XXIX

6.8K 470 173
                                    

Kolejnego dnia Elizabeth czytając sięgnęła po pudełko czekoladek, odłożyła książkę, po czym odpakowała je, wyglądały znakomicie, jednak nie wiadomo czemu kobieta czuła niepokoju. Gdy już wzięła jedną z czekoladek do ręki, wzdrygnęła się. Ciągle miała wątpliwości, co do bezinteresowności chłopaka. Podejrzliwie powąchała czekoladkę i wszystko byłoby dobrze, gdyby prócz kawy nie wyczuła jeszcze pergaminu, gabinetu Snape'a i kilku innych rzeczy. Długo nie myślała, umiała przecież poznać zapach amortencji, wiedziała co w niej czuje, jedynym niepasującym elementem był zapach, który czuje zawsze gdy wchodzi do gabinetu Snape'a. Oburzenie jakie ją ogarnęło nie dało jej jednak zastanawiać się nad tym, zerwała się z łóżka i ruszyła wścieła z pudełkiem czekoladek w ręku, do gabinetu Snape'a. Już kilka sekund później znalazła się przed drzwiami, które otworzyła zaklęciem i wparowała do środka bez słowa. Mistrze eliksirów siedział przy biurku czytając eseje, gdy nauczycielka otworzyła z hukiem drzwi podniósł wzrok zza kartki i spojrzał na nią pogardliwie. Havens podeszła do biurka, po czym rzuciła na nie otwarte pudełko czekoladek. Snape przeniósł wzrok z kobiety na przedmiot, który właśnie uderzył o biurko. 

-Co robisz Havens?! - Warknął.

-Powąchaj. - Powiedziała ostro.

-Wróć jak wytrzeźwiejesz.

-Snape, powąchaj.

-Na cholerę mam wąchać jakiś wyrób czekoladowy, Havens? - Powiedział tym samym nieprzyjemnym tonem, którym przywitał kobietę. - Nauczycielka nic już nie powiedziała tylko patrzyła na mężczyznę surowo, ten w końcu wziął jedną z czekoladek i powąchał niechętnie, krzywiąc się. - Jak mam cokolwiek wyczuć przez te twoje perfumy. - Mruknął wzgardliwie, gdy jednak zaczął wyczuwać inne zapachy i dotarło do niego, że nadzienie jest amortencją, wyraz jego twarzy nieznacznie się zmienił, a w jego głowie pojawiło się wiele pytań. Począwszy od tego dlaczego wyczuł w eliksirze zapach perfum kobiety.

-Nie chciałam tego słyszeć, Snape.

-Co to ma być?

-Taki dostałam prezent.

-A co ja mam z tym wspólnego?

-Dostałam od Collinsa czekoladki z amortencją, właśnie trzymasz jedną z nich. Nie zamierzam się z nim użerać sama,  a ty w końcu jesteś opiekunem jego domu i bardzo mną gardzisz, gdy odbieram mu punkty, a więc proszę bardzo, daję ci wolną rękę, zajmij się tym. - Powiedziała zjadliwie kobieta, a Snape uniósł brew.

-Skąd wiesz, że to on?

-Podpisał się. - Powiedziała kpiąco. - Zresztą nie trzeba być geniuszem, żeby połączyć fakty. Lata za mną od pierwszego tygodnia. Informuję cię Snape, że jeśli ty nic z tym nie zrobisz, to ja zrobię i nawet nie próbuj mi urządzać awantur. 

-Nie zamierzam. Ale najpierw muszę mieć pewność, że to on. Zaczekaj, zaraz go tu przyprowadzę. -Severus wstał z miejsca i po chwili zniknął za drzwiami. Elizabeth głośno wypuściła powietrze i oparła się o biurko. W tym czasie Snape ruszył do pokoju wspólnego ślizgonów i już po chwili był w drodze powrotnej do gabinetu, a za nim szybkim krokiem szedł Collins, nic nie podejrzewając, gdy weszli do pomieszczenia chłopakowi nieco zrzedła mina, starał się jednak tego nie okazywać.

-Dzień dobry, pani profesor. - Powiedział z udawaną uprzejmością i spojrzał na Snape'a. - A więc, czemu mnie pan tu sprowadził?

-A może ty mi to powiesz? - Powiedział nauczyciel przeszywając chłopaka chłodnym spojrzeniem.

-Chodzi o moje zaniedbywanie numerologii? - Victor zerknął na nauczycielkę. - To się zmieni.

-Nie wszyscy muszą być wszechstronnie utalentowani panie Collins. - Oznajmiła Havens z nienaturalną uprzejmością. - Niektórzy są dobrzy w eliksirach, a inni w numerologii. 

Czarne szaty ||Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz