki i zaraz usłyszał nieprzyjemne warknięcie zza regału. 

-Już zamykam. 

-Dlatego przyszedłem. - Rzucił obojętnie, rozglądając się po pomieszczeniu i od niechcenia podnosząc jedną z książek leżących na stoliku. Kobieta wychyliła się zza regału i zerknęła zza szkieł okularów na mężczyznę. Dawno go nie widziała. Sama też nie odwiedzała go często. Byli do tego przyzwyczajeni, od zawsze musieli sprawiać pozory, że ledwo się znają. W ostatnim czasie Irma była bardziej spokojna o syna, w końcu się ustatkował, znalazł kobietę, która jej przypadała do gustu. Praktycznie przestała się o niego martwić i czekała z ekscytacją na wnuka. 

Czarne szaty ||Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz