VIII

8.5K 499 172
                                    


Weszli do zamku i przez chwilę szli korytarzami. Gdy  znaleźli się w lochach, Snape stanął przy drzwiach prowadzących do jego kwatery.

-Wejdź, trzeba odkazić te rany. - Powiedział jak zwykle beznamiętnie, a kobieta mimowolnie się uśmiechnęła.

-A ty co, Pomfrey?

-A czy wyglądam ci na Pomfrey? - Mężczyzna skrzywił się.

-Severusie, dam sobie radę. To tylko kilka zadrapań. Nogi ani ręki nie straciłam.

-Nie nalegałbym, gdybyśmy wiedzieli co to było za zwierze. Nie wiemy tego, więc właściwe będzie odkażenie rany, chyba że jednak wolisz się pozbyć którejś z kończyn. - Powiedział jedwabistym tonem mężczyzna.

-Przesadzasz. Ale jeśli ma cię to uszczęśliwić to wejdę.

Weszli do mrocznego pokoju z szeregami półek pod ścianami zawalonymi setkami szklanych słoi,  mężczyzna od razu zaczął przeszukiwać jeden z regałów, w celu znalezienia odpowiedniego eliksiru. 

-Usiądź - Burknął od niechcenia.

Kobieta usiadła na zielonym fotelu i z obrzydzeniem wpatrywała się w słoje w których w różnobarwnych eliksirach pływały przeróżne ohydztwa. Po czym machnęła różdżką i w kominku buchnął ogień.

-Widzę, że czujesz się jak u siebie. Ależ nie krępuj się, może jeszcze masz ochotę meble poprzestawiać? - Odezwał się Snape, po czym podszedł z fiolką eliksiru i gazą do kobiety.

-Wybacz, miałam wrażenie, że jak rozpalę w kominku to zrobi się tu nieco przytulniej, ale to było mylne przeczucie, te słoje są okropne, a w zasadzie ich zawartość... - Czarownica odłożyła różdżkę na malutki okrągły stolik, który stał obok fotela. Snape uniósł brew po czym machnął różdżką i przed kobietą znalazł się podnóżek, również zielony. Mężczyzna przysunął drugi fotel i usiadł obok kobiety. Ta położyła nogę na podnóżku i westchnęła.

-Wyobraź sobie, że nie stoją tu po to żeby je podziwiać.

-Zastanawiam mnie, dlaczego tak zależy ci na opatrzeniu mi tych rany. Przecież wiem, że wolałbyś, żeby mnie tu nie było.

-Gratuluję spostrzegawczości. - Mężczyzna zamoczył gazę w czerwonym eliksirze.

-A więc czemu to robisz?

-Wiem, że nie pójdziesz z tym do Pomfrey. A nie zamierzam mieć cię na sumieniu.

-Czyli jednak się martwisz - Havens uniosła kącik ust. Mężczyzna skrzywił się po czym jak gdyby nigdy nic lekko zsunął z jej ramienia sukienkę robiąc sobie lepszy dostęp do pozostawionej przez bestię rany. Następnie przetarł ją gazą, a ta zadymiła i zaczęła piec. Elizabeth syknęła i przygryzła wargę. Na twarzy nietoperza pojawił się złośliwy uśmieszek.

-Albo po prostu chciałem zobaczyć jak syczysz z bólu.

-Jesteś bezczelny.

-W takim razie, jednak mamy coś wspólnego. - Spojrzał na rozdartą suknie na jej udzie i chcąc odsłonić kolejną ranę chwycił za koniec sukienki i zaczął przesuwać ją w górę po jej nodze, gdy jego ręka znalazła się na kolanie kobiety uświadomił sobie co robi i na ułamek sekundy na jego twarzy zagościło zakłopotanie. Elizabeth przyglądała się mężczyźnie z uniesioną brwią, sytuacja była nieco niezręczna jednak zmieszanie na twarzy mężczyzny rozbawiło nauczycielkę.

-Widzę, że nie masz wprawy w rozbieraniu kobiet - Elizabeth rozbawiona uniosła kącik ust, a Snape spojrzał na nią, gwałtownie puścił jej szatę i skrzywił się zniesmaczony. - Pozwól, że ci pomogę - Kobieta podciągnęła swoją suknię odsłaniając udo i również ona skrzywiła się spojrzawszy na trzy duże, podłużne rany, które ciągle krwawiły. Snape wziął kolejną gazę, na którą ponownie nalał eliksir i przetarł nią ślady pazurów na udzie nauczycielki, która znów syknęła i zacisnęła pięść. Rana piekła bardziej niż poprzednia.

-Te rany są dużo głębsze od tych na ramieniu. - Powiedział Snape spokojnie, ciągle przecierając rany na udzie.

-Dobrze, że mi powiedziałeś, bo nie zauważyłabym. - Sarknęła Elizabeth wiercąc się w fotelu. - A do tego masz lodowate ręce. - Dodała. W końcu mężczyzna oderwał gazę od ran, po czym spojrzał na górny bok uda nauczycielki, który został odsłonięty. Widniała tam podłużna blizna. Kobieta szybko jednak zorientowała się i naciągnęła materiał sukienki tak by zasłonić starą już bliznę. Snape szybko oderwał wzroku i wstał. Podszedł do szafki i odstawił na nią fiolkę z eliksirem.

-Jak poczujesz, że coś jest nie tak to mimo wszystko powinnaś udać się do Pomfrey. - Powiedział beznamiętnie.

-Nie rozważajmy od razu najgorszego scenariusza. Jeśli coś będzie nie tak, to wtedy pomyślę o wizycie u Pomfrey. - Kobieta zaczęła podnosić się z fotela, nie było to jednak łatwe z obolałą nogą. 

-Siedź. - Warknął.

-Spodobało ci się moje towarzystwo czy udo? - Czarnowłosa uśmiechnęła się złośliwie.

-Ani jedno ani drugie. Jeśli tak bardzo chcesz to idź, dla mnie to lepiej. Ale sama widzisz, że nawet wstać nie możesz bez pomocy. - Snape znów podszedł do niej.

-Nie przesadzaj, nie jest wcale tak źle.

-Gdyby ci się nie zachciało leźć za mną, każdy z nas by siedział teraz u siebie i miał święty spokój.

-Severusie oboje wiemy, że moja obecność w lesie nic nie zmieniła. Coś rozwścieczyło te stworzenia i nie byliśmy to my. Równie dobrze mogłeś zostać zaatakowany ty. Padło na mnie. A w takich sytuacjach nie zawsze dobra umiejętność rzucania zaklęć wystarczy. 

-Jednak gdyby zaatakowała mnie to byłoby mniej zachodu. 

-Masz na myśli, że nie zawracałabym ci teraz głowy. 

-Między innymi.

-Nie bój się, nie zamierzam tutaj nocować. - Havens powoli wstała z fotela, a każdy jej ruch był obserwowany przez mężczyznę. - Widzisz dałam radę, a do rana noga będzie jak nowa. - Kobieta uśmiechnęła się delikatnie i z gracją jak miała w zwyczaju, i powoli udała się do wyjścia, nie dając po sobie poznać, że każdy krok sprawia jej ból. - Dziękuję za wieczór Severusie, dla mnie mimo wszystko był udany.- Rzuciła i wyszła nie czekając na odpowiedź.

Gdy tylko Elizabeth zamknęła za sobą drzwi Snape rozłożył się wygodnie w fotelu i odetchnął z ulgą, że ten dzień dobiegł już końca. Żałował, że pozwolił na to by kobieta mu towarzyszyła. Samemu poszłoby mu dużo sprawniej i nie musiałby zmuszać się do bezsensownych rozmów. A co najważniejsze nie miałby na głowie Havens z ranami pozostawionymi przez nieznane stworzenie. Był poirytowany, że pozwolił sobie na chwilę nieuwagi i nie przyjrzał się bestiom. Z pewnością jednak nie były to stworzenia, które już wcześniej spotkał w tym lesie. Mimo wszystko jednak nie mógł być zły na Elizabeth, to nie ona zawiniła, co więcej radziła sobie bardzo dobrze w starciu z bestiami. Wszystko wskazywało na to, że jest całkiem utalentowaną czarownicą. Niestety oboje tego wieczoru byli zbyt nieuważni by wyjść cało ze starcia z nadzwyczaj rozwścieczonymi, ogromnymi mieszkańcami zakazanego lasu. Na szczęście jednak udało mu się zebrać wszystko czego potrzebował zanim zostali zaatakowani i nie będzie konieczne czekanie do następnej pełni. 



Czarne szaty ||Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz