XXXVIII

6.3K 444 34
                                    

Następnego ranka Havens zrezygnowała z pójścia na śniadanie. Była zmęczona bezsenną nocą, pełną koszmarów. Od kilku dni czuła się coraz gorzej, nie dopuszczała jednak myśli, że może wynikać to z przedawkowania eliksiru. Słowa Snape'a, przywróciły jej trzeźwe myślenie. Mało kto potrafił przemówić jej do rozsądku, natomiast mistrzowi eliksirów, udawało się to bez większego wysiłku. Elizabeth dostała drugie życie i nie mogła go zmarnować, przez wygodę, jaką dawał eliksir słodkiego snu. Dodatkowo przez gorsze samopoczucie, wybuchła, dała upust emocją przy mężczyźnie, była zła na samą siebie. Chociaż może nie było się czym przejmować, przecież Snape, widział ją już w dużo gorszych stanach i sytuacjach. Długo nie była w stanie podnieść się z łóżka, w końcu jednak musiała. Ubrała się i zrobiła mocną kawę, domyślała się, że napój nie postawi jej na nogi, ale może chociaż trochę pocieszy. Gdy przeglądała Prorok Codzienny, pijąc ciemny, aromatyczny trunek, rozległo się pukanie do drzwi, które zdecydowanie za często słyszała.

-Choler, kto znowu... - Mruknęła sama do siebie. -Proszę. - Drzwi powoli uchyliły się i stanął w nich Snape. Kobieta zmierzyła go wzrokiem. 

-Wejdź. - Gdy mężczyzna zamknął za sobą drzwi, spojrzał na kobietę, po czym odezwał się jedwabiście.

-Nie było cię na śniadaniu, musiałem sprawdzić czy ciągle żyjesz.

-Trudno stwierdzić.

-To prawda, wyglądasz jakbyś właśnie wyszła z grobu. - Nieoczekiwanie Havens uniosła kącik ust, przyglądając się czarodziejowi. Po czym odłożyła gazetę i wzięła łyk kawy. 

-Miałeś rację. - Zaczęła po chwili, a nauczyciel uniósł brew. 

-Ach tak? 

-Naciesz się  chwilą, bo pewnie szybko takiego zdania z moich ust znowu nie usłyszysz. - Czarnowłosa wstała z miejsca i podeszła do szafki, z której wyjęła fiolkę, prawie po brzegi wypełnioną fioletowym płynem. Podeszła do mężczyzny wyciągając w jego stronę rękę, w której trzymała malutki, szklany flakonik. -Weź. Szkoda wylewać, może jeszcze się komuś przyda. Nie może tu zostać, bo wątpię, że mam ta silną wolę, że wiedząc, że tu jest, nie skorzystam. - Nauczycielka numerologi delikatnie uniosła kącik ust, jak zwykle była w tym gracja i odrobina flirtu, Severus przeanalizował ją spojrzeniem, po czym wziął od niej fiolkę. 

-A więc nie wzięłaś tej nocy? 

-Jak widać.

-Jak się czujesz?

-Fizycznie, czy psychicznie?

-Oba. - Odrzekł obojętnie. - Tylko nie kłam, bo w końcu zacznę cię faszerować Veritaserum i to je nieświadomie przedawkujesz.

-Może wtedy byłoby łatwiej. Daj mi się oswoić z tym wszystkim.

-Niech ci będzie. - Profesor rzucił i natychmiast wyszedł. Chwilę później, Elizabeth zebrała się i ruszyła na zajęcia. Po ostatniej lekcji z siódmym rocznikiem, do nauczycielki, która próbowała połapać się w trzech stertach papierów leżących do jej biurku, podszedł Collins. Po incydencie z czekoladkami, chłopak praktycznie, całkowicie zszedł jej z oczu. Widywała go na lekcjach i to było tyle. Cała sytuacja finalnie miał swoje dobre skutki. Chłopak dał jej spokój i nawet zaczął się uczyć. Teraz był jednym z jej lepszych uczniów. Havens zdziwiła się, gdy zobaczyła przy swoim biurku blondyna, który wyraźnie nie wiedział czy powinien się odezwać, czy czekać aż kobieta to zrobi. Profesorka podniosła wzrok zza papierów i spojrzała na niego pytająco. 

-Wiem, że zapisy już skończone, ale czy mógłbym jeszcze się zgłosić na turniej numerologiczny? - Po tych słowach Elizabeth głośno przeklęła w myślach, kompletnie zapomniała o mini turnieju, który miała zorganizować. -Przepraszam, że tak późno, ale nie miałem śmiałości.

Czarne szaty ||Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz