Pierwszy dzień nauki rozpoczęło śniadanie w Wielkiej Sali. Wraz z przybyciem uczniów, mury Hogwartu napełnił gwar i życie.
Elizabeth długo czekała na dzień, gdy w końcu rozpocznie pracę, ale gdy już nastąpił nie towarzyszyła jej oczekiwana radość, ani ekscytacja. Bała się, że sobie nie poradzi, wiedziała jak nieznośni i niepojętni potrafią być uczniowie. Miała jednak nadzieję, że będą też tacy dla których warto będzie prowadzić lekcje. Otrzymując tę posadę postawiła sobie granice jasno, wiedziała, że nie może sobie dać wejść na głowę. Doszła do wniosku, że jedynie jeśli będzie surowa, poradzi sobie z zapanowaniem nad niesfornymi młodzikami.
Na pierwszej lekcji przedstawiła się, przybliżyła ogólne pojęcie numerologii i zagadnienia czekające na uczniów w tym roku szkolnym. Udało jej się nawet wciągnąć kilku uczniów w dyskusję, co bardzo ją ucieszyło. Oczywiście nie omieszkała upomnieć gryffonów rzucających do siebie kulkami z papieru. We wszystkim jednak zachowała swój spokój, powagę i grację.
Po całym dniu wrażeń udała się zadowolona na kolację, była z siebie naprawdę dumna, a jej obawy zniknęły nieomal całkowicie. Usiadła przy stole w Wielkiej Sali i nałożyła sobie sałatkę. Gdy jadła do stołu podszedł Snape i usiadł obok niej, na miejscu, które ku jego nieszczęściu zostało mu już przypisane na stałe, a przynajmniej na cały ten rok.-Jak minął dzień? - Zagadała, na co Snape tylko prychnął. Robił się coraz bardziej podirytowany natarczywością kobiety. Krępowało go to. Niecodziennie prowadził dyskusje ze współpracownikami na tematy prywatne, być może było tak dlatego, że większość profesorów była już świadoma, jak bardzo nie przepada on za bezcelowymi pogawędkami.
-Rozumiem. - Czarownica wróciła do posiłku, gdy skończyła odeszła od stołu i udała się w stronę wyjścia. W swojej kwaterze nalała sobie trochę wina i usadowiła się w fotelu. Wszystko zapowiadało się tak dobrze, że aż wydawało się być nierealne. Wiedziała, że to dopiero pierwszy, najtrudniejszy, ale za razem najprostszy dzień. Każdy kolejny dzień mógł przynieść nowe niespodzianki lub kłopoty. Ale wiedziała, że będzie gotowa na wszystko i z każdą kolejną lekcją będzie bardziej wprawiona. Na razie nie pozostawało jej nic innego, jak tylko czerpać radość z tego co już ma. Jej myśli mimowolnie natrafiły na Snape'a. Mężczyzna zastanawiał ją już od pierwszej chwili, gdy napotkała jego wzrok podczas narady nauczycielskiej. Z jednej strony wydawał się być opryskliwym ignorantem, ale było w nim coś, co pozwalało Elizabeth myśleć, że za tym obliczem ukrywa się inteligentny mężczyzna. Mimo iż mogło się to wydać dość nieracjonalne. Stwierdziła jednak, że nie będzie starała się na siłę wdawać z nim w dyskusję, bo mistrz eliksirów widocznie tego nie chce.
Cieszyła się też na odnowienie kontaktu z Minerwą, co prawda wielu rzeczy nie mogła jej powiedzieć, ale warto było mieć kogoś, z kim można było zamienić kilka zdań i na kogo można było liczyć w razie potrzeby.
Gdy Severus skończył kolację zrobił standardowy obchód po korytarzach i dopiero wtedy wrócił do kwatery. Jak zwykle wziął się za czytanie książki, jednak tym razem nie mógł się skupić. Nie cierpiał początków roku szkolnego, ani swojej pracy, ani uczniów. Wszystko go męczyło, a w tym roku, na domiar złego, miał na głowie jeszcze nauczycielkę numerologii, którą dziwnym trafem spotykał na każdym kroku.
*
Od pierwszego września minęły już dwa tygodnie. Elizabeth była zadowolona ze swojej pracy, miała zarówno solidnych uczniów, z którymi praca była przyjemna, jak i takich, którym trzeba było odbierać punkty, aby ich zmotywować i ustawić do pionu. Czasem wyprowadzali ją z równowagi, ale starała się panować nad sobą, w pewnym stopniu rozumiała to, że młodość rządzi się swoimi prawami. Coraz rzadziej widywali się z Severus'em, najpierw w Wielkiej Sali, potem tylko mijali się na korytarzu.
Z każdym dniem uczniowie zaczynali bardziej szaleć. Przez nocne eskapady młodych po korytarzach dyrektor ustalił dyżury, a ich rozpiskę rozesłał profesorom.
Gdy tego wieczoru do pokoju Snape'a wleciała sowa, mężczyzna od razu otworzył kopertę, w której znajdowała się mało atrakcyjna informacja.-A niech to szlag! Od kiedy dyżurujemy w dwie osoby?! Nawet nocy nie będę mógł spędzić w ciszy i spokoju. Havens?! Ten staruch się uwziął, nie dość, że musiałem ją oprowadzać to jeszcze dyżury, co ja jestem jej niańka? - Severus rzucił w kąt kartkę, po czym założył swoją pelerynę i udał się na pierwsze piętro, gdzie miał odbyć swój dyżur, bo niefortunnie właśnie na niego wypadła kolej.
Jego oczom ukazała się nauczycielka numerologii. Stała przy oknie, a jej twarz oświetlał księżyc. W tej scenerii wyglądała naprawdę atrakcyjnie, wręcz nierealnie. Niczym nocna zjawa, która pragnie uwieść, a o świcie zostawić i już nigdy więcej nie wrócić. Mężczyzna jednak od razu skarcił się w myślach, gdy w jego umyśle zagościło takie stwierdzenie.-Dobry wieczór. - Powiedział niepociesznie.
-Dobry wieczór. - Odpowiedziała kobieta, nie zwróciwszy wzroku w stronę mężczyzny. Z zamyśleniem wpatrywała się w księżyc będący w pełni.
-Pełnia. Teraz przynajmniej wiem, że nie jesteś wilkołakiem. - Zakpił.
-Masz bardzo ciekawy sposób rozpoczynania konwersacji. - Czarnowłosa spojrzała na niego z lekkim zdziwieniem, ale zaraz wróciła do wpatrywania się w rozgwieżdżone sklepienie.
-Zwykle ich nie rozpoczynam.
-Widać. Znowu Dumbledore zawraca ci mną głowę.
-Ciężko zaprzeczyć.
-Nie ufa mi, a tobie najwidoczniej tak. - Nauczycielka spojrzała mężczyźnie w oczy.
-Skąd takie wnioski? - Czarodziej uniósł pytająco brew.
-Nie puszcza mnie nigdzie bez niańki, a jej rolę najczęściej dostajesz ty. - Słysząc to Snape uniósł kącik ust wyraźnie zadowolony z poglądów kobiety, które niewiele różniły się od jego.
-Przyznam, że to niewygodne. Nie masz doświadczenia, Dumbledore pewnie chce, żebyś go nabrała pod czyimś czujnym okiem.
-Och Severusie, nie w tym rzecz. - Niebieskooka oparła się zrezygnowana o ścianę, mistrzowi eliksirów zadźwięczało w uszach imię wypowiedziane z jej ust, tak spokojnie, jedwabiście.
-A więc w czym? - Spytał beznamiętnie, na co ta tylko westchnęła. Po chwili dodał. -Porozmawiam z dyrektorem. Trzeba to skończyć.
-Ja to zrobię.
-Jak uważasz. Słyszałem, że uczniowie się na ciebie skarżą. - Na jego twarz momentalnie powrócił złośliwy, charakterystyczny dla niego uśmieszek.
-Nie spodziewałam się, że chodzisz na popołudniowe ploteczki do pokojów wspólnych. - Kobieta uniosła brew, a Snape prychnął.
-Nie trzeba się wysilać, żeby to usłyszeć. Wystarczy się przejść po dowolnym korytarzu o dowolnej porze. - Oznajmił triumfalnie.
-Faktycznie, mając uszy nietoperza z lochów nie trzeba wysilać słuchu. - Podsumowała nawet nie zwracając wzroku w stronę Severusa, unosząc kącik ust. Snape z trudem ukrył szok.
-Szczeniackie dogryzki bardzo do ciebie pasują.
-A do ciebie ten nietoperz. - Czarnowłosa spojrzała na profesora i uśmiechnęła się delikatnie, równie niewzruszona tą malutką wymianą zdań jak i jej współrozmówca.
Resztę spotkania spędzili w ciszy, gdy czas ich dyżuru dobiegł końca, wrócili do swoich kwater. Gdy tylko Snape znalazł się w swojej kwaterze nalał sobie whisky i usadowił się w fotelu.-Bezczelna. - Rzucił sam do siebie.

CZYTASZ
Czarne szaty ||Severus Snape
FanfictionElizabeth Havens to niezwykle atrakcyjna kobieta, która rozpoczyna pracę jako nauczycielka w Hogwarcie. Już od pierwszego dnia w szkole zmuszona jest do współpracy ze znienawidzonym przez uczniów Profesorem Snape'm. Między nauczycielami tworzy się d...