LXXXIV

4.5K 320 373
                                    

Pomieszczenie skąpane było w półmroku, który rozpraszał ciepły płomień świecy. Severus odłożył książkę na bok, aby zerknąć na leżącą przy nim kobietę, bladą, z zamglonymi oczyma i niedbale rozkręconymi lokami. Nie wyglądała najlepiej, widać było po niej chorobę i osłabienie, jej oddech był płytki i nieco utrudniony przez zatkany nos. Napotykając jej wzrok, delikatnie odgarnął jej włosy i po chwili usłyszał jej cichy głos. 

-Gdy mój stan pogorszył się przez zakażenie, a ja musiałam leżeć całymi dniami i znosić to wszystko, jedynym co przynosiło mi ulgę, były momenty w których mi czytałeś. 

-Wiem, dlatego to robiłem.

-Pokazałeś mi się z innej strony i chyba już wtedy zaczęłam coś do ciebie czuć.

-Doprawdy? - Wyszeptał unosząc kącik ust i gładząc jej policzek.  - Momentami myślałem, że z tego nie wyjdziesz.

-Ja też, tylko dzięki tobie nadal tu jestem... ale znów mój stan jest kiepski. Najgorsze jest to, że teraz nie chodzi już tylko o mnie, ale o dziecko, które noszę... - Cicho syknęła, czując delikatny skurcz.

-Byłaś silna, teraz też jesteś, a ja jestem przy tobie i razem sobie poradzimy. Mamy w tym doświadczenie. - Odparł składając na jej czoło pocałunek i czując jak jego połamane już serce, znów się kraje. 

-Dlaczego wszystko musi być takie trudne, Severusie? - Mruknęła, a chwilę później w pomieszczeniu rozległ się kaszel. 



*

Mistrz eliksirów wbił wzrok w sufit, zaciągając się papierosowym dymem. Nie spał od kilku dni, co kilka godzin mierząc gorączkę czarnowłosej i starając się uśmierzyć jej ból. Zmęczenie było niczym, w porównaniu do stresu, który odczuwał o każdej porze dnia i nocy, ale nie mógł zrobić nic więcej. Musiał nieomal bezczynnie czekać, aż jej stan się polepszy, lub pogorszy, a tego by nie chciał.

Z sypialni wyłoniła się wicedyrektorka i zerkając na opartego o biurko mężczyznę, ruszyła w stronę czajnika i oznajmiła karcąco. 

-Myślałam, że rzuciłeś. Tylko sobie tym zaszkodzisz.

-Też tak myślałem. - Mruknął z ignorancją, nawet nie zerkając na McGonagall, która po krótkim milczeniu odezwała się, teraz już spokojniej. 

-Źle wygląda. Sypia w ogóle?

-Odrobinę, po eliksirach, ale nie mogę jej ich za często podawać, żeby nie zaszkodzić dziecku. - Odparł, a jego ton był nieco kpiący. 

-Robisz jej herbaty rozgrzewające, tak jak ci pokazałam? 

-Nic nie dają, jak widać. 

-Może trzeba ją zabrać do Munga? Może tam coś zaradzą... - Odparła zalewając herbatę i zerkając niepewnie na profesora gaszącego papieros na biurku. 

-Gdy spytałem to oznajmiła mi, że tam nie wróci. 

-Może ja z nią porozmawiam? 

-Sam nie wiem. Pomfrey stwierdziła, że teraz to zły pomysł. Nie może się teleportować w ciąży, a podróż w jej stanie nie wchodzi w grę. 

-To prawda. Wyleczymy ją i wtedy będziemy myśleć co dalej. W końcu to tylko przeziębienie. - Mruknęła bez przekonania, mieszając zawartość kubka. 

-Tylko... ale nie ty oglądasz całymi dniami jak się męczy. 

-Masz rację, nie ja. - Odparła posyłając Snape'owi spojrzenie w geście wsparcia i wraz z kubkiem wróciła do pokoju, z którego chwilę temu wyszła. 

Czarne szaty ||Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz