Epilog

5.6K 279 213
                                    

Na darmo pukał do drzwi, na darmo przeszukiwał każdy zakątek zamku. W końcu zebrał się na odwagę, aby nieproszonym wejść do jej kwatery. To co zobaczył za drzwiami przyprawiło go o dreszcze. Otoczony zimnymi nagimi ścianami, zamarł, nie potrafił zebrać myśli, nie rozumiał tego co się stało. W pokoju pozostały jedynie ponure meble. Na ścianach nie wysiał żaden obraz, żadna roślina nie zdobiła pomieszczenia. Zniknęły wszystkie rzeczy, które początkowo irytowały go, ale po pewnym czasie stały się ważną częścią jego wspomnień. Wbił wzrok w pusty już regał, z którego książki pożyczała mu. Z drabiny postawionej właśnie obok tego regału wpadła prosto w jego ramiona. Poczuł słabość, poczuł jak opuszczają go wszystkie siły. Nie wiedział co myśleć, co czuć. Nic nie rozumiał. Podparł się o ścianę, czując wściekłość, żal. W końcu rzucił się do drzwi prowadzących do sypialni. Cisza. Otworzył każdą szafę, zajrzał w każdy zakątek. Pustka. Żadnego śladu kobiety. Cała kwatera wyglądała tak, jak gdyby Elizabeth nigdy tam nie było, jak gdyby jej istnienie było jedynie snem mistrza eliksirów. Pięknym snem, który przerodził się w koszmar, z którego chciał się jak najszybciej obudzić.

Usiadł na rogu łóżka, na którym pościel jeszcze delikatnie przesiąknięta była zapachem perfum kobiety. Zamknął oczy, chciał aby to wszystko się nie wydarzyło. Chciał obudzić się z tego koszmaru. Mijały sekundy, minuty. Jednak gdy otworzył oczy, nic się nie zmieniło. Donice z kwiatami nie wróciły na miejsce, ubrania nie pojawiły się w szafach. Elizabeth nie stała w drzwiach, wpatrując się w niego swoim magnetycznym spojrzeniem. Poczuł gorycz i znów schował twarz w dłoniach. Myślał. W jego głowie ciągle pojawiało się ostatnie słowo, które usłyszał z jej ust. Przeprosiny, które nagle stały się niezwykle bolesne. Czyżby przepraszała go za to co dopiero miała zamiar zrobić? Czy przepraszała go za odejście, które planowała? 

Mimo wszystko, nie mógł w to uwierzyć. Nie mógł dopuścić do głowy myśli, że po tym wszystkim co razem przeszli. Po tym jak wszystko zaczęło po woli wracać do normy-zostawiła go bez słowa. 

Potrzebował wyjaśnień, nie wiedział gdzie iść, ale nie potrafił już ani minuty dłużej usiedzieć w jednym miejscu. W końcu wylądował przed gabinetem Minerwy. Niechętnie zapukał i słysząc zaproszenie, wszedł do środka. Wicedyrektorce trudno było ukryć zdziwienie na widok mistrza eliksirów, chwilę próbowała wybadać jego wyraz twarzy, ale był niezwykle skomplikowany. Wstała od burka i spytała marszcząc brwi. 

-Coś się stało? 

-Była u ciebie? 

-Kto? 

-Elizabeth. 

-Nie, nie widziałam jej od dwóch dni. Nie miałam czasu do niej zajrzeć, miałam to zrobić dziś.

-Cholera... - Rzucił przez zaciśnięte zęby.

-Co się dzieje, Severusie? - Spytała zmartwiona.

-Czyli twierdzisz, że nie masz nic wspólnego z jej zniknięciem? - Rzucił chłodno, starając się zachować spokój. 

-Z czym? - Minerwa wytrzeszczyła oczy. Reakcja wicedyrektorki od razu rozwiała wszystkie wątpliwości Snape'a. Nie mogła tak dobrze udawać, musiała nie mieć pojęcia o tym, że czarnowłosej nie ma w zamku. Profesor postanowił nie marnować kolejnych cennych minut. Obrócił się na pięcie i ruszył w stronę drzwi. Jednak McGonagall go zatrzymała. - Na Merlina, jakim zniknięciem?! O czym ty mówisz?!

-Nie ma jej od wczoraj. Wszystkie jej rzeczy zniknęły. 

-To niemożliwe... 

-W takim razie idź i sprawdź. Droga wolna. Ja idę do Dumbledore'a. 

-Myślisz, że Albus coś wie?

-Jeśli ty nie wiesz, to on musi. - Warknął i opuściwszy gabinet wicedyrektorki, ruszył w stronę złotego gargulca. 

Czarne szaty ||Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz