XXXIV

6.7K 494 165
                                    


Elizabeth nie poszła na kolację, nie była w stanie nic przełknąć, ani nawet wstać z fotela. Za dużo wydarzyło się w tym dniu i kosztowało ją to wiele emocji. Pierwszy raz, po długim czasie rozmawiała z Lucjuszem sam na sam. Nie dość, że sama obecność blondyna wprowadzała ją w zakłopotanie i przypominała jej o wydarzeniach z przeszłości, to jeszcze informacja o związku mężczyzny, dobiła ją. Uświadomiło jej to, że mimo tego, iż dla niej czas się zatrzymał, dla wszystkich płynął dalej. A wielu decyzji z przeszłości już nie mogła zmienić. Nieco rozkojarzona wyszła z gabinetu i udała się na górny korytarz, miała nadzieję, że nie natrafi na Snape'a, ale były to marzenia ściętej głowy. Gdy była już na pierwszym piętrze dobiegł ją głos nauczyciela eliksirów, który z satysfakcją odbierał punkty uczniom, którym zachciało się nocnych spacerów. Nie myśląc wiele kobieta odwróciła się i ruszyła w drugą stronę, ciemnym korytarzem. Długo chodziła bez celu, pogrążona w myślach, aż w pewnym momencie, ujrzała światełko zbliżające się z daleka w jej stronę. Nim zdążyła cokolwiek zrobić, niebieska wiązka światła oślepiła ją.

-Odsuń tę różdżkę z łaski swojej. - Powiedziała surowo mrużąc oczy, po chwili płomyk zgasł. Teraz, jedynym źródłem światła na pogrążonym w mroku korytarzu był księżyc. Światło, które odbijał wpadało do budynku przez wielkie okna, wprowadzając nastrój tajemniczości. 

-Myślałem, że już się nie pojawisz, bo przecież ciebie obowiązki nie dotyczą. - Severus uniósł brew.

-Od kiedy mam ci się meldować, gdy zaczynam dyżur?

-Jakoś zawsze to robiłaś, mimo iż cię o to nie prosiłem. 

-Czyżby ci tego brakowało? - Spytała ironicznie.

-Jeszcze czego? - Odrzekł mężczyzna, świdrując czarnowłosą spojrzeniem.

-Już nawet dnia nie możesz beze mnie wytrzymać Snape, tylko latasz do mnie pod pretekstem przypomnienia o dyżurze. Ciekawe co wymyślisz następnym razem?

-Wyobraź sobie, że nie niańczę cię z własnej woli. - Mężczyzna ciągle przeszywał kobietę zimnym spojrzeniem. Przez chwilę milczeli, aż w końcu Havens zerwała się i gwałtownie przycisnęła Snape'a do ściany, przykładając do jego szyi różdżkę.

-Nigdy więcej, nie waż się stosować na mnie legilimencji. Nigdy. - Warknęła, ciągle grożąc mężczyźnie różdżką, on tylko uniósł brew nieco zaskoczony. Był pewien, że w ten sposób w końcu się czegoś dowie, ale ku jego zdziwieniu, kobieta szybko zareagowała i w dodatku o wiele agresywniej niż mógłby się spodziewać. - Myślisz, że jestem taka głupia, że będziesz sobie przeglądał moje wspomnienie i zamydlisz mi oczy tandetną rozmową? - Powiedziała kpiąco. - Jesteś śmieszny, Snape. - Profesor zaczął odczuwać coraz większy dyskomfort i rozdrażnienie. Oczywiście, że nie bał się jakiejś rozhisteryzowanej baby, ale nie przywykł do bycia traktowanym w taki sposób. Miał dość. Krew zaczęła gotować się w jego żyłach. Jednym tylko ruchem sprawił, że teraz kobieta znalazła się pod ścianą, złapał ją za nadgarstek i przygwoździł  do ściany. Elizabeth pod wpływem dużo silniejszego od siebie mężczyzny upuściła różdżkę. 

-Nikt cię nie nauczył Havens, że nieładnie jest grozić komuś różdżką? - Powiedział jedwabiście, a w jego oczach błyskały ogniki wściekłości. - Szczególnie jeśli wiesz, że nie masz z tym kimś szans. - Kontynuował.

-Oj zdziwiłbyś się. - Powiedziała niewzruszona, jednak ból w nadgarstku zaczynał jej coraz bardziej doskwierać.

-Czyżby? Chciałbym to zobaczyć, Havens. Szkoda tylko, że jesteś w nieco niedogodnej sytuacji na udowodnienie mi czegokolwiek.

Czarne szaty ||Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz