XI

7.9K 504 26
                                    


-Pięćdziesiąt do dziesięciu dla gryffindoru!... sześćdziesiąt do dziesięciu dla gryffindoru!... A co to... Victor Collins przejmuje kafel! OOCH Punkty dla slytherinu... Kolejne punkty dla slytherinu. Czyżby ślizgoni odzyskali dobrą passę?! - Oznajmia do mikrofonu komentator.

-osiemdziesiąt do czterdziestu dla gryffindoru. - Na trybunach panował ogromny zgiełk, nagle przed nosami szukających przemknął złoty znicz. Oboje ruszyli w pogoń. Jakież to były emocje, raz jeden bliżej, raz drugi. Prawie wpadli w trybuny. Mkną nie zważając na nic! Szukający gryffindoru wyciąga rękę, już prawie ma znicz, gdy nagle z boku wylatuje szukający w szmaragdowej szacie i spycha przeciwnika na bok. Znicz zniknął wszystkim z oczu, jednak po chwili znów się pojawił i pogoń rozpoczęła się na nowo. Szukający slytherinu dogania go, ale gryfon nie daje za wygraną i utrudnia mu to z całych sił. Nagle przedstawiciel slytherinu uderza z hukiem o ziemie. Wszyscy zamarli. Ale co to?! Chłopak wyciąga w górę rękę, w której trzyma złoty znicz.

-Slytherin wygrywa! - Krzyknął komentator, a mecz dobiegł końca. Nastały brawa i okrzyki, morze zieleni zaczęło przelewać się przez barierki do drużyny, by im pogratulować osobiście. Na twarzy Snape'a zagościło obrzydliwy uśmiech.

-A ja już straciłam nadzieję. - Młoda nauczycielka mruknęła patrząc na Snape'a, po czym zwróciła się do McGonagall i dodała, klepiąc ją po ramieniu. - Gryffoni grali świetnie Minerwo.

-I to jest najważniejsze. - Mruknęła opiekunka gryffindoru nieco zawiedziona i wstała z trybun kierując się w stronę drużyny jej domu. Elizabeth również wstała z miejsca chwilę po niej i w drodze do zamku zajrzała do szatni Slytherinu.

-Profesor Havens?! Mówiłem, że wygramy. - Oznajmił dumnie Collins nieco zaskoczony z wizyty nauczycielki.

-Dzień dobry, Pani profesor. - Dodał Hallow i paru innych graczy.

-Nie ma się czym chwalić. Gryffoni byli dużo lepsi. - Kobieta założyła ręce na piersi.

-Ale to my wygraliśmy. - Dodał Hallow, nieco oburzony.

-Podziękujcie szukającemu. Gdyby nie on wasz los byłby marny. - Na te słowa ciemnowłosy szukający szukający, siedzący na ławce w rogu, w pobrudzonych piaskiem szatach wyprostował się, a na jego twarzy pojawił się pełen dumy uśmiech. - Może gdybyście więcej trenowali, albo spali w nocy, zamiast się szwendać po korytarzach. - Nauczycielka spiorunowała wzrokiem Victora.

-Dajemy z siebie wszystko. - Oznajmił kapitan, a reszta drużyny przytaknęła.

-Sam pan nie wierzy w to co pan mówi. - Czarownica uniosła brew. - Mimo wszystko gratuluję. Cel osiągnięty i oby tak dalej. - Kobieta mrugnęła do graczy i wyszła z namiotu.

-Dobra, to było dziwne. - Powiedział Hallow nieco zakłopotany.

-Mówisz o mrugnięciu..?

-O wszystkim.

-E.. w końcu była ślizgonką, pewnie jej zależy na tym żebyśmy byli najlepsi. - Posumował Collins.

-Mimo wszystko dziwne... - Mruknął szukający.

Zawodnicy jeszcze przez chwilę rozmawiali o tym co się stało. Co prawda czasem ktoś zaglądał do nich po meczu, by im pogratulować, zwykle tą osobą była Madam Hooch. Jednak wizyta profesor Havens bardzo ich zdziwiła.

Gdy kobieta wyszła z namiotu znowu trafiła na Snape'a. Pomyśleć można było, że wpadanie na siebie jest już im pisane. 

-No no, Havens. Byłaś na ploteczkach w szatni?

-Oczywiście, też powinieneś zacząć chodzić na ploteczki. W końcu to twoi podopieczni, którzy z resztą nie wykazali się na meczu. 

-Teraz będziesz mnie pouczać? - Mężczyzna zakpił. 

-Wiesz, że nie miałam takiego zamiaru. Aczkolwiek za moich czasów drużyna quidditcha slytherinu prezentowała wyższy poziom i chyba miałam zbyt wysokie oczekiwania względem obecnej, ale widocznie wraz ze zmianą opiekuna domu i poziom się zmienił. - Kobieta skrzyżowała ręce na piersi.

-To prawda, że Dumbledore z roku na rok ma coraz to niższe wymogi co do nauczycieli. Jednak ciągle nie dowierzam, że w tym roku miał aż tak niskie. - Mężczyzna powiedział jedwabiście przeszywając wzrokiem Elizabeth.

-Tu nie chodzi o to czy spełniam wymagania, ale o to jak odbierasz moje intencje. Może w końcu powinieneś zacząć robić to w poprawny sposób, bo od początku masz błędne mniemanie o mnie. Uwierz mi, że w moim interesie, tak samo jak w twoim leży dobry ślizgonów. 

-W takim razie może powinnaś zacząć się ubiegać o moje stanowisko. - Opiekuna domu. -  Kontynuował Snape zjadliwie, po czym zauważył grupkę uczniów przyglądających się ich rozmowie z bezpiecznej odległości. - A wy nie macie co robić? - Warknął i odwróciwszy się, ruszył szybkim krokiem w stronę szkoły, a powiewająca za nim szata przypominała ogromne czarne skrzydła. Speszeni uczniowie rozeszli się, a Havens poczekała aż mężczyzna się oddali, po czym również ruszyła w stronę szkoły. 

Gdy nadeszła pora obiadowa, wszyscy zebrali się w wielkiej sali. Gdy do stołu podszedł Snape, Elizabeth była już na miejscu. Początkowo nauczyciele jedli w ciszy, tylko Pani Hooch prowadziła dyskusję z Minerwą o meczu, który miał miejsce przed obiadem. Po chwili nauczycielka numerologi dyskretnie zwróciła się w stronę Snape'a. 

-Mam nadzieję, że nie przeszło ci przez myśl, że naprawdę chcę cie pozbawić stanowiska.

-Mało mnie obchodzi czego chcesz. - Po tych wypowiedzianych w dość nieprzyjemnym, nawet jak na nietoperza sposób słowach, milczeli do końca posiłku, w końcu nauczyciel eliksirów opuścił wielką salę, a chwilę za nim wyszła Havens i udała się do lochów. Gdy była w połowie drogi zza rogu wyłonił się nie kto inny jak Snape.

 -Co z nogą? - Zatrzymał się i rzucił, a w jego głosie jak zwykle nie było słychać krztyny zainteresowania, kobieta nieco zdziwiona zmarszczyła czoło. 

-Och... już wszystko dobrze. - Mimo tego, że Elizabeth skłamała, brzmiała przekonująco. Snape był jednak bardziej spostrzegawczy niż jej się wydawało.

-Ciągle kulejesz i od paru dni nie wyglądasz zbyt ciekawie. - Powiedział beznamiętnym tonem, na twarzy kobiety pojawiło się jeszcze większe zdziwienie niż poprzednio.

-Źle wyglądam..? Ty to potrafisz skomplementować kobietę. - Czarnowłosa mimowolnie uniosła kącik ust, mężczyzna tylko skrzywił się nieznacznie po czym dodał.

-Chyba nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji. 

-Severusie, mam problemy ze snem i to tyle. To dlatego, jak zauważyłeś, gorzej wyglądam. Ale jak widziałeś, mam już eliksir i będzie lepiej. 

-Żebyś tylko potem nie żałowała, przez tą dziecinadę. 

-Co nazywasz dziecinadą? Chwilę temu się sprzeczaliśmy, a teraz cię wielce interesuje moje zdrowie. 

-Interesuje to za dużo powiedziane. Raz popełniłem błąd zabierając cie ze sobą i teraz muszę za to pokutować. - Mężczyzna zacisnął zęby, a jego ton zrobił się bardziej nieprzyjemny.

-To ty robisz problem z niczego. Poszłam z tobą na własne życzenie, stało się to co się stało, ty mi pomogłeś i jesteśmy kwita. Ile jeszcze zamierzasz do tego wracać? Nie wyglądasz na osobę, która do tego stopnia przejmuje się losem innych.

-Tłumaczyłem ci, że nie mam ochoty cię mieć na sumieniu. - Warknął i minąwszy kobietę ruszył do swojego gabinetu.


Czarne szaty ||Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz