Następnego dnia rano, kobieta zainspirowana wczorajszą rozmową ruszyła w stronę gabinetu dyrektora.
-Dzień dobry, dyrektorze.
-O to ty! Siadaj. Jak wrażenia, po pierwszych tygodniach pracy? - Staruszek uśmiechnął się promiennie, a Elizabeth zajęła miejsce na przeciwko niego.
-Dziękuję, zaskakująco dobrze. Dużo lepiej niż się spodziewałam. Mam kilku bardzo zaangażowanych uczniów z którymi lekcje są bardzo przyjemne. Ale nie to mnie tu sprowadza.
-A więc, co? Dropsa? - Mężczyzna wziął jednego z wielu leżących w miseczce cytrynowych dropsów.
-Nie, nie, dziękuję. Chodzi o Snape'a.
-Ach tak? - Starcowi zabłysnęły oczy - On bywa czasem uszczypliwy, ale jestem pewien, że się dogadacie.
-Dyrektorze nie chodzi o to, ja nie potrzebuję niańki. Rozumiem Pańską ostrożność i nieufność, ale ja się naprawdę zmieniłam.
-Wiem, moja droga. Ale ktoś doświadczony u boku ci się przyda. - Powiedział stanowczo, ale uprzejmie.
-Jestem pewna, że nie o to Panu chodzi, gdy wysyła go Pan za mną.
-Ależ oczywiście, że o to. Gdybym ci nie ufał, nie dostałabyś tej pracy - Dyrektor podsumował spokojnie.
-Dyrektorze proszę jeszcze to przemyśleć. - Kobieta wstała i ruszyła do drzwi. - Do widzenia. - Rzuciła wychodząc. Dręczona niewielkimi wyrzutami sumienia, postanowiła wstąpić do McGonagall. Wiedziała, że ona szczerze odpowie na jej pytanie. Zapukała do drzwi i usłyszawszy zaproszenie weszła do środka.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry! Właśnie miałam wychodzić, ale wejdź na chwilkę! - Obie kobiety usiadły w wygodnych czerwonych fotelach, znajdujących się przy kominku.
-Miło usiąść w tym gabinecie, po tylu latach. - Stwierdziła czarnowłosa, po czym dodała. -Słyszałam, że uczniowie na mnie narzekają, ja wiem, że dużo wymagam i odnośnie spokoju na lekcji i wiedzy, ale naprawdę staram się, żeby zajęcia były ciekawe. Czasem po prostu muszę być surowa...
-Och, nie przejmuj się. To prawda, że słyszałam narzekanie kilku uczniów, ale rozmawiałam też z kilkoma widocznie zadowolonych z lekcji z tobą. Ciężko jest zadowolić wszystkich na raz, na mnie też narzekają.
-Może jednak powinnam trochę odpuścić, Minerwo?
-W żadnym wypadku, postępuj tak jak uważasz za słuszne, a jeśli zauważę, że coś jest nie tak to dam ci znać. - Starsza kobieta uśmiechnęła się łagodnie. - Muszę już lecieć na lekcje, może wpadniesz do mnie po południu.
-Dziękuję za rozmowę, chętnie. - Czarnowłosa uśmiechnęła się. Mimo, że dużo nie usłyszała od doświadczonej koleżanki, uspokoiło ją to.
Elizabeth pocieszona rozmową postanowiła kontynuować dotychczasowy system prowadzenia lekcji. Z każdym dniem coraz bardziej się wprawiała i czuła się lepiej w tym zawodzie. Stała się też nieco bardziej surowa, niż początkowo planowała, ale nigdy nie należała do pobłażliwych osób, co nie pozwalało jej tolerować pewnych zachowań.
-Znowu nie odrobił pan pracy domowej? To już dwunasty raz od rozpoczęcia roku. - Havens świdrowała wzrokiem ślizgona z piątego roku.
-To już ostatni raz pani profesor.
-Czyżby? to samo usłyszałam za pierwszym razem.
-Proszę o jeszcze jedną szansę.
-Nie będę tolerowała takiego postępowania w mojej klasie. Przypominam, że ten przedmiot nie jest obowiązkowy, panie Grinn. Minus dziesięć punktów od slytherinu, może to w końcu pana czegoś nauczy. Nastolatek przewrócił oczyma i usiadł naburmuszony, przez całą lekcję ostentacyjnie pokazując swoje niezadowolenie z przebywania na tej lekcji. Havens jednak nie zwracała na to uwagi. Ten rocznik był szczególnie ciężkim przypadkiem. Najbardziej lubiła lekcje z rocznikiem siódmym. Wszyscy z ogromną pasją podchodzili tam do numerologii.
Czas leciał nieubłaganie Elizabeth jak każdy nauczyciel dorobiła się grupy przeciwników, jak i zwolenników. Zbudowała sobie opinię surowej, wymagającej, ale i podchodzącej z pasją do zagadnień nauczycielki, która zdecydowanie potrafiła przekazać wiedzę, nawet tym najbardziej opornym uczniom. Ciągle sprawowała dyżury z Severusem, czasem zdarzało im się wymienić ze sobą kilka zdań, jednak ich relacji nie można było nazwać dobrymi, oboje trzymali się na dystans, pozostając dla siebie nieomal nieznajomymi.
Gdy pewnego dnia po lekcjach nauczycielka numerologii zrobiła sobie swoją ulubioną czarną kawę, wygodnie usiadła się przy biurku w swoim gabinecie i przystąpiła do poprawiania prac uczniów, z impetem wtargnął do niej Snape. Mężczyzna, który nie raczył nawet zapukać, wyglądał na wyraźnie wściekłego.
-Co ty sobie wyobrażasz do cholery?! - Warknął, na co kobieta uniosła wzrok zza kartek i zdjęła okulary, które zwykle nosiła do czytania.
-A może byś tak zapukał? Przywitał się? Hm? - Powiedziała spokojnie, unosząc brew.
-55 punktów! W ciągu tygodnia!
-Ach tak, wydawało mi się, że było tego więcej. - Mruknęła lekceważąco i podparła brodę dłońmi. Snape uderzył rękoma o biurko, oparłszy się o nie, przybliżył swoją twarz do twarzy niebieskookiej.
-Nie mam pojęcia, kto cię tu przysłał i po co cię tu przysłał, ale nie zamierzam tolerować twoich szczeniackich zagrywek. Nie zrujnujesz reputacji MOJEGO domu. - Warknął, a jego zimne oczy wpatrywały się w nią z wściekłością.
-Snape, nie jesteśmy dziećmi. A ty zachowujesz się jak nabuzowana panienka. Albo się uspokoisz, albo nie będziemy rozmawiać.
-A co wyrzucisz mnie stąd? - Zadrwił.
-Jeśli będzie taka potrzeba, nie omieszkam.
-Spróbuj. - Wysyczał, jeszcze bardziej przybliżając twarz do twarzy siedzącej po drugiej stronie biurka nauczycielki. Nauczycielka wstała i ze spokojem podeszła do kominka, wyraźnie zmęczona obecnością mężczyzny. Ten odwrócił się i spojrzał na stojącą do niego tyłem kobietę, która wpatrywała się ze znudzeniem w płomienie. Po chwili ciszy, Elizabeth odezwała się.
-Tak, to dużo, ale chce ich czegoś nauczyć. A nie zamierzam z nimi załatwiać spraw w taki sposób, jak ty w tym momencie.
-Oczywiście, pozbawienie ich wszystkich punktów z pewnością ich nauczy jak wróżyć z imion. - Znów zadrwił.
-Nie zgrywaj idioty. Może to twoja wina? Bo w końcu, jako ich opiekun powinieneś ich utemperować, zamiast zajmować się gryfonami.
-Doskonale wiem co powinienem robić. - Mężczyzna podszedł do czarownicy na odległość dosłownie kilku cali. - A tobie radzę zaprzestać, bo jeśli dalej będziesz mi wchodziła w drogę w ten lub inny sposób może zdarzyć się, że kropla pewnego eliksiru wyląduje w twojej porannej kawie. - Wysyczał.
-Grozisz mi? - Havens uśmiechnęła się i dodała z rozbawieniem. - Jak ja się boję. - W tym momencie Snape przycisnął ją do ściany i warknął.
-Nie pogrywaj ze mną. - Kilka sekund patrzył w oczy kobiecie, która starała się za wszelką cenę zachować spokój. Po czym odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem wyszedł z jej gabinetu. Udał się do swojego pokoju. nie mniej wściekły niż początkowo. Gdy tylko wyszedł Elizabeth wypuściła powietrze z ust. To co się zdarzyło było dla niej kompletnie zaskakujące i w żadnym stopniu nie było przyjemne. Uświadomiła sobie, że nic nie wie o mężczyźnie, z którym zmuszona jest współpracować od samego początku jej przebywania w Hogwarcie.
CZYTASZ
Czarne szaty ||Severus Snape
FanfictionElizabeth Havens to niezwykle atrakcyjna kobieta, która rozpoczyna pracę jako nauczycielka w Hogwarcie. Już od pierwszego dnia w szkole zmuszona jest do współpracy ze znienawidzonym przez uczniów Profesorem Snape'm. Między nauczycielami tworzy się d...