LXXXI

5.3K 359 782
                                    

Elizabeth siedziała wygodnie na fotelu pod oknem w pustym pokoju nauczycielskim, czytając książkę. Nie chciała przebywać cały dzień w jednym pomieszczeniu, stąd jej wyprawy po zamku i przesiadywanie w tym pokoju. Gdy nauczyciele byli na lekcjach, panował tam spokój, dzięki temu mogła odpocząć gdzie indziej, niż tylko w przytłaczającej kwaterze. Dawało jej to poczucie wolności. Gdy drzwi otworzyły się, pojawił się w nich sam mistrz eliksirów, co wywołało na twarzy kobiety lekki uśmiech. Mężczyzna rozglądając się napotkał ją wzrokiem i uniósł ze zdziwieniem brew. Łudził się, że Elizabeth jest w kwaterze, tak jak powinna, ale było to dość naiwne z jego strony.

-Świetnie, że jesteś. - Rzuciła z tajemniczym entuzjazmem w głosie. To nieco zdezorientowało profesora.

-Ta radość jest nie na miejscy, Havens, bo właśnie zamierzam dać ci reprymendę. Źle się wczoraj czułaś i obiecałaś mi rano, że dziś nie będziesz wychodzić z łóżka bez potrzeby. 

-Ale czuję się dobrze i mam pomysł.

-Mam wrażenie, że lepiej byłoby dla mnie gdybym go nie znał.

-Chodź. Nie mamy dużo czasu, zaraz się tu zjawią. - Mruknęła, wstając z fotela i odkładając książkę. Po chwili stała już przy oknie, oczekując na mężczyznę, który podszedł do niej, analizując ją spojrzeniem. 

-A więc słucham, jaki plan?

-Damy im wskazówki, na potwierdzenie ich teorii. A ja udowodnię, że się ciebie nie wstydzę, marudo. I przy okazji będziemy mogła się napawać ich głupimi minami.

-Co masz na myśli? Havens, nie denerwuj mnie jeszcze bardziej. - Wymamrotał wbijając wzrok w kobietę, która zalotnie się uśmiechając, ze wzrokiem wbitym w jego ciemne oczy. A po chwili, ku zaskoczeniu profesora, musnęła jego usta. - Nie zamierzam się z tobą całować, przed widownią. - Rzucił stanowczo, a jego wzrok na moment powędrował w stronę jej rubinowych warg. 

-Ja też nie. - Dodała, składając mocny pocałunek w kącik jego ust. - Sprawdzimy czy do twarzy ci w czerwieni. - Powiedziała cicho i kilkakrotnie musnęła jego usta.

-Zechcesz mi to lepiej wyjaśnić..? - Rzucił, jednak jędrne wargi czarnowłosej, szybko uciszyły go. Snape był świadom, że jest to nieodpowiednie miejsce na takie działania, mimo to coraz bardziej zaczynał czuć nieodpartą potrzebę posmakowania jędrnych warg czarownicy.

-Ciii, tworzę sztukę, a ty mnie rozpraszasz. - Odparła unosząc kącik ust. Severus głośno wypuścił powietrze i bez dłuższego wahania, wpił się w jej usta. Jednak w pocałunku nieco przeszkadzało rozbawienie Elizabeth, której cichy śmiech stłumiły usta mężczyzny. Pocałunek zaczął nabierać tempa, a dłonie czarnowłosej powędrowały na szyję profesora. Z sekundy na sekundę ich bicia serc i oddechy przyspieszały, zaczęła napełniać ich coraz większa żądza. Nie wiadomo co by się stało, gdyby w pewnym momencie nie usłyszeli szarpnięcie za klamkę. Gwałtownie od siebie odskoczyli. Elizabeth zdążyła zająć fotel, a mężczyzna stał jak wryty pod oknem, przybierając kamienny wyraz twarzy i próbując uspokoić szargające nim emocje. Ciągle nie do końca rozumiał jaki był ten plan, jednak czuł, że nic dobrego z niego nie wyniknie.

Tak jak Havens przewidywała, do pomieszczenia wkroczyła jej ulubiona trójca profesorska, a nieco za nimi Burbage, która również okazała się być zainteresowana plotkami. Rozgadani weszli do pokoju, rozglądając się. Gdy zauważyli mistrza eliksirów, zamarli, wykrzywiając twarze w zmieszaniu i niedowierzaniu. Byli jeszcze bardziej sparaliżowani, niż Snape, stojący pod oknem z rozmazaną czerwoną szminką na ustach i brodzie. Mistrz eliksirów uniósł brew, nie do końca świadomy swojego stanu, a Havens z prędkością światła, otworzyła książkę, czując że lada moment wybuchnie śmiechem, jeśli nie przestanie spoglądać na współpracowników, którzy wyglądali jakby ktoś rzucił na nich zaklęcie petryfikujące, w najmniej odpowiednim momencie.

Czarne szaty ||Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz