LXXVII

5.5K 351 559
                                    

-Poppy nalegam. - Mruknęła Havens, przenosząc się z kozetki na krzesło, na przeciwko biurka pielęgniarki.

-Elizabeth nie mogę pozwolić ci na powrót do pracy. - Odparła szatynka stanowczo, przeglądając papiery, które trzymała. 

-Zwariuję siedząc bezczynnie ze świadomością, że wy macie za mnie lekcje. Pozwól mi, przynajmniej do czasu, aż znajdziecie kogoś na stałe zastępstwo. 

-Już o tym rozmawiałyśmy.

-Przed chwilą powiedziałaś, że mój stan jest stabilny. 

-To nie znaczy, że taki pozostanie do końca. 

-Jestem pewna, że dobrze mi to zrobi, męczy mnie już ta bezczynność. Uczniowie i tak się domyślając, więc co za różnica. Chociaż kilka tygodni, bo oszaleję...

-Oszaleję, to ja przy tobie. To, że dziś czujesz się lepiej, nie znaczy, że jutro też będziesz się tak czuła. Wiesz, że miewasz gorsze dni i najlepiej, żebyś wtedy skupiała się na odpoczynku. 

-Obiecuję, że jak będę taki miała to od razu poproszę Minerwę o zastąpienie mnie. - Rozmowę przerwało im pukanie do drzwi. Dni, w których nikt nie zakłócił im rozmowy, można było policzyć na palcach jednej ręki. Tym razem, w przeciwieństwie do pozostałych, okazało się to być dla Poppy zbawienne. Bez chwili namysłu, rzuciła.

-Proszę. - Od razu po jej zaproszeniu, w drzwiach pojawił się Snape z pudełkiem eliksirów i wyniośle spojrzał na kobiety, po czym postawił pudełko obok biurka. - W końcu nauczyłeś się pukać jak należy. - Mruknęła szatynka, a Snape jedynie uniósł brew i spojrzał w stronę Elizabeth porozumiewawczo. 

-Nie chce mnie puścić do pracy. - Powiedziała oburzona niebieskooka wpatrując się w mężczyznę, którego brew ponownie powędrowała do góry.

-Słusznie. - Słysząc to Havens prychnęła, poprawiając się na krześle, a Pomfrey zmierzyła ich wzrokiem. Już całkowicie pogubiła się w tej sytuacji i nie miała pojęcia jak interpretować to co widzi. - Niedługo dostarczę resztę eliksirów. - Dodał i nie czekając opuścił pomieszczenie. Wtedy pełne determinacji spojrzenie Elizabeth, znów spoczęło na pielęgniarce, która w końcu rzuciła zrezygnowana, czując że nie ma wyjścia.

-Tydzień i ani dnia dłużej. Za ten czas zdążysz im zadać esejów na cały rok. - Mówiąc to badawczo spoglądała na Elizabeth. - A teraz wytłumacz mi o co chodzi. - Ciągnęła wskazując na drzwi, za którymi zniknął mistrz eliksirów. 

-Przemyślał to wszystko i mnie przeprosił. Wygląda na to, że zawiesiliśmy broń. - Odparła i uniosła brew, widząc jak pielęgniarka uśmiecha się pod nosem. 

-Wiesz, że od początku życzę wam jak najlepiej...

-Nic nie mów, nie wiem co z tego będzie. Najważniejsze, że przyznał się do dziecka. 

-Zrobił pierwszy, najtrudniejszy krok. W końcu wrócił mu zdrowy rozsądek. - Odparła rozanielona, nieco dziwiąc tym nauczycielkę, która po chwili zmieniła temat.

-Jak będziesz się widzieć dziś z Minerwą, wspomnij jej o tym, że wracam jutro do pracy. - Powiedziała, wstając z krzesła. 

-Zapewniam cię, że solidnie mi się za to dostanie. 

-Wiem i dziękuję za poświęcenie. - Dodała unosząc kącik ust i wychodząc z jej gabinetu, gdy tylko dotarła do drzwi prowadzących na pusty korytarz, ujrzała czekającego tam na nią Severusa. Nieco zaskoczyło ją to, może nawet ucieszyło.

-I jak? - Spytał spoglądając na czarnowłosą, która mimowolnie uniosła kącik ust, na myśl, że mężczyzna znów się o nią martwi i tym razem na pewno nie dlatego, że dyrektor zlecił mu opiekę nad nią.

Czarne szaty ||Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz