LXXXIII

5.5K 323 490
                                    


Elizabeth rozłożona na kozetce w gabinecie pielęgniarki wpatrywała się w sufit, od początku wizyty czując nerwoból żołądka. W końcu spojrzała na pielęgniarkę siedzącą przy biurku i rzuciła.

-Milczysz już od dobrych dziesięciu minut. Już mi wystarczy czekania.

-Bo nie wiem jak się odezwać, żeby nie dać ci solidnej reprymendy. - Oznajmiła z lekkim oburzeniem.

-O co chodzi? - Młoda czarownica westchnęła, powoli podnosząc się do pozycji siedzącej.

-Jesteś przemęczona i odwodniona. Nie próbuj mi wmawiać, że dobrze się czujesz, bo nie mówię o twoim samopoczuciu tylko o stanie twojego organizmu. Zresztą i tak bym ci nie uwierzyła.

-Przecież robię co mogę. - Mruknęła z rezygnacją.

-Widocznie za mało. Od początku ci powtarzam, że musisz o siebie dbać, dużo bardziej, niż dotychczas to nie są żarty. Wyniki twoich badań są kiepskie.

-Rozumiem, że w tym momencie moje ulgowe traktowanie się skończyło. - Rzuciła sama do siebie, wzdychając. - A więc co mam robić?

-Leżeć, dużo spać, regularnie jeść i się nawadniać. I przede wszystkim nie biegać po szkole. - Rzucił ostro.

-Robisz mi takie wyrzuty, jakbym specjalnie chciała zaszkodzić swojemu dziecku.

-Wesz, że nie o to mi chodzi. - Powiedziała nieco łagodniej. - Starasz się, wymaga to od ciebie dużo poświęceń, wiem o tym. Ale to może nie starczyć.

-Coś z dzieckiem? - Mruknęła zamartwiano, odruchowo kładąc rękę na brzuchu.

-Nie denerwuj się.

-Coś jest nie tak?! Pogorszyło się...?

-Nie, nie pogorszyło się. Ale widzisz, już się zdenerwowałaś, a powinnaś tego unikać.

-Bo mnie stresujesz, mówiąc mi, żebym się nie stresowała.

-Mówię zapobiegawczo.

-Do cholery, przejdź do rzeczy. Co z nim? - Rzuciła, a głos jej zadrżał.

-Jest słabe. Liczyłam na to, że będzie lepiej, niż ostatnio, ale nic się nie zmieniło. Musisz porządnie o siebie zadbać, przez najbliższy czas będzie rozwijać się coraz intensywniej i potrzebuje silnego organizmu matki.

-Którego nie mam... - Mruknęła kpiąco.

-Elizabeth, dziecko rozwija się prawidłowo, ale jest słabe. Na razie nie masz powodów do niepokoju, jeśli zastosujesz się do moich poleceń to wszystko powinno być dobrze. Najważniejsze, żebyś nie pogorszyła swojego stanu, bo to nie pomoże dziecku.

-Powinno być dobrze... faktycznie uspokajające. - Rzuciła z wyrzutem.

-Słońce, nie jestem w stanie powiedzieć ci co będzie za dwa miesiące. Wszystko płynie swoim czasem i zależy od wielu czynników, na niektóre jesteś w stanie wpłynąć, na inne nie. Na razie nie masz się czym martwić, ale muszę cię mieć na oku. Mówię ci to tylko po to, żebyś zaczęła traktować tę sytuację poważnie. I... raczej powstrzymajcie się z Severusem... od większych zbliżeń. - Dodała, nie do końca wiedząc jak dobrać słowa, a czarnowłosa uniosła brew, słysząc rozlegające się pukanie. - Proszę! Jeśli to nie Severus to nie jestem pielęgniarką... - Mruknęła pod nosem spoglądając na drzwi, w których stanęła mężczyzna w czarnych szatach i zabrał głos, zamykając za sobą drzwi.

-Wszystko dobrze? Długo już tu siedzicie.

-Dobrze, że jesteś. - Odparła Poppy, a Snape zerknął na Elizabeth siedzącą na kozetce. Ta wzruszyła ramionami, starając się opanować rozdrażnienie.

Czarne szaty ||Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz