LIX

5.4K 355 297
                                    

Tego dnia Havens postanowiła skorzystać z zaproszenia Lucjusza Malfoy'a, które ponawiał już wielokrotnie. Jednak ona nigdy wcześniej nie miała na tyle odwagi, aby stawić czoło jemu i swojej kuzynce, obecnie tworzącym rodzinę. Znalazła się przed drzwiami wielkiego i dość ponurego, lecz pięknego dworu, do którego prowadziła alejka wiodąca przez ogromny ogród, pełen zieleni. Zapukała niecierpliwie poprawiając ołówkową sukienkę sięgającą jej do łydki i westchnęła. Miała wrażenie, że ta wizyta stresuje ją nieomal tak jak rozprawa, co wydawało się być niedorzeczne. Drzwi otworzył jej skrzat domowy rodziny, zaprowadził ją przez ciemny hol, pełen obrazów, aż do wystawnego salonu o fioletowych ścianach, a po chwili zniknął. Kobieta ujrzała siedzącego na fotelu przed marmurowym kominkiem Lucjusza, który momentalnie zerwał się na równe nogi i podszedł do Elizabeth, szarmancko uśmiechając się.

-Pięknie wyglądasz. - Oznajmił, całując jej dłoń na powitanie, na co ta jedynie uniosła kącik ust. - Nie byłem pewien czy przyjdziesz. Napijesz się czegoś? - Spytał podchodząc do barku z alkoholami i spoglądając na koleżankę. 

-Może odrobinę czerwonego wina. - Rzuciła, przyglądając się jak blondyn nalewał płyn do lampki. Po czym podał ją jej, zatrzymując dla siebie szklankę z whisky.

-Gratuluję uniewinnienia. - Powiedział, czując jak czarownica przypadkowo przejeżdża opuszkami palców po jego dłoni, biorąc od niego lampkę z winem. 

-Nie tylko ty jesteś sprytny. - Mruknęła unosząc kącik ust.

-Z pewnością nie.

-Gdzie Narcyza i twój syn? - Spytała, biorąc łyk wina, ciągle wpatrując się w Lucjusza, który również nie spuszczał z niej wzroku. 

-Wyszli, niedługo powinni wrócić. - Przez chwilę oboje milczeli, nie ruszając się z miejsca, aż w końcu czarnowłosa odezwała się  aksamitnie.

-Ładny dwór. Chociaż jak dla mnie zbyt dużo pustej przestrzeni. 

-Mógł być twój, Elizabeth. - Rzucił nieoczekiwanie dystyngowany mężczyzna, unosząc brew.

-To przeszłość, a ty cały czas do niej wracasz.

-Nie zastanawiałaś się nigdy, jakby wszystko wyglądało, gdybyś nie odrzuciła moich oświadczyn? - Spytał, a jego głos był ciągle spokojny i pełen klasy.

-Byliśmy dziećmi, na takie decyzję było zbyt wcześnie. - Elegancki mężczyzna o niemal białych włosach, odłożył szklankę na kominek i zbliżył się do kobiety, wpatrującej się w niego z dziwną wyższością. W końcu ujął dłonią jej podbródek, nieco go unosząc. - Przestań... Masz żonę i syna. - Kontynuowała niewzruszona.

-Owszem. Ale to z tobą wiązałem przyszłość, to na ciebie czekałem tyle lat. Ale ta klątwa zmieniła wszystko, odebrała mi resztę nadziei. - Mruknął nieco ostrzej.

-Do pierwszej miłości zawsze zostaje sentyment, Lucjuszu. Nie powinno się go mylić z uczuciem.

-A więc powiedz, że nic do mnie nie czujesz. - Oznajmił unosząc brew i przenosząc dłoń ze szczęki kobiety na jej policzek.

-Nie przyszłam tutaj, ze względu na to co nas łączyło. Ale ze względu na Narcyzę, już niewielka część naszej rodziny pozostała, więc musimy się trzymać razem. Nie psuj tego. - Odparła surowo z lekkim znudzeniem w głosie. Blondyn wpatrywał się w jej błękitne oczy, okryte wachlarzem rzęs. W które miał zwyczaj wpatrywać się nieomal każdego dnia za czasów szkolnych. On trafił do Hogwartu rok później od Elizabeth i niestety nie uczęszczał razem z nią na lekcje. Jednak nie przeszkodziło mu to w zabieganie o jej względy, a nawet związaniu się z nią. Było dojrzały jak na swój wiek i nieomal od pierwszych momentów ich nastoletniego związku, wiązał z nią ambitne plany na przyszłość. Jednak nic nie poszło po jego myśli. Mimo iż w końcu porzucił nadzieję związaną z Elizabeth, a nawet szczerze pokochał inną. Jego uczucie ciągle się tliło i niedawno zostało ponownie pobudzone. Niewiele myśląc pocałował Elizabeth, która oniemiała, nie zdążyła jednak nic zrobić, bo w tym samym momencie usłyszała od wejścia do salonu głos. 

Czarne szaty ||Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz