LXXXVIII

3.7K 249 454
                                    

Elizabeth leżała w poprzek łóżka ze wzrokiem wbitym w sufit, momentami nie myślała o niczym. Przestawała istnieć, a godziny mijały, niczym minuty. W końcu wstała i ruszyła do salonu. Gdy tylko przekroczyła próg, usłyszała pukanie, oczywiście zignorowała je. Wyjęła papierosa z paczki leżącej na stole, a pukanie na moment ucichło. Jednak gdy nachyliła się nad świeczką z zamiarem odpalenia papierosa, już któryś raz, pukanie ponowiło się. Z irytacją ruszyła do drzwi, przy których zatrzymała się na moment mając nadzieję, że sprawca zamieszania rozmyśli się. Nie chciała widzieć nikogo. Pukanie jak na złość nie ustało. Havens uchyliła drzwi i przeklęła w myślach. To ostatnie czego jej było potrzeba.

Przed drzwiami stał elegancki blondyn, który bez słowa wnikliwie zmierzył czarownicę spojrzeniem. Od rozczochranych loków, przez podkrążone oczy, bladą twarz. Na moment, instynktownie zatrzymał wzrok na jej dekolcie, po czym dokładnie prześwietlił jej czarną satynową koszulę nocną i uniósł brew.

-Co tu robisz? - Rzuciła Havens, nie mając siły na sztuczne uprzejmości. 

-Cóż za miłe powitanie. Wpuścisz mnie? 

-Nie czuję się zbyt dobrze, Lucjusz. 

-Widzę. - Odparł jedwabiście, po czym znów zlustrował czarnowłosą. 

-Przyjdź kiedy indziej. - Odparła i zaraz po tym zamknęła drzwi. W ostatniej chwili mężczyzna uniemożliwił jej to wkładając koniec swojej laski za próg. Havens zacisnęła usta, już miała się odezwać, ale usłyszała z końca korytarza głosy zbliżających się uczniów i odpuściła. Przecież Lucjusz i tak już widział w jak żałosnym jest stanie, co miała do stracenie. Zresztą była zbyt rozbita, żeby przejmować się tym jak wygląda i tym co pomyśli sobie Malfoy. Obojętnie puściła drzwi i bez słowa ruszyła do biurka, zostawiając Malfoya bez zaproszenia przy uchylonych drzwiach. Mężczyzna nie czekał długo, wszedł za czarnowłosą, zamykając za sobą drzwi. Ta zerknęła na niego poprawiając satynowy szlafrok i zaraz po tym drżącą ręką zapaliła od świeczki papierosa, tak jak zamierzała. Ciągle obserwowana przez blondyna, zaciągnęła się i w końcu na niego spojrzała. 

-Źle wyglądasz. Jeszcze nie widziałem cię w takim stanie. - Oznajmił, ciężko było stwierdzić, czy w jego głosie słychać było zmartwienie, czy odrazę, a może oba po trochu, ale nie obchodziło jej to.

-Jednak nie jestem tak idealna, jak ci się wydawało. Miewam gorsze dni. Zawiedziony? - Mruknęła unosząc kącik ust i zaciągając się papierosem, ciągle ze słabym skutkiem próbując powstrzymać drżenie rąk. 

-Drżysz. - Oznajmił nieco zbliżając się do niej. 

-Nie zamierzam rozmawiać o moim stanie. - Odparła, a jej głos się załamał. Malfoy ciągle przyglądał się jej. Dziwiło go to co zastał. Nieoczekiwanie przejechał dłonią po ramieniu czarownicy, która zaraz po tym geście odeszła od niego, udając się w stronę leżącej na komodzie popielniczki. Strzepując papierosa, wzięła głęboki oddech i znów spojrzała na eleganta dzierżącego laskę. - Do rzeczy. Po co przyszedłeś? Bo myślę, że nie napić się ze mną whisky.

-Narcyza chce żebyś odwiedziła nas w święta. Jest jeszcze sporo czasu, ale zależy jej, żebyś nie zaplanowała czegoś innego. 

-A ty? 

-Ja? - Rzucił unosząc brew. 

-Chcesz, żebym przyszła? 

-Skąd to pytanie? 

-To twój dom Lucjusz, ty będziesz musiał ze mną siedzieć przy jednym stole. 

-Nie znasz odpowiedzi? 

-Znam, ale ciągle nie jestem pewna, czy potrafisz zrozumieć, że jestem twoją rodziną. Nie kochanką. - Tym razem to ona zlustrowała długowłosego blondyna, który uniósł brew. Zgasiła papierosa i znów podeszła do mężczyzny. 

Czarne szaty ||Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz