LXIX

4.5K 349 140
                                    


Na błonie spadł pierwszy śnieg, a wraz z nim przyszedł czas na rozpoczęcie ferii świątecznych. Część uczniów wyruszyła dziś pociągiem do swoich domów, aby spędzić nadchodzące święta w gronie rodziny. Po obiedzie wszyscy, którzy zdecydowali się pozostać w szkole podczas czasu wolnego, wybiegli na błonie, aby nacieszyć się białym puchem, który w ciągu ostatniej nocy pokrył błonie. Już po chwili, ośnieżoną łąkę zdobiły przeróżne rzeźby śniegowe i fortece. A po długiej zabawie, zmęczeni uczniowie ruszyli do swoich dormitoriów, aby ogrzać się w cieple ognia z kominka. Korzystając ze spokoju, który zapanował na zewnątrz, mistrz eliksirów postanowił zaczerpnąć nieco świeżego powietrza i urządzić sobie niczym niezakłóconą przechadzkę na łonie natury. W płaszczu opatulony szalikiem, szedł przed siebie, napawając się szumem wiatru i delikatnie prószącym śniegiem. Przechodząc pod drzewem, usłyszał szum i nieomal w tym samym momencie poczuł jak potężna sterta, lekkiego śniegu opada z gałęzi prosto na niego. Nim zdążył zareagować, był już nieomal cały pokryty białą zaspą, gdy zaczął się spod niej wygrzebywać, zauważył nauczycielkę numerologi stojącą z boku, nieco rozbawioną i dumnie unoszącą kącik ust, od razu skrzywił się na ten widok.

-Havens! - Warknął, a kobieta zbliżyła się do niego i rzuciła aksamitnie, obserwując jak ten otrzepuje się ze śniegu.

-Moje nowo zdobyte umiejętności na coś się przydają.

-Grabisz sobie, Havens. - Odparł i jednym ruchem przyparł czarownicę do pnia owego drzewa. Ta z uniesionym kącikiem ust, ostentacyjnie strzepnęła z ramienia mężczyzny pozostałości śniegu. - Ciekawe czy dalej będziesz taka zadowolona jak wylądujesz w tej zaspie? - Dodał jedwabiście.

-Twoja mina była warta wszystkiego.

-Jesteś tego pewna? - Rzucił wpatrując się w czarnowłosą, której blade policzki zaczerwieniły się od wiatru, a po chwili puścił ją. Kobieta odsunęła się od pnia drzewa, a cofając się, potknęła się o wystający spod śniegu korzeń i poleciała wprost na zaspę, z której chwilę wcześniej wygrzebał się Severus. Wylądowanie w niej, nie było jednak dane kobiecie, gdyż profesor, w ostatniej chwili złapał ją i przyciągnął do siebie.

-A więc jednak zmieniłeś zdanie i nie chcesz, żebym w niej wylądowała?

-Jest wiele, bardziej satysfakcjonujących rzeczy, niż oglądanie cię w zaspie. - Wysyczał kilka cali od niej.

-Jak na przykład? - Spytała cicho, unosząc brew. A mężczyzna, po chwili pocałował czarownicę, nie dbając o to, gdzie się znajduje. Ich zimne usta spotkały się i poczuli swoje ciepłe, przyspieszone oddechy. Ich wargi współgrały ze sobą, a w płucach zaczynało im brakować powietrza. Zastygli w namiętności, nie mogąc się od siebie oderwać. W końcu Snape przerwał pocałunek i wpatrując się w niebieskie oczy nauczycielki, mruknął cicho.

-Drżysz Havens. - Po tych słowach, ściągnął z szyi, o dziwo jeszcze dość suchy, czarny szalik i powoli owinął nim szyję kobiety, nie przerywając z nią kontaktu wzrokowego, ani na moment.

-Teraz ty zmarzniesz... - Odparła lekko się uśmiechając.

-Mogłaś o tym pomyśleć, zanim zasypałaś mnie śniegiem. - Rzucił przeszywającym niskim głosem, po czym dodał złośliwie. - Wracajmy, zanim się przeziębisz, bo z pewnością nie chcesz, aby Poppy miała jeszcze więcej pracy.

-Och, Severusie... - Mruknęła czarownica i oboje ruszyli do szkoły, a śnieg zaczynał prószyć coraz mocniej. Gdy byli już w lochach, Elizabeth odezwała się w końcu, zatrzymując się przy drzwiach swojej kwatery. - Jestem zobowiązana zrobić ci rozgrzewającą herbatę, ale domyślam się, że wolałbyś najpierw założyć coś suchego.

Czarne szaty ||Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz