Elizabeth nie spała dobrze, całą noc towarzyszył jej ból uda. Nie przejmowała się jednak, ponieważ wiedziała, że szybko minie. Rano zwlekła się z łóżka i po 20 minutach była już gotowa do wyjścia. Wolnym i niepewnym krokiem udała się w stronę wielkiej sali, mimo tego, że przez eliksir rana była odkażona i nieco mniejszą to kobieta ciągle kulała. Gdy tak szła, rozległ się gwar, a z pokoju wspólnego slytherinu wyszli czterej wysocy chłopcy, między innymi Victor Collins. Nastolatkowie wyraźnie byli w dobrym nastroju, śmiali się i przepychali w wejściu. Nie przeszkadzało im w tym nawet to, że jest dopiero siódma rano. Nauczycielka numerologii przystanęła na ich widok. Zrobiła to temu, że nie chciała iść przed nimi z nogą w takim stanie.
-Widzę, że humor wam dopisuje. Ciekawe czy dalej będzie tacy szczęśliwi, gdy oddam wam wczorajsze eseje. - Kobieta uniosła brew, a chłopcy spoważnieli.
-E może nie będzie aż tak źle. - Powiedział jeden i uśmiechnął się.
-Przekonamy się. A teraz ruchy na wielką salę, nikt nie będzie na was czekał ze śniadaniem i wyjmij ręce z kieszeni gdy do mnie mówisz.
-Już idziemy. - Chłopcy ruszyli szybkim krokiem w stronę wielkiej sali szepcząc między sobą. Elizabeth ruszyła wolnym krokiem za nimi, przed wejściem zobaczyła na korytarzu Snape'a upominającego dwójkę młodych gryffonów, których twarze ze stresu były bledsze niż wczorajszy księżyc. Po chwili chłopcy ze spuszczonymi głowami weszli do wielkiej sali, a Snape odwrócił się w stronę nauczycielki numerologii i zmierzył ją wzrokiem. Gdy kobieta była już blisko odezwał się.
-Kulejesz.
-To nic wielkiego. Wiesz, że rany były głębokie, więc proces regeneracji potrwa pewnie dłużej.
-Mimo wszystko nie powinnaś kuleć po eliksirze. - Mężczyzna stwierdził jak zwykle beznamiętnie.
-Severusie wszystko jest dobrze, tylko trochę kuleję. Minęło ledwie kilka godzin od tego incydentu. Nie ma się czym martwić.
-A ktoś się martwi? - Snape uniósł brwi.
-Chciałam ci podziękować, za pomoc z tymi ranami. Miałeś racje, sama bym z nimi nic nie zrobiła.
-Było minęło. - Oboje ruszyli do wielkiej sali, przeszli między stołami i usiedli na swoich stałych miejscach. Nic więcej nie mówiąc zabrali się za śniadanie. Gdy posiłek dobiegł końca wszyscy zaczęli wychodzić z sali. Elizabeth wyszła jako jedna z ostatnich. Ciągle liczyła na to, że jak najmniej uczniów zobaczy, że kuleje. Nie chciała wzbudzać sensacji, wiedziała, że wśród nastolatków szybko powstają plotki i roznoszą się. Szczególnie jeśli dotyczą jednej z bardziej surowych nauczycielek.
Na szczęście lekcje przebiegły sprawnie. Po zakończeniu, gdy Elizabeth szła już do swojej kwatery podbiegł do niej ślizgon.
-Pani profesor, zauważyłem, że Pani kuleje. Czy coś się stało? - Powiedział Collins uprzejmie z lekkim przejęciem. Kobieta zatrzymała się i spojrzała na niego surowo.
-Panie Collins niesamowicie pan spostrzegawczy. Nic się nie stało, kuleję rekreacyjnie. - Czarownica uniosła brew, a chłopak lekko się zawstydził, w obecności Havens zdarzało mu się to dość często. Mimo tego, że na co dzień był przebojowym nastolatkiem, cieszącym się dużą popularnością wśród rówieśników.
-Była Pani z tym w skrzydle szpitalnym?
-Słucham? - Kobieta złożyła ręce na piersi.
-Uważam, że powinna Pani, to kulenie ma jakąś przyczynę, której Pani Pomfrey z pewnością zaradzi. - Chłopak nabrał pewności siebie, a na twarzy kobiety malowała się coraz większe zdziwienie.
-Bardzo dziękuję panu za pańską opinię. Aczkolwiek nie uważa pan, że to nie pańska sprawa?Jestem dorosła, potrafię o siebie zadbać, poza tym, wydawało mi się, że to ja jestem tutaj od pilnowania uczniów, nie na odwrót.
-Victor chodź już... - Syknął chłopak stojący kilka metrów dalej pod ścianą.
-Pański kolega ma świetny pomysł. Radzę panu go posłuchać. Do widzenia. - Kobieta ruszyła przed siebie przewracając oczami z irytacji.
-Daj sobie już spokój. Tylko robisz z siebie idiotę. - Burknął brunet i obaj ślizgoni zniknęli za zakrętem dyskutując.
Wieczorem, gdy czarnowłosa jak zwykle poprawiała wypociny uczniów rozległo się pukanie do drzwi.
-Proszę. - Nauczycielka spojrzała na drzwi zza czarnych okularów i jej oczom ukazał się mężczyzna w czarnej szacie. - Och, to ty. I nawet pukać potrafisz. Wejdź. - Kobieta uśmiechnęła się z gracją. Snape położył na biurku książkę, którą otrzymał od niej na dyżurze. Początkowo był sceptycznie nastawiony, jednak poezja którą w niej przeczytał urzekła go.
-No cóż. Było to całkiem znośne jak na mugolski bełkot. - Severus rozejrzał się po gabinecie, pełnym obrazów i roślin.
-Cieszę się, że ci się podobało. Siadaj. - Havens wstała od biurka i wskazała mężczyźnie fotele przy kominku. - Napijesz się czegoś?
-Nie ekscytuj się tak, już wychodzę, przyszedłem tylko oddać książkę.
-Nalegam, kto wie czy kiedykolwiek jeszcze odwiedzisz mnie w tak dobrym humorze. - Kobieta uniosła kącik ust.
-W dobrym humorze będę dopiero gdy znajdę się w mojej kwaterze z książką w ręku.
-A więc rozumiem, że chcesz jeszcze coś ode mnie pożyczyć - Uniosła brew.
-Nie to miałem na myśli, wyobraź sobie, że też mam sporą kolekcję książek.
-Ja i tak z chęcią pożyczę ci jeszcze jakąś. - Kobieta wzięła książkę z biurka i odłożyła na regał. Po czym spojrzała na Snape'a, który ciągle stał w tym samym miejscu bez ruchu. - Ostatnio czułeś się u mnie bardziej swobodnie. - Czarnowłosa przyglądała mu się, po czym po chwili ciszy dodała. - Wybierz, którą chcesz. Ale pamiętaj, że ma wrócić do mnie w nienaruszonym stanie, w przeciwnym razie porozmawiamy inaczej. - Kobieta uśmiechnęła się zagadkowo, a profesor uniósł brew po czym podszedł do regału.
-Już się boję. Będzie lepiej jeśli ty mi coś wybierzesz. Przynajmniej będę wiedział, żeby nie oczekiwać zbyt wiele. - Elizabeth przejechała opuszkami palców po grzbietach książek, po chwili jej palce natrafiły na bardzo zniszczoną czarną książkę, wyciągnęła ją i podała mężczyźnie, który dokładnie obserwował każdy jej ruch. Profesor wziął książkę patrząc kobiecie w oczy, a właściwie analizując jej czarne, kocie okulary.
-A tak, zapomniałam o nich. - Kobieta odwróciła wzrok, ściągnęła okulary i położyła je na biurku.
-Mi nie przeszkadzały. - Snape powiedział jedwabiście i wyciągnął z kieszeni, która była głębsza niż na to wyglądało różdżkę. Havens od razu rozpoznała, że należy ona do niej i zmarszczyła brwi. Mężczyzna podał ją kobiecie.
-Zostawiłaś ją u mnie wczoraj.
-Cholera, faktycznie. Nawet nie zauważyłam, że jej nie mam. Bardzo ci dziękuję, pewnie bym jej pół nocy szukała jakbym się zorientowała. - Czarnowłosa podeszła do szafki i wyjęła z niej ognistą whisky. - Whisky? - Spytała nalewając trunku do szklanki.
-Myślisz, że tak łatwo dam ci się upić?
-Myślę, że nie, ale warto było spróbować - Kobieta uśmiechnęła się.
-Nic z tego.
-W takim razie może następnym razem - Nauczycielka spojrzała na swojego gościa i wzięła łyk ze szklanki.
-Wątpię. - Mężczyzna ruszył do drzwi, w ręku trzymając uprzednio otrzymaną od kobiety książkę.
-Mimo wszystko, miłej lektury Severusie. - Kobieta usiadła za biurkiem, a mężczyzna odwrócił się w drzwiach i spojrzawszy na stertę prac uczniów na biurku kobiety rzucił wychodząc.
-Ja niestety nie mogę ci tego życzyć.
Snape zniknął w ciemnym korytarzu, a Elizabeth zanurzyła się w pracach uczniów.
CZYTASZ
Czarne szaty ||Severus Snape
FanfictionElizabeth Havens to niezwykle atrakcyjna kobieta, która rozpoczyna pracę jako nauczycielka w Hogwarcie. Już od pierwszego dnia w szkole zmuszona jest do współpracy ze znienawidzonym przez uczniów Profesorem Snape'm. Między nauczycielami tworzy się d...