Tak wystrojona kobieta pokręciła się chwilę bez celu po swoim gabinecie, nie wiedziała co ze sobą zrobić, była kompletnie rozbita. Jej myśli skupiały się tylko wokół trudnej dla niej przeszłości. W jej życiu miało miejsce kilka zdarzeń, które spowodowały częściowy zanik pamięci. Nie zajęło dużo czasu odzyskanie jej. Jednak ciągle pozostawały mało istotne szczegóły z przeszłości, o których sobie do tej pory nie przypomniała. Dziwne, że zakażenie potrafiło przywołać kilka z nich. Krzątała się tak, przekładając prace uczniów z miejsca na miejsce, ostatecznie stwierdziła, że spacer po Hogwarcie dobrze jej zrobi. Czuła się świetnie, w porównaniu do ostatnich dni, a zresztą co złego mogłoby się stać podczas krótkiej przechadzki. Przejrzała się w lustrze i poprawiła suknie po czym wyszła z gabinetu. Rozejrzała się po korytarzu lochów, były puste i ciche. Hogwart uspokajał ją, było to miejsce z którym wiązały się jej najprzyjemniejsze wspomnienia. Spędziła tu najlepszy czas w swoim życiu. Szła powoli, jakby odzwyczajona od chodzenia. W Hogwarcie spadł pierwszy śnieg, przez okna było widać dzieci, wesoło bawiące się na błoniach w białym, zimnym puchu. W tym momencie nauczycielka uświadomiła sobie, że już grudzień i niebawem uczniowie zaczną rozjeżdżać się do swoich domów na święta. Oczywiste było, że pierwszą osobą jaką na korytarzu zobaczyła był Collins. Ten chłopak miał chyba jakiś radar, bo zawsze pojawiał się od razu, gdy tylko nauczycielka wystawiła nos poza jej kwaterę. Niewątpliwie chłopak był zdolny, ale bardzo leniwy, a jeszcze bardziej - upierdliwy. Gdy leżała w łóżku brakowało jej wielu rzeczy, ale z pewnością nie należał do nich Collins. Elizabeth już miała obrać inny kierunek, ale chłopak był szybszy i dogonił ją zanim ta zdążyła wykonać jakikolwiek ruch.
-Dzień dobry Pani profesor. - Powiedział czarująco młodzieniec, dyskretnie lustrując kobietę wzrokiem. - Martwiłem się o Panią. - Na te słowa kobieta tylko uniosła brew i złożyła ręce na piersi. - Powiedziano nam, że nie jest Pani w stanie prowadzić lekcji i już mieli szukać zastępstwa, ale z tego co widzę wróciła Pani do zdrowia.
-Uzdrowiciele pozazdrościliby Panu, z pewnością, umiejętności oceny stanu pacjenta, w czasie nie przekraczającym dwóch sekund. Może powinien pan rozważyć taki zawód? - Sarknęła Elizabeth.
-Po prostu ciężko uwierzyć, że ktoś, kto tak zjawiskowo wygląda jest chory.
-Ach tak?
-A więc jak Pani się czuję, czy wszystko już w porządku? Oczywiście jeśli mogę wiedzieć.
-Nie może pan.
-Ale wraca Pani do pracy?
-Niebawem. A wtedy nawet komplementowanie moich butów ci nie pomoże, Collins. - Kobieta uniosła brew.
-Ale jak nie komplementować, skoro zasługują na komplementy. - Chłopak uśmiechnął się.
-Mówiłam panu już coś o takim zachowaniu. Na razie jestem miła, ale moja cierpliwość ma granice, a zapewniam, nie chce pan zobaczyć mnie zdenerwowanej.
-To wszystko jest szczere, bo panią lubię. Proszę w końcu przestać postrzegać mnie jako lizusa.
-Niech pan przyjrzy się swojemu zachowaniu i sam oceni jak to wgląda. A teraz niech pani idzie zawracać głowę innemu profesorowi. - Po tych słowach kobieta ruszyła dostojnym krokiem przed siebie.
-Jestem idiotą... - Victor powiedział do siebie i westchnął po czym poszedł w stronę swojego dormitorium.
Havens szła powoli dokładnie przyglądając się każdej ścianie budynku, czuła jakby znowu była w Hogwarcie po raz pierwszy od dłuższego czasu. Mimo tego, że czuła się dobrze, była wykończona psychicznie i fizycznie. Wynikało to braku snu, koszmarów i bólu towarzyszącego jej przez ostatnie tygodnie. Stanęła przy oknie i przyglądając się prószącemu śniegowi rozmyślała. Przeszkodził jej w tym głos dobiegający zza jej pleców.
-Elizabeth! Jak dobrze cię widzieć! - Był to nie kto inny jak Dumbledore, z uśmiechem od ucha do ucha. Kobieta odwróciła się niechętnie, wolałaby nie spotkać starca, jednak teraz już nie miała drogi ucieczki.
-Dzień dobry dyrektorze. - Powiedziała beznamiętnie.
-Jak się czujesz? Słyszałem, że antidotum Severusa zaczyna działaś.
-Na to wygląda, już jest znacznie lepiej.
-Wybacz, że nie odwiedziłem cię, ale mieliśmy urwanie głowy z poszukiwaniami.
-Co w końcu z tą bestią, udało się coś więcej ustalić?
-Nie wiadomo, Ministerstwo odsunęło nas od sprawy, nie dostajemy informacji. Ale najważniejsze, że już bestia nikomu nie zagraża.
-Też tak uważam. Dyrektorze, czy mogę wrócić do pracy?
-Nie uważasz, że to zbyt wcześnie? Daj sobie jeszcze trochę czasu. Niedługo przerwa świąteczna, jeśli wszystko pójdzie dobrze wrócisz do obowiązków po świętach.
-Niech będzie. - Kobieta powiedziała obojętnie i westchnęła, Albus milczał przez chwilę.
-Podobno dobrze dogadujecie się z Severusem. - Mężczyźnie zabłysły oczy.
-On to Panu powiedział, dyrektorze? - Czarnowłosa spytała kpiąco unosząc brew.
-Nie, ale mam swoje źródła. - Drops uśmiechnął się. - Od początku wiedziałem, że się dogadacie.
-Nawet z buchorożcem bym się dogadała, gdybym była zmuszona do przebywania z nim codziennie. - Słysząc to dyrektor zachichotał.
-Dobrze moja droga, nie przemęczaj się za bardzo, żebyś po świętach mogła wrócić do obowiązków. - Po tych słowach Albus oddalił się. Kobieta wróciła do wpatrywania się w pokryte białym puchem błonie.
-No, no Havens. - Elizabeth usłyszała za plecami głos Snape'a i od razu odwróciła się w jego stronę. - O wiele przyjemniej się na ciebie patrzy gdy nie przypominasz Szyszmory.
-Z pewnością. Domyślam się też, że moje męczeńskie jęki były przerażające. - Kobieta uniosła brew.
-Przerażające to złe słowo.
-Ach tak? Severusie, potrzebuje eliksiru słodkiego snu.
-Ciągle masz koszmary?
-Nie oceniaj mnie. Są rzeczy, które ciężko znosić codziennie przez dłuższy czas. - Powiedziała beznamiętnie, lecz jedwabiście.
-Chodź. - Snape ruszył w stronę swojego składziku z eliksirami, a kobieta za nim. Znaleźli się przy drzwiach do małego pomieszczenia wypełnionego eliksirami oraz składnikami do ich tworzenia. Severus wspiął się po stojącej przy jednym z wysokich regałów drabinie i zaczął przeszukiwać jego górną część. Havens oparła się o futrynę i obserwowała mężczyznę z uniesionym kącikiem ust.
-Tylko uważaj, żebyś nie spadł. Bo mogę nie być w stanie cię złapać. - Snape nie skomentował, po chwili zszedł na dół.
-Przez to zamieszanie nie miałem kiedy sprawdzić stanu zapasów. Będę musiał uwarzyć eliksir słodkiego snu.
-Rozumiem, że się skończył.
-Cóż za spostrzegawczość.
-Nieprawdaż?
-A może sama sobie go uwarzysz i w końcu będziesz miała okazję popisać się swoimi jakże... wybitnymi umiejętnościami w warzeniu eliksirów.
-Ależ bardzo chętnie. Niestety nie mam składników.
-Stoisz w wypełnionym nimi pomieszczeniu.
-Snape, nie męcz mnie, nie robiłam eliksirów parę lat. - Na te słowa nauczyciel uśmiechnął się kpiąco, a Elizabeth założyła ręce na piersi.
-Niech ci będzie. - Snape'owi zjadliwie zabłysnęły oczy, po czym przystąpił do wybierania z regałów potrzebnych składników. Gdy już miał to czego potrzebował ruszył do swojego gabinetu z kpiącym uśmieszkiem na twarzy, a Havens za nim.
CZYTASZ
Czarne szaty ||Severus Snape
FanfictionElizabeth Havens to niezwykle atrakcyjna kobieta, która rozpoczyna pracę jako nauczycielka w Hogwarcie. Już od pierwszego dnia w szkole zmuszona jest do współpracy ze znienawidzonym przez uczniów Profesorem Snape'm. Między nauczycielami tworzy się d...