XX

6.9K 467 43
                                    

Elizabeth w końcu udało się zasnąć, jednak znowu zaczęły męczyć ją koszmary. W pewnym momencie obudziła się przerażona i zaczęła ciężko oddychać, nie mogła złapać powietrza. Zdenerwowana zerwała się z łóżka i zaczęła się dusić. W tym czasie do drzwi, ktoś zapukał i po kilku sekundach stanęła w nich Poppy, szkolna pielęgniarka. Długo nie zajęła jej analiza sytuacji, kobieta rzuciła się na pomoc Havens. Chwile grzebała w wypchanej kieszeni w fartuchu, lecz w końcu wyjęła z niej eliksir. Pomogła kobiecie usiąść i wypić eliksir. Czarnowłosa była bladozielona, a po jej czole płynął pot. Kolejny już raz nauczycielka miała szczęście w nieszczęściu, kto wie co by się stało gdyby właśnie nie przyszła Pomfrey. Sytuacja była dramatyczna, na szczęście eliksir zaczął działać natychmiastowo. Początkowo oddech był płytki, jednak szybko wszystko zaczęło wracać do normy. Teraz pielęgniarka pomogła się położyć pacjentce i przykryła ją kołdrą, po czym poszła przygotować kompres. Elizabeth nie miała na nic siły, nie mogła się ruszyć, ani nawet powiedzieć słowa. Leżała i głęboko oddychała. Gdy Poppy wróciła, położyła na czole kobiety kompres.

-Już dobrze. Zostanę z tobą, gdyby coś się działo. Niczym się nie przejmuj. - Powiedziała kobieta troskliwie, nauczycielka numerologii tylko lekko skinęła głową. Otrzymała od pielęgniarki kolejne eliksiry, które pozwoliły jej zasnąć. Przez kolejne kilka godzin Pomfrey czuwała przy łóżku młodszej kobiety, zmieniając jej okłady. 

-Czy wrócili? - Elizabeth wyszeptała słabym głosem, gdy tylko otworzyła oczy.

-Kto?- Spytała Poppy.

-Snape... - Czarnowłosa wzięła głęboki oddech.

-Spokojnie. 

-Czy wrócili?

-Na pewno nas poinformują, gdy wrócą. Nie martw się. 

-A co jeśli...

-Nie przemęczaj się. - Kobieta przerwała z trudem wypowiadane przez nauczycielkę zdanie.  -Wszystko będzie dobrze. - Powiedziała i przyłożyła dłoń do jej czoła. - Gorączka nie spada... - Po tych słowach wzięła kompres i wyszła z sypialni, by go namoczyć w wodzie, wtedy do salonu, jak do siebie wszedł Snape. Pielęgniarka gdy tylko ujrzała mężczyznę pokręciła przecząco głową i dała mu znak by nie wchodził do sypialni kobiety, po czym praktycznie wypchnęła go na korytarz i sama też wyszła. Gdy zamknęła za sobą drzwi spojrzała na Snape'a pytająco

-I co? 

-Co ty wyprawiasz? 

-Bardzo się jej pogorszyło, kilka godzin temu, prawie się udusiła, całe szczęście przyszłam w odpowiedniej porze. Nie wiem co masz jej do powiedzenia, ale jest bardzo słaba i lepiej nie narażać jej na stres, nie wiadomo czym to poskutkuje. 

-To do cholery czemu urządzasz sobie ze mną pogaduszki, zamiast z nią siedzieć.

-Bo próbuje się dowiedzieć, czy wam się udało złapać to stworzenie?

-Tak, jest w ministerstwie. 

-Nareszcie! A więc co to było? - Pielęgniarka uśmiechnęła się.

-Tu pojawia się problem. - Na te słowa Poppy spojrzała na Severusa pytająco. - Początkowo myśleliśmy, że to młody nundu. Ale jak się później okazało to krzyżówka. Jeszcze nie wiemy czego dokładnie. 

-Eh, dobrze, wejdź. Może ją trochę uspokoisz, bo cały czas o ciebie pyta. - Powiedziała zrezygnowana Poppy i poszła przygotować kompres, a mistrz eliksirów uniósł brew i zapukał do drzwi sypialni. Gdy wszedł, zobaczył kobietę leżącą w łóżku, wyglądała jeszcze gorzej niż wczoraj i ciężko oddychała, jak tylko usłyszała, że drzwi się otwarły zerknęła w ich stronę.

-Severus... - Czarownica wyszeptała i z trudem się uśmiechnęła.

-Nic nie mów. - Mężczyzna usiadł na fotelu przy łóżku, na którym wcześniej siedziała Pomfrey. -  Złapaliśmy bestię, teraz przebywa w ministerstwie. Nikt nie jest ranny. 

-To... najważniejsze. - Elizabeth ciężko odetchnęła, a Snape położył dłoń na jej dłoni. - A antidotum... m-macie?

-Jeszcze nie. Musisz wytrzymać, ale już niedługo. - Wtedy do pokoju weszła Poppy, a mężczyzna gwałtownie wziął rękę. Ta podeszłą i położyła kompres na czole młodszej kobiety. 

-Poppy, muszę wracać do ministerstwa. Zajmij się nią. 

-To moja praca.

-Severusie, informuj mnie jak tylko będziesz coś wiedział. - Wyszeptała Elizabeth.

-Jak coś więcej ustalimy to dam ci znać. - Mężczyzna spojrzał na pielęgniarkę porozumiewawczo, po czym wyszedł bez słowa. Godziny mijały nieubłaganie. Chwilami było lepiej, a potem znowu gorzej. Gdy wszystkie objawy ustawały po wypiciu dużej ilości eliksirów, Poppy zostawiała kobietę samą, po to by zajrzeć do skrzydła lub zająć się swoimi sprawami. I tak minęły już nie godziny, ale kolejne dni. A Snape od tamtej pory nie pojawił się u kobiety ani razu, co więcej nawet Minerwa u niej nie zagościła. Niepokoiło to Havens, jednak jej stan był zbyt zły na to, aby mogła wyjść z łóżka i dowiedzieć się dlaczego tak się dzieje. Być może znalezienie antidotum okazało się nie być tak łatwe jak się wydawało, więc zrezygnowali i teraz nikt nie ma odwagi jej o tym zawiadomić. W momencie napływu sił, Elizabeth poczuła złość. Nie mogła dłużej leżeć bezczynnie, nie wiedząc co ją czeka. Wstała z łóżka, poprawiła satynowy, czarny szlafrok i wolno ruszyła do drzwi, gdy już miała je otworzyć, klamka poruszyła się i oczom nauczycielki numerologii ukazała się Minerwa. 

-A ty gdzie się wybierasz moja droga, wracaj do łóżka. - Powiedziała w progu starsza kobieta.

-Co tu robisz?

-Przyszłam sprawdzić czy wszystko w porządku, Poppy ma pacjenta i nie może na razie przyjść. Pierwszoroczny złamał sobie rękę. 

-Ach tak, nie zjawiasz się przez kilka dni, chociaż miałaś mnie informować, a teraz nagle przychodzisz; wysłanniczka Pomfrey. 

-Uspokój się. I wracaj do łóżka. - McGonagall poprowadziła młodszą koleżankę do sypialni. 

-Ani ty, ani Snape. A oboje obiecaliście...

-Wiesz, że mamy napięty grafik, podzieliliśmy się twoimi obowiązkami. Dodatkowo sprawa z tą bestią, musimy ciągle kontaktować się z Ministerstwem. A Severus, od kilku dni pracuje po nocach nad antidotum. Naprawdę się stara. Nie miej mu za złe, że nie przychodzi.

-Czemu tak długo to trwa? Tworzenie antidotum. W końcu złapaliście bestię. - Czarnowłosa usiadła na końcu łóżka.

-Zwierze to hybryda, ciężko nam stwierdzić czego. Dlatego tyle to trwa.

-Jakie są szanse, że w ogóle da się stworzyć to antidotum. Tylko szczerze Minerwo, nie jestem dzieckiem.

-Trudno jest stworzyć antidotum w tym wypadku. Gdybyśmy mieli dokładne informacje, czego hybryda to jest, byłoby znacznie łatwiej, lecz mimo wszystko trwałoby trochę opracowanie skutecznego antidotum. 

-Żałosne. Umrzeć w taki sposób. Gdy wszystko zaczyna się układać... żałosne. - Elizabeth westchnęła, a Minerwa położyła rękę na jej ramieniu na znak wsparcia i odezwała się.

-Jesteśmy na dobrej drodze. Tylko potrzebujemy czasu. Musisz być silna, jak do tej pory. 

-Powtarzam sobie to cały czas Minerwo, od kilku lat. Już mam dość. A teraz chce zostać sama.

-Obiecuję ci, że znajdziemy dla ciebie lekarstwo. - Minerwa uśmiechnęła się lekko, po czym wyszła.


Czarne szaty ||Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz