LXXXII

5.2K 340 626
                                    

Elizabeth przemyła twarz, chwilę wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. Była zmęczona nieomal nieustającymi objawami. Osłabienie nie byłoby dla niej niczym strasznym, gdyby nie ciągnęło się już kolejny miesiąc. Obawy, które na chwilę dały jej spokój, znów wróciły. Miała siłę jedynie dzięki Severusowi i tylko dzięki niemu potrafiła skupiać się na innych rzeczach, niż tylko swoich objawach. Otarłszy twarz ręcznikiem, wyszła z łazienki i od razu usłyszała pukanie do drzwi. Nie miała najmniejszej ochoty otwierać, ale coś podpowiadało jej, że może to być Minerwa. Chwilę wahała się, ale w końcu zdecydowała się otworzyć, aby uniknąć otrzymania kolejnego liściku od wicedyrektorki. Jednak za drzwiami ujrzała kogoś zupełnie innego i nieco zdziwiło ją to, może nawet bardziej zestresowało. Irma Pince wlepiła wzrok w młodą kobietę i przez moment wpatrywały się w siebie bez słowa, w końcu niebieskooka zabrała głos.

-Nie ma Severusa.

-No trudno, to nic ważnego. Przyjdę innym razem. - Odparła z zamiarem odejścia, ale w ostatniej chwili Elizabeth znów odezwała się.

-Niedługo powinien wrócić, może pani wejdzie?

-Nie, nie będę ci robić problemu. To naprawdę może poczekać.

-To żaden problem. Zapraszam. - Powiedziała, a bibliotekarka w końcu zdecydowała się wejść do środka. - Proszę, niech pani siada. Coś do picia? - Spytała, towarzystwo bibliotekarki chyba nigdy jeszcze jej tak nie stresowało, jak dziś. Pierwszy raz spotkała ją, odkąd Severus przyznał się, że jest ona jego matką. To prawda, że wiedziała to wcześniej, ale gdy były to tylko jej podejrzenia, wszystko było łatwiejsze. Sama nie wiedziała jak powinna zachowywać się, goszcząc kobietę w kwaterze Snape'a. 

-Nie, nie. Nie przejmuj się mną. - Odparła blada kobieta, zajmując fotel i rozglądając się po pomieszczeniu.

-Może nie jestem w wyśmienitej formie, ale ze zrobieniem herbaty daję sobie radę.

-W takim razie poproszę. - Odparła Pince, czując, że Elizabeth zdecydowanie nie podoba się traktowanie jej jak chorej, którą faktycznie nie była. Młoda czarownica wstawiła wodę na herbatę i wyjęła z szafki dwa kubki, po czym poprawił ramiączko od koszuli nocnej. 

-Przepraszam za strój.

-Nie masz za co. - Odparła. - Jak się czujesz?

-Różnie. - Mruknęła ze znudzeniem, które wywoływało u niej to pytanie i wzruszając ramionami. 

-Nie pytam z grzeczności. Naprawdę mnie to interesuje, możesz mi się wygadać jeśli masz ochotę. - Odparła, analizując ciemnymi oczyma, jej bledszą niż zwykle twarz. 

-Czasem czuję się świetnie i mam ochotę na wszystko. Ale są też dni, w których ciężko mi zrobić kilka kroków. Niektóre objawy mnie naprawdę wykańczają, ale staram się to ignorować. - Powiedziała, martwo wbijając wzrok w jedną ze ścian.

-A nie powinnaś. Każda kobieta znosi ciąże inaczej i nie masz powodów, aby ukrywać, że znosisz ją odrobinę gorzej. Powinnaś zacząć od przyznania się przed samą sobą, że potrzebujesz dużo więcej odpoczynku i pomocy, niż dotychczas. A potem zacząć ją przyjmować i przestać udawać, że jest świetnie. 

-Jak zwykle ma pani rację, ale ja tak nie potrafię. Nie znoszę litości i użalania się nade mną. 

-Dziecko, nikt się nad tobą nie użala. Wszyscy chcą cię wesprzeć. - Odparła stanowczym głosem, w którym dosłyszeć się dało lekkie zrezygnowanie. Po tych słowach przez chwilę wpatrywały się w siebie w milczeniu. Obu tak naprawdę nie była na rękę sytuacja w jakiej się znalazły. Wiedziały kim dla siebie są, ale żadna z nich nie chciała o tym mówić na głos. Obie uważały, że nie mogą podejmować takich działań za plecami Severusa, więc ich relacja stawała się dziwniejsza z dnia na dzień. W końcu Elizabeth odwróciła się w stronę czajnika, po czym rzuciła, zmieniając temat.

Czarne szaty ||Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz